Po co nam historia?
Do mojego wpisu rocznicowego związanego z datą 4 lipca otrzymałem prośbę o szersze opisanie bitwy pod Kłuszynem. Nie jestem historykiem, ale uważam, że wiedza historyczna jest niezbędnym elementem kanonu wiedzy każdego Polaka o własnym narodzie i im szerszy zakres działania i większy udział w społecznym życiu narodu tym wiedza ta powinna być większa.
Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo powszechnie skąd należy tę wiedzę czerpać. Jest bowiem tyle bałamutnych źródeł informacji, że może się w tym pogubić nie tylko przeciętny odbiorca tej wiedzy, ale nawet ktoś kto posiada szerszy zakres wiadomości.
W historii Polski klasycznym przykładem może służyć ocena, a nawet faktografia powstań narodowych. Od totalnego entuzjazmu i czci do absolutnego potępienia. Od uznania, że były one przejawem czystego przeświadczenia narodowego o potrzebie walki z zaborcą do uznania, że były one wynikiem prowokacji i intryg międzynarodowych.
W tych okolicznościach należy się zastanowić nad tym, po co nam potrzebna jest wiedza historyczna. Przedstawiciele wymarłego już chyba pokolenia wyznawców czystej wiedzy dla samej prawdy nie mają wątpliwości, nie interesują ich implikacje pragmatyczne, ale mają satysfakcję z rzeczywistego, lub też rzekomego poznania prawdy. Odnosi się to wszystkich dziedzin wiedzy, nawet najbardziej ścisłych, a co dopiero, kiedy się mówi o wiedzy o człowieku, do czego odnosi się też wiedza historii ludzkiej.
Jesteśmy stale karmieni różnymi teoriami, które w znacznej mierze nie wytrzymują próby czasu, pół biedy, jeżeli dotyczy to jedynie rozważań intelektualnych, ale przecież przeżywamy stale na własnej skórze próby zastosowania określonej teorii w naszym życiu. A wszystko zaczęło się od Oświecenia zmieniającego teocentryczny pogląd na świat na antropocentryczny, co dało możliwość snucia najrozmaitszych koncepcji w odniesieniu do osobowości i organizacji współżycia między ludźmi. Po tragicznych przejściach rasizmu i materializmu dialektycznego mamy obecnie panowanie globalizmu relatywizującego wszelkie wartości stanowiące fundament naszej chrześcijańskiej kultury.
Negatywne skutki zastosowania globalizmu w stosunkach międzyludzkich są dzisiaj wyraźnie widoczne, a przecież jesteśmy dopiero w początkowej fazie rozwoju tej doktryny. Jej główne założenie, że „człowiek jest celem i miarą wszechrzeczy” sprowadza się do podobnego jego traktowania jak w realnym socjalizmie, który był „dla człowieka”, tylko że jak powiadał pewien Czukcz, który po złowieniu rekordowej liczby fok został przyjęty na Kremlu, że tego człowieka dla którego był stworzony socjalizm w Sowietach poznał osobiście i nawet ściskał mu rękę.
Podobnie jest z globalizmem, który ma służyć człowiekowi, tylko któremu?
Bo pozostałych traktuje wyłącznie w kategoriach statystycznych.
Żeby się tej tendencji przeciwstawić trzeba przypominać ludziom, kim są z woli Bożej, jedną z tych cech człowieczeństwa jest jego więź z przeszłością, od której się go usilnie odcina.
W czasach zaborów powstała polska szkoła historii „ku pokrzepieniu serc”, nie było jej celem fałszowanie historii, co wprowadzili bolszewicy na wielką skalę i co kontynuowane jest i obecnie, ale wydobywanie z naszych dziejów tych pozytywnych przykładów patriotyzmu, poświęcenia, wiary i mądrości, które powinny nas natchnąć do zajęcia podobnej postawy wobec wyzwań współczesności. I nie jest to bynajmniej instrumentalne traktowanie historii dla osiągnięcia konkretnego celu, ale tworzenia tożsamości narodowej, jako wspólnoty działającej łącznie ze wspólnotą religijną, rodzinną, zawodową czy środowiskową. Tylko w takim kształcie uwidacznia się nasze pełne człowieczeństwo.
Komu zatem mamy wierzyć w relacjach historycznych?
Jestem przekonany, że przede wszystkim tym, o których pisał nasz wieszcz, że „najlepszym historykiem był Cezar, bo pisał historię z konia”, podobnie „z konia” napisał historię wojen moskiewskich hetman Stanisław Żółkiewski.
