Nasze pieniądze nie mają w niczym pokrycia, w banku ich nie ma, a dług powstaje „z powietrza” – tylko nasza krwawica jest rzeczywista.
Niedawno Europejski Bank Centralny wprowadził do systemu ponad 500 miliardów euro, pożyczając je starannie wyselekcjonowanym bankom na 1 %. Banki te z kolei mają wykupić obligacje państw członkowskich pożycząjąc te pieniądze rządom poszczególnych państw na 3-8 %.
Ale czy ci wszyscy pośrednicy są tak naprawdę potrzebni? Napewno podatnicy mieliby wyrobioną opinię na ten temat, gdyby te mechanizmy były im powszechnie znane.
Dzisiejszy kryzys pozwala skupić uwagę na chorych mechanizmach kreowania pieniądza jakie fundowane są nam od ponad 300 lat, czyli od powołania w Anglii pierwszego banku centralnego, i oddania kontroli nad systemem finansowym kraju w ręce kół, które sfinansowały inwazję z zagranicy i przewrót znany tam jako "Glorious Revolution" z roku 1688.
Wtedy to stworzono pierwszy narodowy dług świata i zaczęła się jazda, która chyba zbliża się już do kresu swych możliwości.
Nam, zwykłym zjadaczom chleba, to wydaje się, że bank zbiera depozyty klientów, płaci im pewien procent, i na podstawie tych depozytów udziela pożyczek innym podmiotom, pobierając od nich pewien, nieco wyższy procent. A ponadto wartość udzielonych pożyczek jest ściśle związana z wartością zgromadzonych depozytów.
To byłby system prosty, przejrzysty i uczciwy.
W Polsce na takich zasadach działają SKOK-i i dlatego są tak powszechnie znienawidzone przez „prawdziwych fachowców finansowych”, wynajmujących PO do antypolskich działań w tym zakresie. (Ustawa o nadzorze finansowycm, uderzająca w fundamenty niezależności SKOK-ów, została przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego skierowana do Trybunału Konstytucyjnego, ale prezydent Komorowski szybciutko zmienił front w tej sprawie. To był właśnie jeden z przykładów „obstrukcji” Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ewidentnie działającego w polskim interesie, a na którą jeszcze niedawno tak skarżył się nasz Donald).
Ale kiedyś właśnie tak wyglądała cała bankowość, bo ludzie deponowali kruszce w sejfach złotników, otrzymując od nich stosowne „kwity” na prowadzenie biznesów i ew. wymieniali je na stosowny kruszec.
Ale z czasem złotnicy zaczęli wydawać więcej „kwitów”, niż mieli na to pokrycie – bo część kruszców leżała „bezużytecznie” w skarbcach. Było to ewidentne oszustwo, ale ich bezczelność, chciwość i poczucie bezkarności stopniowo rosły, tak że w obiegu zaczęły krążyć „kwity” nawet na przyprawiającą o zawrót głowy kwotę dziesięciokrotnej równowartości powierzonego złota. I tak zarabiali krocie na odsetkach od pieniędzy pożyczanych w postaci pokwitowań na depozyty bez pokrycia.
Proceder ten nosi nazwę „pożyczanie na rezerwę frakcyjną”, stanowiąc dzisiaj fundament nowoczesnego systemu bankowego, tyle że został doprowadzony do granic absurdu. Dzisiaj banki są zobowiązane do posiadania aktywów odpowiadających wartości trzech procent zobowiązań.
Oznacza to, że jeśli klienci banku gremialnie przyjdą po swoje pieniądze, to na każdą setkę aż 97 może obejść się smakiem, bo „ich aktywów” po prostu nie ma. „Nie mamy pana płaszcza, i co nam pan zrobi?”
Szumnie zapowiadana reforma światowego systemu bankowego, znana pod nazwą Bazylea III, mająca być ostatecznym remedium na tę „przypadłość” bankową, wprowadza obowiązkowy 4,5-procentowy próg wypłacalności, i to od roku 2015. Czyli i tak 95 osoby na sto będą mogły zostać legalnie oszukane – wielka mi reforma…
A osławiony pakiet 700 miliardów dolarów, które zostały pośpiesznie wydrukowane i wpompowane w amerykańską gospodarkę, miał swą praprzyczynę w „zniknięciu” takiejże kwoty z zapisów komputerowych ichniejszego systemu bankowego w trakcie kilku krytycznych godzin pewnego wrześniowego dnia w 2008 roku.
