Rad byłbym z dyskusji o wartościach, lecz milczenie też przyjmę z pogodą ducha. A teraz narysuję kilka słów, wydobywających z pustki moje rozumienie wartości, pomiędzy którymi możesz wybrać. Potraktuj te myśli jak pojedyncze źdźbła na wielkiej łące. W żadnym przypadku nie mają one mocy rozstrzygania, co jest dobre, a co już złe. Ja np. mogę widzieć tylko czerwone maki, a ty szukasz niebieskich bławatków, ja np. lubię kolory jesieni, a ty wolisz bujność wiosennej łąki z żółto kwitnącymi mleczami i soczystością zieleni. Moje opisy mają taką właśnie wartość: wydobywają z pełni jedynie pojedyncze kreski konturów wartości z nieskończonego tła.
Prawda.
Jeśli wybierzesz prawdę, proszę zważ, że jej natura jest jak oddech. Przenika przez strumienie i rzeki życia, wyłania się z oceanu w kolejnych falach do konkretnych postaci i form, lecz nigdy nie znika. Prawda jest oceanem istnienia i wykracza poza istnienie. Prawdziwa prawda daje prawdziwą wolność. Nieprawdziwej prawdy po prostu nie ma. Nie myl prawdy z przekonaniami, teoriami, wiedzą. Nie wikłaj jej w emocje i osądy. Nie lokuj jej przejawów w pobliżu polityki, ideologii, czy nawet wiedzy. To uwłacza ogromowi prawdy. Poprzez takie uwłaczanie zamykasz siebie w klatce mentalnej utkanej z myśli, osądów, przekonań… i odcinasz się od pola prawdy. Dziwne słowa, prawda?
Bóg, jeśli jest prawdziwy, to jest Prawdą. Człowiek, jeśli jest prawdziwy, to jest prawdą. Bóg jest jak ocean prawdy, każdy pojedynczy i konkretny człowiek jest jak fala prawdy. Tu warto zmierzyć się z paradoksem: każdy człowiek jest prawdziwy i nie każdy Bóg jest prawdziwy. Dlaczego tak? Wystarczy prześledzić historię religii i przyjrzeć się ewolucji pojęcia Boga.
Każdy człowiek jest prawdziwy, lecz nie każdy doświadcza własnego życia jako prawdy. Co trzeba uczynić, żeby doświadczać własnego życia w świetle dotykania w każdej chwili sensu, że jest prawdziwe i autentyczne? Tu spotykamy się z milczeniem. Bo niby co ja mogę napisać.
Bóg prawdziwy musi sam objawić się w historii. My możemy co najwyżej wypatrywać jego śladów w słowie, w naturze i człowieku, w tajemnicach i dramatach miłości.
Chcesz walczyć o prawdę, przeciw kłamstwu, obłudzie, hipokryzji? To bezcenne. Kiedy droga wojownika prowadzi do pokoju? Są i takie sytuacje – tyle tu napiszę.
Wolność.
To taka gówno prawda bez prawdy. Nie jesteś prawdziwy, nie jesteś autentyczny, nie jesteś sobą – zapomnij o wolności. Pamiętaj o zniewoleniu. Cały czas powtarzaj: jestem niewolnikiem. Badaj, jak bardzo jesteś zniewolony. Zdejmuj kolejne warstwy cebuli zniewolenia aż dojdziesz do pustego środka siebie, gdzie otwiera się nieskończona przestrzeń, do świetlistego zarodka duszy, z której wypływa przedwieczne światło. Walcz o prawo do posiadania własnej siły, własnego pokoju, własnej drogi.
Jeśli już jednak wpadłeś w pułapkę jednej z wielu ideologii wolności, to postaraj się o dystans do tego, co głoszą różne szkoły i myśliciele. Świat nie daje wolności – może ją za to zabrać. Wmówiono ci, że wolność istnieje na płaskiej ziemi pośród różnych rzeczy i celów, które możesz osiągnąć – bez zaglądania do studni ducha. To nie jest prawda.
