Po reelekcji Obamy
Niezależnie od oceny roli USA we współczesnym świecie, a szczególnie w sprawach polskich, którym dałem wyraz w artykule, „Po co nam Ameryka”, odczuwam wyraźny niesmak po reelekcji jednego najbardziej nieudanych prezydentów amerykańskich.
Pretensje można mieć do Romney’a za niedostatecznie silne wyakcentowanie populistycznej polityki Obamy dokonywanej na koszt podatników amerykańskich, ale też powodującej wyraźną recesję gospodarczą, a tym samym pozbawianie Amerykanów miejsc pracy i dochodów.
W polityce zagranicznej tak nisko notowanych Stanów Zjednoczonych nie było chyba nawet za czasów Cartera, być może ten element nie stanowi dla społeczeństwa amerykańskiego czynnika decydującego w wyborach prezydenckich, ale w połączeniu z oczywistymi zaniedbaniami w wewnętrznych sprawach, a szczególnie w gospodarce nie miał prawa powtórzyć elekcji.
Przypomina się próba reelekcji przez wspomnianego Cartera, gdyby wówczas udało mu się wygrać z Reaganem to nie jest wykluczone, że do dziś tkwilibyśmy w zmurszałym sowieckim baraku. Tylko, że wówczas naród amerykański obudził się i pogonił nieudacznika wybierając tego, który przywrócił Stanom Zjednoczonym przodującą rolę. Dzisiaj niestety o reelekcji zdecydowała postawa miernoty, lenistwa i obawy przed jakąkolwiek aktywnością. Czyżby ten naród, który wielekroć w historii wykazał się gotowością do poświęceń zepsiał tak dalece, że pozwala się prowadzić bardzo byle jakiemu demagogowi?
Oczywiście prezydentura amerykańska to nie tylko jeden człowiek mimo jego formalnie olbrzymiej władzy, dotychczas była to prezydentura przy pani Hillary Clinton, podobnie jak za czasów prezydentury jej nieudacznego męża.
Przecież to ona w poprzednich wyborach była faworytką „demokratów”, tylko jak spostrzeżono, że nie ma szans na wygranie z Cainem wystawiono takiego, który zbierze głosy czarnej Ameryki. I tak to zostało po dzień dzisiejszy.
Dla nas najważniejszy jest stosunek do Europy, w której po wycofaniu się Obamy Niemcy poczuły się hegemonem nawet nie ukrywając swoich zamierzeń, co rokuje nie najlepiej nie tylko dla nas, ale dla całej Europy.
Jeszcze gorzej wygląda to w stosunku do Polski, do której stosunek wyraził dobitnie z okazji pośmiertnej dekoracji Karskiego. Nie uznał wówczas za stosowne przypomnieć, że Karski podobnie jak i Sendlerowa nie działali samodzielnie, ale jako wykonawcy decyzji i zorganizowanej akcji polskich władz państwa podziemnego reprezentującego cały naród polski łącznie ze wszystkimi członkami polskiej wspólnoty niezależnie od etnicznego pochodzenia, ale wręcz przeciwnie użył świadomie najbardziej haniebnego sformułowania o „ polskich obozach”. Haniebnego nie dla Polaków, ale dla tych, którzy go używają.
Do dzisiejszego dnia nie przeprosił za to w formie choćby częściowo zmywającej tę hańbę.
Można tylko z odrazą, nawet nie z ubolewaniem stwierdzić, że władze w Polsce również do dnia dzisiejszego nie odniosły się do tego w sposób godny polskiego honoru.
Mógłby ktoś powiedzieć, że są to „imponderabilia” jak powiedziałby Piłsudzki, tylko że to one świadczą o rzeczywistym stosunku do nas.
Natomiast, jeżeli chodzi o realia to mieliśmy tego dowód w czasie wizyty Obamy w Polsce, poza jałowym gadulstwem tylko dwa fakty świadczą o nich, a mianowicie: jedyne osobiste spotkanie z Janukiewiczem, co było oczywistym gestem wobec Putina oraz spotkanie z przedstawicielami gminy żydowskiej w Polsce, której przedstawiciele obsobaczyli go za niedostatki w służbie dla Izraela.
Wyniki dotychczasowej prezydentury Obamy są aż nazbyt widoczne, jeżeli tak dalej pójdzie to Stany Zjednoczone obsuną się jeszcze niżej, a Europa pozostawiona na łasce niemieckiej z pomocą rosyjską będzie służyć nowemu imperium antyamerykańskiemu.
Czy jest cień nadziei, że zgodnie z oświadczeniem Romney’a „nowy” Obama zwolniony z obaw o reelekcję zdobędzie się na przywrócenie Ameryce jej pozycji gospodarczej i politycznej w świecie?
Jak pożyjemy to zobaczymy.