Ale dzisiejszy iluzoryczny system bankowy ma również swój drugi filar – oprócz dawania ludziom do ręki pieniądza nie mającego w niczym pokrycia, potrafi on też wypłukiwać ten pieniądz z powietrza, tworząc go z niczego, jednym pociągnięciem pióra albo jednym kliknięciem myszki.
Są to zatem pieniądze z powietrza, bez żadnego pokrycia w naturze czy w gotówce. Stworzenie ich polega na wklepaniu w komputer określonej kwoty obowiązującego w danym kraju „środka płatniczego” w momencie przyrzeczenia oddania długu (warto zwrócić uwagę, że żadna z obowiązujących obecnie walut nie jest bezpośrednio wymienialna na złoto).
„Długu” którego przyrzeczenie spłaty powstaje z chwilą podpisu przez pożyczkobiorcę zobowiązania do jego uregulowania. Bank minutę przed dokonaniem transakcji nie posiada bowiem niczego (bądź też posiada bardzo niewiele), co mógłby pożyczyć interesantowi. Podpis jednak sprawia, że bank księguje po stronie aktywów i pasywów określoną kwotę, zwiększając swój majątek. Ruch piórem interesanta stwarza zatem zobowiązanie, które kreuje pieniądz ( http://www.eksoconline.uni.lodz.pl/?p=358 )
Czyli mamy pieniądz z niczego, a dopiero nasza praca dostarcza bankowi prawdziwych aktywów. A ponadto klient z kredytem do spłacenia dobrowolnie zmienia się w niewolnika obawiającego się głównie utraty pracy. Jednym słowem – same korzyści .
Nie tylko świeżo wydrukowane miliardy euro są pustym pieniądzem bez pokrycia, ale praktycznie cały "nasz" system finansowy funkcjonuje "na wariata", opierając się pieniądzu fiducjarnym – gdzie fundamentem jest "wiara w niego", a nie jakakolwiek namacalna wartość.
A taką wiarę to można zniszczyć w oka mgnieniu… i to stanowi o ciągle nam grożącej niestabilności banków, rynków papierów wartościowych i gospodarek poszczególnych krajów. Balansujemy codziennie na linie rozpiętej nad przepaścią, a media będące częścią tego samego systemu skutecznie odwracają naszą uwagę – ale zarówno lina, jak i grożący nam upadek są niezaprzeczalnymi faktami.
A jak to wszystko gruchnie, to się nie pozbieramy.
A nasi dalecy potomkowie nie będą mogli się nadziwić, jak tak wielu mogło tak długo dawać się ogłupiać tak nielicznym.
PS. „Pozwólcie mi tworzyć i kontrolować pieniądze państwa, a nie będzie mnie obchodzić, kto tworzy w nim prawa” — oznajmił kiedyś Mayer Amschel Rothschild.
Niedawno mogliśmy obserwować w telewizorach, jak dzisiejsi spadkobiercy krzątają się wokół swych interesów.
Zarówno Tunezja, która nieopatrznie wprowadziła islamskie prawo bankowe, zakazujące lichwy, jak i Libia, nie posiadająca w czasach Kaddafiego banku centralnego oraz planująca wprowadzenie nowej waluty opartej na złocie, zostały obdarzone błogosławieństwem demokracji i szybciutko skorygowały dawne błędy – Tunezja zamknęła swój islamski bank, a jednym z pierwszych posunieć libijskich rebeliantów, kiedy naprawdę było im jeszcze bardzo daleko do obalenia Kaddafiego, było powołanie banku centralnego. A i o planach wprowadzenia w Afryce złotego dinara też coś przestano mówić…
PS 2. Polecam fascynującą lekturę.
PS 3. Irytuje mnie w powyższym tekście sposób tłumaczenia określenia „Money Changers” na „Zmieniaczy Pieniądza”. Toż to są zwykli cinkciarze, o podobnej mentalności i sposobach działania, aczkolwiek posiadający nieporównywalnie większe możliwości krzywdzenia ludzi.
Nie umiemy odczytywac znaków czasu, i dlatego jestesmy bezlitosnie ogrywani przez "starszych" i "madrzejszych". I dlatego piszę, jak jest...