Piszę te słowa, jako jeden z żołnierzy Polski walczącej z sowiecką okupacją posługującą się dla zniewolenia polskiego narodu stworzoną przez siebie administracją polskojęzyczną, ale wraz ze wszystkimi jej organami całkowicie podporządkowaną Sowietom.
Zresztą z tą „polskojęzycznością” też były kłopoty albowiem większość kluczowych stanowisk w resortach siłowych zajmowali odkomenderowani funkcjonariusze sowieccy.
Opór polskich sił zbrojnych był naturalną konsekwencją stosunku Sowietów do Polski, a szczególnie faktu fizycznego niszczenia wszelkich przejawów niezależności.
Tę wojnę polsko – sowiecką wywołali sami bolszewicy przez zdradzieckie i podstępne likwidowanie polskich oddziałów AK współdziałających z sowiecką armią w trakcie akcji „Burza”.
Ze strony polskiej stanowiła ta wojna ciągłość walki podjętej w 1939 roku z obydwoma agresorami i prowadzona była przede wszystkim przez te same formacje, które powstały na terenie kraju po klęsce wrześniowej. Główną siłą były jednostki AK, które ze względu na jej formalne rozwiązanie przez „Niedźwiadka” 19 stycznia 1945 roku przybierały formę obywatelskiej AK. Tak było na Białostocczyźnie gdzie komenda Okręgu AK nie ujawniła się Sowietom mając na względzie doświadczenia z sąsiednich okręgów wileńskiego i nowogródzkiego, ale zachowała w pełni struktury organizacyjne dla kontynuowania walki o niepodległość.
Ustanowienie dnia pamięci, a szczególnie akcja ekshumacji i identyfikacji poległych polskich żołnierzy tej wojny stanowi wielki postęp w stosunku do czasów „wyklęcia” i zapomnienia.
W moim przekonaniu jest to tylko część tego, co się należy nie tylko poległym, ale całej tej wojnie.
Po pierwsze musi być historycznie i prawnie zrównany status tej wojny z wojną z okupantem niemieckim, a także z uczestnikami powstań narodowych.
Żołnierze tej wojny powinni uzyskać prawo do noszenia nazwy „Niezłomni” i powinno się ustanowić znak – symbol udziału.
Nadmieniam, że wielokrotnie już pisałem przy różnych okazjach, że używanie nazwy „ „Wyklęci” przeniesionej z PRL stanowi ciągle pojęcie wielce kontrowersyjne i może być przyczyną wielorakich interpretacji, szczególnie w miarę upływu czasu.
Istotną sprawą jest zrównanie praw kombatanckich, zaliczenie stażu wojennego i uznanie stopni wojskowych.
Chciałbym podkreślić, że dla takich żołnierzy jak ja może to być sprawa drugorzędna ze względu na posiadany staż z czasów wojny, ale dla tych wówczas bardzo młodych ludzi, którzy nie brali udziału w II wojnie światowej, a rozpoczęli służbę już w formacjach walczących z sowiecką okupacją ma to znaczenie zasadnicze.
Przypominam sobie, że większość żołnierzy, którymi dowodziłem lub szkoliłem była w tym czasie w wieku poniżej 20 lat i nie mieli za sobą stażu w AK. Oni to właśnie mimo wielkich strat mieli największe szanse na przeżycie do dni dzisiejszych i chociaż pod koniec ich życia warto o nich pamiętać i uhonorować.
Z tego, co obserwuję większość energii poświęca się na zaliczenie jakiegoś okolicznościowego obchodu, a nie na przywrócenie właściwego miejsca w naszej historii tego powstania narodowego, które przecież swym rozmiarem było większe niż powstanie styczniowe słusznie zapisane w naszej historii.