Jak powrócić na ścieżkę do wolności? Czy to możliwe? Czy jest wyjście z labiryntu, w którym nas zamykają pośród materii? Tak, ale potrzebujesz wiary, potrzebujesz wiedzy, potrzebujesz ciszy, żeby się od-programować, uwolnić od zewnętrznej i wewnętrznej sieci uwarunkowań. Zniewolonym być przez innych niewolników to mniejszy wstyd niż ulegać przemocy zniewalających myśli i emocji. Współczesny niewolnik, zamknięty w klatkach cywilizacji konsumpcyjnej, ma mało przestrzeni, w której może spotkać się twarzą w twarz ze sobą, z wolnością. Nie ma na to szans, bo musi gonić za rzeczami lub uciekać przed rzeczami. Wahadło, które odmierza czas – od żądzy posiadania do lęku przed utratą zdobyczy – nie mierzy wolności. Jest miarą zniewolenia i odmierza dni umierania.
Nie ma wolności w iluzji. Dlatego pierwszym krokiem na drodze wolności jest – i to zawsze – wyrwanie się z matni matriksu. Jakkolwiek byłoby to bolesne i dramatyczne, jest konieczne. Ale pomyśl przez chwilę: potrafisz wskazać choćby jedną iluzję, której uległeś?
Solidarność.
Nie ma wolności bez solidarności, zaś solidarność ma nieść pochodnie wolności do miejsc ucisku i wyzysku. Ludzie wolni budują wspólnotę dla ludzi wolnych. Niewolnicy budują świat dla niewolników. Solidarność jest siecią wolnych osób, zaś w systemach hierarchicznych powstaje piramida zniewoleń. Nie jest prawdą, że na dole piramidy zniewolenie jest większe niż na jej szczycie. Panowie niewolników też są niewolnikami. Z całą pewnością mają więcej władzy, przywilejów, pieniędzy, okazji do hedonizmu i przyjemnego próżnowania, gdyż stoją na plecach tych, którymi rządzą i których wyzyskują. Cóż z tego? Są tylko niewolnikami w skórze panów. Zaprawdę, trudniej jest zrzucić skórę pana i odkryć przestrzeń wolności pośród bogactw i sławy niż pozbyć się łachmanów, w które ubiera się bieda.
Jeśli uznałeś, że zbłądziłem, nie pomyliłeś się. Różne grupy powstają wokół wspólnych interesów i różni ludzie łączą się dla wspólnych celów. Jedni przeciw drugim. I potem potrzebują tolerancji, żeby się nie pozabijać w odwiecznej wojnie o wpływy w państwach i na świecie.
Tolerancja.
Oj, toż to tęczowy balon naszych czasów. Każde przekonanie jest równoprawne, lecz tylko pozornie. Po bardziej wnikliwym spojrzeniu w sprawę, widać jak na dłoni linie papilarne politycznej poprawności. Są tolerancje usprawiedliwione przez większość i takie, dla których nie może być litości. Trzeba je zwalczać aż do ostatecznego unicestwienia. Postmodernistyczna sieczkarnia relatywizmu aksjologicznego miele wolność i redukuje ją do tolerancji. Tolerancja stroi się w różne szaty i stroi różne miny. Bywa ofensywna i defensywna, wściekła i łagodna. Od czego to zależy? Czy nie od strony barykady, po której stoją jej zwolennicy? Czy nie od przestrzeni subiektywnych przekonań? Kto ma władzę, by stanowić prawo, ten narzuca standardy tolerancji. Dotkliwa to choroba. Żre mózgi, połyka wolność zamykając ją w brzuchu potwora regulacji każdego możliwego zachowania człowieka.