Jego opis świadczy zarówno o poziomie wiedzy jak i o charakterze i zdolnościach twórczych. Jako wojownik odznaczył się niebywałymi zdolnościami dowódczymi, a szczególnie umiejętnością wykorzystania jazdy dla szybkich działań. Wiedział doskonale, w jakich warunkach można przeprowadzić decydujące uderzenie i potrafił te warunki stworzyć. Pod tym względem polscy dowódcy nie mieli sobie równych w świecie, nie mówiąc już o tym, że dysponowali najlepszą jazdą.
Ale przecież Żółkiewski to nie tylko znakomity dowódca, ale również światły mąż stanu o szerokich horyzontach. Przypomniał o tym nieustraszony obrońca polityczny za czasów PRL Władysław Siła – Nowicki w czasie procesu Leszka Moczulskiego z KPN. Kiedy Moczulski zwrócił uwagę, że „polscy” generałowie sowieckiego pochodzenia noszą order Suworowa sprawcy rzezi Pragi, co ma ten sam wyraz jakby po Moskwie obnoszono order Żółkiewskiego. Na to Siła – Nowicki zaprotestował stwierdzając zasadniczą różnicę między Suworowem a Żółkiewskim polegającą na tym, że Żółkiewski nie mordował niewinnych, a odwrotnie wprowadził prawa swobód przedtem nieznanych w carstwie moskiewskim.
W „III Rzeczpospolitej” lansuje się, jako wzorce postawy ugodowe, częstokroć bardzo kontrowersyjne i zaprzeczające polskiemu historycznemu ideałowi „rycerza niezłomnego”, jakim z pewnością był hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski poległy śmiercią żołnierską pod Cecorą. Ludzie, którzy sprokurowali obecny kształt państwowości wybrali sobie na wzorce takich samych, jakimi byli sami. Po prostu przenieśli wzorce z PRL, w której promowane były fałsz, zakłamanie, donosicielstwo i służalstwo, a przede wszystkim zdrada wobec własnego narodu.
Nie dokonamy żadnych zmian w systemie rządzenia nami bez przywrócenia normalnej postawy moralnej narodu, a do tego potrzebne nam są lekcje naszej historii i świadomość celów, jakie przyświecały jej najświetniejszym postaciom.
Po co nam historia?
Do mojego wpisu rocznicowego związanego z datą 4 lipca otrzymałem prośbę o szersze opisanie bitwy pod Kłuszynem. Nie jestem historykiem, ale uważam, że wiedza historyczna jest niezbędnym elementem kanonu wiedzy każdego Polaka o własnym narodzie i im szerszy zakres działania i większy udział w społecznym życiu narodu tym wiedza ta powinna być większa.
Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo powszechnie skąd należy tę wiedzę czerpać. Jest bowiem tyle bałamutnych źródeł informacji, że może się w tym pogubić nie tylko przeciętny odbiorca tej wiedzy, ale nawet ktoś kto posiada szerszy zakres wiadomości.
W historii Polski klasycznym przykładem może służyć ocena, a nawet faktografia powstań narodowych. Od totalnego entuzjazmu i czci do absolutnego potępienia. Od uznania, że były one przejawem czystego przeświadczenia narodowego o potrzebie walki z zaborcą do uznania, że były one wynikiem prowokacji i intryg międzynarodowych.
W tych okolicznościach należy się zastanowić nad tym, po co nam potrzebna jest wiedza historyczna. Przedstawiciele wymarłego już chyba pokolenia wyznawców czystej wiedzy dla samej prawdy nie mają wątpliwości, nie interesują ich implikacje pragmatyczne, ale mają satysfakcję z rzeczywistego, lub też rzekomego poznania prawdy. Odnosi się to wszystkich dziedzin wiedzy, nawet najbardziej ścisłych, a co dopiero, kiedy się mówi o wiedzy o człowieku, do czego odnosi się też wiedza historii ludzkiej.
Jesteśmy stale karmieni różnymi teoriami, które w znacznej mierze nie wytrzymują próby czasu, pół biedy, jeżeli dotyczy to jedynie rozważań intelektualnych, ale przecież przeżywamy stale na własnej skórze próby zastosowania określonej teorii w naszym życiu. A wszystko zaczęło się od Oświecenia zmieniającego teocentryczny pogląd na świat na antropocentryczny, co dało możliwość snucia najrozmaitszych koncepcji w odniesieniu do osobowości i organizacji współżycia między ludźmi. Po tragicznych przejściach rasizmu i materializmu dialektycznego mamy obecnie panowanie globalizmu relatywizującego wszelkie wartości stanowiące fundament naszej chrześcijańskiej kultury.
