Spójrzmy prawdzie w oczy – Polska podzieliła się na dwa wrogie sobie obozy. I to krajowi po prostu szkodzi. Nie ma dialogu, tylko przerzucanie się zarzutami o brak obiektywizmu, brak patriotyzmu itp.
Nie mówię, że jestem obiektywny. To jest subiektywny tekst. Ja w ogóle w obiektywizm nie wierzę. Zawsze są jakieś poglądy, przez pryzmat których dana osoba mówi to czy tamto. Ale starałem się przedstawić problem na tyle obiektywnie, na ile potrafię.
Nie dajmy się zwariować. Tu nie chodzi tylko o polityczny podział na PiS i PO. To jest właśnie pierwszy problem. Typowy zwolennik PiS słysząc cokolwiek zbliżonego do stanowiska PO z miejsca szufladkuje słuchacza jako leminga. Typowy zwolennik PO słysząc cokolwiek zbliżonego do słów znienawidzonego Kaczora z miejsca szufladkuje oponenta jako nieobiektywnego pisowca. Ale nie ma to często wiele wspólnego z faktami. Dobry przykład miałem sam gdy pytałem na myPiS o JOW i ordynację większościową. Odpowiedź wielce szanownego pana posła stanowiła z góry ułożony zbitek sloganów partyjnych wymierzonych w stanowisko PO. Że ja mogę go nie popierać i nie tego dotyczyło pytanie? A to już panu posłowi jakoś nie przyszło do głowy… Podobnie gdy skrytykowałem komentarz Jarosława Kaczyńskiego na temat JOW zostałem zalany wręcz oskarżeniami o sprzyjanie PO i brak szacunku dla wielce szanownego Wodza. Ciekawym doświadczeniem były też dyskusje na Twitterze z publicystą Łukaszem Warzechą. Pan Warzecha nie mógł się zdecydować, czy jestem fanatycznym pisowcem (jak twierdził w dyskusji o postępowaniu secesjonistów), czy może skrajnym liberałem (a tak mu wyszło w dyskusji o karze śmierci).
Osoba bardzo mi bliska ma proPOwskie poglądy, stąd na przykładzie dyskusji między nami zdołałem co nieco wywnioskować co do tego, dlaczego tak się różnimy.
Nazwijmy sobie te dwie grupy roboczo konserwatystami i postępowcami, by nie bić po oczach wciąż podziałem na PiS i PO.
Zacznijmy od konserwatystów. Postępowcy mają często wykrzywiony przez propagandę PO obraz pisowców, czyli właśnie konserwatystów. Propaganda zrobiła z każdego człowieka o konserwatywnych poglądach fanatycznego członka prywatnej armii Jarosława Kaczyńskiego. Pisowiec nie myśli, tylko wykonuje rozkazy. Nie jest obiektywny, bo jakże można być obiektywnym i mówić to co mówi Kaczyński? Pisowcy są wykrzywieni przez katolicyzm, uprzedzeni, nietolerancyjni, szerzy się wśród nich antysemityzm, ksenofobia i homofobia. Taki wizerunek pisowców jest powszechny w pewnych grupach społecznych. I w jakiejś przynajmniej części jest przyjmowany jako obowiązujący. Sprzyja temu wyrażanie prosto z mostu przez konserwatystów swojego zdania, co przez postępowców jest postrzegane jako niegrzeczne.
Tymczasem standardowy konserwatysta generalnie jest człowiekiem wychowanym w wierze katolickiej i miłości do ojczyzny, przy czym o tradycyjne pojmowanie tych wartości, a także człowiekiem do etykiety i związanych z nią niuansów przykładającym dość nikłą wagę. Człowiekiem dość często wychowanym w przekonaniu, że ze złem należy walczyć i nie wolno go tolerować. Stąd wynikają zachowania przez postępowców nieakceptowane. Konserwatysta nie bawi się w dogmat tolerancji absolutnej, tylko nie ukrywa niechęci. A dla postępowców często akceptacja inności jest wyznacznikiem obiektywizmu. Można zachowanie konserwatysty traktować jako uprzedzenie, ale można też jako posiadanie konkretnego zdania. Niemniej jest też tak, że konserwatysta mniej się przejmuje faktem, że ktoś go nie toleruje. Bo dla niego to całkiem normalny komunikat, że nie jest wśród danych ludzi mile widziany. Z tego też powodu konserwatyści wyrastają dość często w pogardzie dla tzw. „elit”, których zachowanie postrzegają jako pełne hipokryzji i ciężko im się znaleźć na salonach.
Zaznaczyć należy, że konserwatysta to nie to samo, co niewykształcona biedota. Są ludzie z wyższym wykształceniem, którzy na konwenanse nie zwracają wielkiej uwagi i ze swoim przywiązaniem do tradycji się nie kryją.
Istnieje rzecz jasna szczególna odmiana konserwatysty, mianowicie pisowski szalikowiec. Ale to w zasadzie ludzie tylko mówiący, że są konserwatystami, a w istocie po prostu powtarzającymi bezrefleksyjnie utarte w małych miejscowościach wzorce. Podobna zresztą grupa istnieje wśród postępowców.