Tolerancja imituje wolność za murami twierdzy, w której chcemy się odciąć od mających inne przekonania. Budujemy te mury całkiem sprawnie we współczesnej kulturze, gdy już całkiem utraciliśmy wyczucie ducha wolności i sprawiedliwości, gdy nie potrafimy wznieść się do solidarności jako spoiwa wspólnoty. Niby tolerancja ma gwarantować dialog, niby ma mieć ducha ekumenicznego, niby ma wspierać różnorodność form przejawiających się w kulturze. To taki świat nie do końca prawdziwy, świat imitacji, świat na niby, w którym niewolnicy mają odzyskać minimum bezpieczeństwa dla własnej egzystencji.
Duch sprawiedliwości potrzebuje kompasu moralnego, zaś duch tolerancji pojawia się w społeczeństwie, które dla swojego funkcjonowania potrzebuje szczegółowo stanowionego prawa.
Panowie namawiają niewolników do tolerancji dla przekonań innych niewolników, a sami szukają władzy – z mocnym przekonaniem, że władza poszerzy teren ich panowania. Mylą panowanie z wolnością? Wciskają kit tolerancji, by utrwalić system wirtualnych mętlików w głowie? Tak.
Tymczasem to całkiem proste. Człowiek wolny nie myśli o tolerancji – po prostu jest tolerancyjny dla każdego człowieka. Akceptuje każde dobro i nie zgadza się na zło. Podróżuje z kompasem moralnym po świecie, za przewodnika mając sumienie i inteligencję duchową.
Sprawiedliwość.
Paradoks jest tu taki: im więcej praw ustanowimy dla siebie, tym trudniej nam przychodzi kierowanie się w życiu duchem sprawiedliwości. Duch sprawiedliwości spaja kulturę wokół sił życia, duch prawa ma nas bronić przed unicestwieniem lub niepotrzebnym umieraniem przed upływem czasu. Balans prawa i sprawiedliwości ma prowadzić do dynamicznej równowagi, która określa formy wolności. Prawo i duch sprawiedliwości ma dawać odpór wszelkiej przemocy, zwłaszcza tej, do której zdolna jest władza.
Dobrze się dzieje na świecie, gdy prawo i sprawiedliwość są proste w swych formach i formułach oraz szukają cnoty umiaru.
Zdrowe społeczeństwo potrzebuje przede wszystkim ducha sprawiedliwości. Bo Temida bywa ślepa – czasami na jedno oko, często na oba. Co powoduje, że prawo widzi człowieka? Sprawiedliwość, sprawiedliwość głupcze. Lecz nie każda sprawiedliwość, lecz tylko taka, którą wypełnia współczucie, która ma system korzeni czerpiących wodę z ducha kultury budowanej na fundamencie wartości.
Praca.
Najprościej mówiąc: powinna być wykonywana w szlachetnych i godnych formach. Ma mieć prymat nad kapitałem, nad pieniądzem. Czy ma? Poszukaj sobie sam odpowiedzi. Ja napiszę krótko: durniami jesteśmy, pełnymi pychy, żądz i chciwości. Niewolnikami. Pracujemy głównie po to, by mieć. Pracujemy, by być posiadaczami rzeczy, które nas w końcu zniewalają. Gubimy ducha wolności, prawdę zakuwamy w formułach skuteczności technologicznej i finansowej inżynierii, dławimy serca, by posłuszne naszej woli wypełniały nasz świat pałacami iluzji. Ta droga w gruncie rzeczy nie różni się niczym od wędrówki Narodu Wybranego przez pustynię. Modlimy się wciąż do złotego cielca. Nie wystarczyło 40. lat, ani nauk Mojżesza i Jezusa, żeby wypalić z nas zabobony.
Dzisiaj raczej skłonni jesteśmy wierzyć, że zabobonem są tamte nauki i wszelkie religie, zaś złoty cielec jest realnym bożkiem tego świata. Oddajemy mu pokłony a on nas zniewala, również poprzez pracę.
Praca powinna podążać za wiedzą – to pierwszy filar, wspierać się na etyce – to drugi filar, tworzyć dobra dla wspólnot – to filar trzeci, wyrastać z fundamentu prawa własności – to filar czwarty. Pieniądz powinien płynąć tam, gdzie praca tak zdefiniowana tworzy dobro i nie gwałci wartości i wielorakich form kultury.
Po odrzuceniu złotego cielca kapitał ludzki stoi przed każdym innym kapitałem. Ot to!
Wiara.
Mylisz ją z religią? To współczuję. Mylisz ją z dogmatami? Tym bardziej zasługujesz na litość. Na litość boską, wiara ma wiele stopni, lecz na każdym z nich wiąże się z kategoriami życia, które ma otworzyć bramę śmierci dla możliwości dalszego życia.
Różne formy religijności, a zwłaszcza modlitwa i kontemplacja, mogą być pomocne na drodze odkrywania wiary. Symbole religijne, pobożne praktyki, rytuały, wspólne śpiewy i afirmacje rzeczywistości duchowej tako samo. Przewodnikiem dla wiary jest jednak zawsze łaska.
Wiara całkiem prosto łączy się z nadzieją i miłością. Jak? Odkryj to. Zrób to sam.
Wiara wzmacnia się w modlitwie, medytacji i kontemplacji – po każdym odrzuceniu cieni iluzji. Form dla siebie mogłaby śmiało poszukać w pracy, sztuce, nauce i każdej twórczej, kreatywnej aktywności oraz wiedzy.
Służy jednak głównie do odkrywania prawdy i tu staje się siłą, która chce utorować człowiekowi drogę do pojednania z Bogiem, rozmowy z Bogiem i zjednoczenia z Bogiem.
Bo skoro Bóg jest Prawdą, oceanem prawdy, to każda fala na ocenie musi odkryć najpierw, że sama jest prawdziwa. Wiara pomaga w tym odkrywaniu siebie, wyłanianiu siebie wprost z rzeczywistości, z bycia…
Miłość i przyjaźń.
Przeczytaj najpierw „Hymn o Miłości” Pawła z Tarsu i wróć po tej lekcji tutaj. Na temat miłości napisano bowiem tyle rozmaitych głupstw, że przestała być nazywana swoim imieniem. Miłość niejedno ma imię – to prawda. Obleka się w różne ciała – to też prawda. Ale ma jedną zasadniczą wadę – nie mieści się w formach ego, przekracza każdą przemoc, przerasta w swej mądrości każde zło. Musi zburzyć, musi przekroczyć, by uwolnić mądrość człowieka z więzienia przekonań i nawyków. Wyrwać z korzeniami ludzką skłonność do bycia owieczką dla wilków. Dlatego jest tak niebezpieczna. Dlatego niewolnicy, którzy nazwali się panami niewolników, tak panicznie się jej boją. Będą ją zwalczać aż do końca świata.
Miłość, podobnie jak wiara, przenika w głębiny ducha. Jest płomieniem świadomości, który rozpala wszelkie drobiny materii, by odkrywały swój sens w całości istnienia.
Piękno jest jej kształtem, dobro jest jej wnętrzem, zaś w obliczu prawdy ożywia człowieka.
I to już koniec opowieści.
Jeśli masz inną, napisz coś pod notką.
Ale pamiętaj, że każdy wybór, wskazuje tylko na miejsce, od którego chcesz zaczynać przygodę odkrywania ducha wartości. Wybierzesz prawdę i staraj się wytropić jej ślady w swoim życiu, a odkryjesz, że jest ona niedostępna bez wolności, sprawiedliwości, solidarności, wiary, miłości, wiedzy… dopóki jesteś człowiekiem. Ot paradoks. Ot dynamiczna pełnia.
Na szczęście nie musimy tracić nadziei: dróg jest wciąż wiele. I tak pozostanie, dopóki nie stracimy wrażliwości na najwyższe wartości. To od nich zależy w dużym stopniu nasze człowieczeństwo.