Negatywne skutki zastosowania globalizmu w stosunkach międzyludzkich są dzisiaj wyraźnie widoczne, a przecież jesteśmy dopiero w początkowej fazie rozwoju tej doktryny. Jej główne założenie, że „człowiek jest celem i miarą wszechrzeczy” sprowadza się do podobnego jego traktowania jak w realnym socjalizmie, który był „dla człowieka”, tylko że jak powiadał pewien Czukcz, który po złowieniu rekordowej liczby fok został przyjęty na Kremlu, że tego człowieka dla którego był stworzony socjalizm w Sowietach poznał osobiście i nawet ściskał mu rękę.
Podobnie jest z globalizmem, który ma służyć człowiekowi, tylko któremu?
Bo pozostałych traktuje wyłącznie w kategoriach statystycznych.
Żeby się tej tendencji przeciwstawić trzeba przypominać ludziom, kim są z woli Bożej, jedną z tych cech człowieczeństwa jest jego więź z przeszłością, od której się go usilnie odcina.
W czasach zaborów powstała polska szkoła historii „ku pokrzepieniu serc”, nie było jej celem fałszowanie historii, co wprowadzili bolszewicy na wielką skalę i co kontynuowane jest i obecnie, ale wydobywanie z naszych dziejów tych pozytywnych przykładów patriotyzmu, poświęcenia, wiary i mądrości, które powinny nas natchnąć do zajęcia podobnej postawy wobec wyzwań współczesności. I nie jest to bynajmniej instrumentalne traktowanie historii dla osiągnięcia konkretnego celu, ale tworzenia tożsamości narodowej, jako wspólnoty działającej łącznie ze wspólnotą religijną, rodzinną, zawodową czy środowiskową. Tylko w takim kształcie uwidacznia się nasze pełne człowieczeństwo.
Komu zatem mamy wierzyć w relacjach historycznych?
Jestem przekonany, że przede wszystkim tym, o których pisał nasz wieszcz, że „najlepszym historykiem był Cezar, bo pisał historię z konia”, podobnie „z konia” napisał historię wojen moskiewskich hetman Stanisław Żółkiewski.
Jego opis świadczy zarówno o poziomie wiedzy jak i o charakterze i zdolnościach twórczych. Jako wojownik odznaczył się niebywałymi zdolnościami dowódczymi, a szczególnie umiejętnością wykorzystania jazdy dla szybkich działań. Wiedział doskonale w jakich warunkach można przeprowadzić decydujące uderzenie i potrafił te warunki stworzyć. Pod tym względem polscy dowódcy nie mieli sobie równych w świecie, nie mówiąc już o tym, że dysponowali najlepszą jazdą.
Ale przecież Żółkiewski to nie tylko znakomity dowódca, ale również światły mąż stanu o szerokich horyzontach. Przypomniał o tym nieustraszony obrońca polityczny za czasów PRL Władysław Siła – Nowicki w czasie procesu Leszka Moczulskiego z KPN. Kiedy Moczulski zwrócił uwagę, że „polscy” generałowie sowieckiego pochodzenia noszą order Suworowa sprawcy rzezi Pragi, co ma ten sam wyraz jakby po Moskwie obnoszono order Żółkiewskiego. Na to Siła – Nowicki zaprotestował stwierdzając zasadniczą różnicę między Suworowem a Żółkiewskim polegającą na tym, że Żółkiewski nie mordował niewinnych, a odwrotnie wprowadził prawa swobód przedtem nieznanych w carstwie moskiewskim.
W „III Rzeczpospolitej” lansuje się, jako wzorce postawy ugodowe, częstokroć bardzo kontrowersyjne i zaprzeczające polskiemu historycznemu ideałowi „rycerza niezłomnego”, jakim z pewnością był hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski poległy śmiercią żołnierską pod Cecorą. Ludzie, którzy sprokurowali obecny kształt państwowości wybrali sobie na wzorce takich samych, jakimi byli sami. Po prostu przenieśli wzorce z PRL, w której promowane były fałsz, zakłamanie, donosicielstwo i służalstwo, a przede wszystkim zdrada wobec własnego narodu.
Nie dokonamy żadnych zmian w systemie rządzenia nami bez przywrócenia normalnej postawy moralnej narodu, a do tego potrzebne nam są lekcje naszej historii i świadomość celów, jakie przyświecały jej najświetniejszym postaciom.