Przejdźmy do postępowców. Wśród zwolenników PiS powszechne jest mniemanie, że zwolennicy PO są skorumpowani albo co najmniej korupcję pochwalają, że za pieniądze własną matkę by wydali, że ogólnie nie ma dla nich żadnych świętości. Prawda jest jak można się domyślać nieco inna.
Po prostu postępowcy przykładają wielką uwagę do mało w sumie istotnych detali. Liczy się etykieta, ubranie, najmniejsze detale zachowania. Są przyzwyczajeni do tego, że do każdego trzeba się mile uśmiechać, choćby był hitlerowcem. Dla konserwatysty to daleko posunięta hipokryzja, dla postępowca to po prostu wymogi dobrego wychowania. Ktokolwiek wymyślił, by reprezentacja UK wykonała faszystowskie pozdrowienie, bez wątpienia miał światopogląd postępowca. Że tego incydentu reprezentacja UK wstydzi się do dziś, to tylko dowodzi, że uśmiechanie się do każdego niezależnie od tego, co o nim myślisz czasami nie popłaca. W każdym razie postępowcy często przesadnie wierzą w dialog, negocjacje, przypisują niemal każdemu, kto chociażby markuje zachowanie według ich standardów skłonność do kompromisu. Stąd postawa Tuska wobec Putina gdy Putin podjął grę w wielkie pojednanie i totalne zaskoczenie Tuska gdy Putin nagle się z tej gry wycofał. Stąd też wiara całego zachodu w demokratyczną Rosję. Postępowiec nawet gdy pomyśli, że Putin może udawać, kłamać, może w rzeczywistości być okrutny i bezkompromisowy, to natychmiast odrzuci tę myśl, bo to jest stronnicze myślenie dyktowane przez uprzedzenia. A w tym środowisku nie ma gorszej zbrodni niż być nieobiektywnym i kierować się uprzedzeniami. I dlatego właśnie Kaczyński jest przez to środowisko odrzucany i zawsze będzie odrzucany. Bo mówi rzeczy, które dla tych ludzi są nieobiektywne, bo jest uprzedzony. Rzecz jasna Komorowski jeszcze kilka lat temu mówił to samo o Rosji. Ale Komorowski się nawrócił i już jest obiektywny, więc mu wybaczono.
Rzecz jasna i po tej stronie jest grupa czarnych owiec, a są to palikotoidzi. Dorobkiewicze aspirujący do grona dobrze zarabiających i obytych na salonach. Tylko jest z nimi ten zasadniczy problem, że stanowią co najwyżej doskonałą ilustrację powiedzenia, że chłop ze wsi wyjdzie, ale wieś z chłopa już nie za bardzo. Bo w rzeczywistości cały pracowicie tworzony przez nich image postępowców pryska jak tylko dostaną cel, w który mogą z furią walić. Wystarczy porównać Dominika Tarasa w garniturku z Palikotem z nawalonym jak ruski plecak Tarasem na YouTube. Całe szczęście ta grupa nie okazała się póki co dość liczna by wywindować Palikota do władzy.
Strategia wyborcza Joanny Kluzik-Rostkowskiej miała na celu „nawrócenie” Kaczyńskiego na przyjazne postępowcom tory. JKR naiwnie myślała, że skoro Komorowskiemu się udało odwrócić uwagę od niegdysiejszych wypowiedzi o „długiej ręce Rosji” próbującej zohydzić polską historię, to i Kaczyńskiemu się uda wyrwać z mitu straszliwego Kaczora. Sęk w tym, że było za mało czasu, siła oddziaływania mainstreamowych stacji jest zbyt wielka, za chętnie się publikowało komentarze o hipokryzji Kaczyńskiego, „wilku w owczej skórze” itp. Nie bez racji zresztą, bo JKR zdawała sobie sprawę doskonale, że jej wyborcza strategia to jedno wielkie kłamstwo. To się nie mogło udać, a sam Kaczyński, powiedzmy to sobie szczerze, wcale nie chciał się postępowcom podobać. Jest jaki jest i kropka. Rozumie to i JKR, i Migalski, i Kowal. Ale wydawało im się, że będą w stanie manipulować Kaczyńskim jak marionetką. W ich pojęciu – dla jego dobra. Są przekonani, że Kaczyński wtedy by wygrał wybory. Może nawet mają trochę racji. Sęk w tym, że jednocześnie straciłby najwierniejszy elektorat i zatraciłby samego siebie. Bo nie, Jarosław Kaczyński grzeczny i układny nie jest i być nie może. To nie ten typ człowieka po prostu.
Niemniej polska polityka coraz wyraźniej przybiera kurs dwubiegunowy, który w końcu zapewne doprowadzi sam z siebie do zmiany ordynacji na większościową z JOW. SLD trzyma się niemalże tylko na postkomunistycznym elektoracie, który – co tu dużo mówić – wiecznie żył nie będzie. Co więc zamiast PO? Nie wiem. Wiem, że raczej nie PJN. Może Platforma sama podejmie wysiłek by się oczyścić pod wodzą Schetyny gdy Tusk straci resztki popularności.
W każdym razie dobrze by było powoli zacząć ignorować palikotoidów i przestać ich utożsamiać z wyborcami PO. Najbardziej ich w Necie widać, ale i najmniej ich jest. Wyzwolenie się ze schematów „pisowcy” i „lemingi” jest pierwszym krokiem do znormalnienia polskiej polityki.
Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl