Współcześnie naukowcy, doktorzy nauk humanistycznych, znawcy tematu, zastanawiają się nad zasadnością i realnością podziału na lewice i prawice, sceny politycznej. Oczywiście każda ze stron, jak to bywa w sporach, ma swoje racje. Dlatego warto w tym miejscu uwypuklić pogląd przeciwników takiego podziału. Jako obrazowe wyjaśnienie, dają przykład z rewolucji francuskiej, w czasie której, w Zgromadzeniu Prawodawczym, po prawej stronie zasiadali bardziej umiarkowani deputowani, a po lewej najbardziej skrajni. Jednak, kłopot w tym, że wraz z rozwojem sytuacji rewolucyjnej i żądań społecznych, a także oskarżeń o zdradę rewolucji i ścinania kolejnych deputowanych, ci umiarkowani, przesuwali się coraz bardziej w lewą stronę, na skrajniejsze pozycje. Stąd przeciwnicy podziału wnoszą, że faktycznie podział na prawice i lewice, jest sztuczny, gdyż w każdym systemie […]
Współcześnie naukowcy, doktorzy nauk humanistycznych, znawcy tematu, zastanawiają się nad zasadnością i realnością podziału na lewice i prawice, sceny politycznej. Oczywiście każda ze stron, jak to bywa w sporach, ma swoje racje. Dlatego warto w tym miejscu uwypuklić pogląd przeciwników takiego podziału. Jako obrazowe wyjaśnienie, dają przykład z rewolucji francuskiej, w czasie której, w Zgromadzeniu Prawodawczym, po prawej stronie zasiadali bardziej umiarkowani deputowani, a po lewej najbardziej skrajni. Jednak, kłopot w tym, że wraz z rozwojem sytuacji rewolucyjnej i żądań społecznych, a także oskarżeń o zdradę rewolucji i ścinania kolejnych deputowanych, ci umiarkowani, przesuwali się coraz bardziej w lewą stronę, na skrajniejsze pozycje. Stąd przeciwnicy podziału wnoszą, że faktycznie podział na prawice i lewice, jest sztuczny, gdyż w każdym systemie politycznym, zachodzą podobne tendencje, których jednak na co dzień nie zauważamy, bo zmiany następują znacznie wolniej. W mojej opinii, jeśli nawet przyjmiemy ten tok rozumowania, to nie można zapominać, że podział na prawice i lewice, wciąż obowiązuje, gdyż egzystuje w rzeczywistości społeczno – politycznej, nawet jeśli jest abstrakcyjnym tworem, sztucznie dzielącym przestrzeń publiczną i polityczną. A, jeśli staje się użyteczny w wymiarze funkcjonalnym, czy też po prostu językowym, to w tym sensie jest realny. Nie zapominając przy tym o istotnych wartościach, które stanowią zasadniczy element różnicy. Zresztą, to szczególnie aktualne w dzisiejszej dobie, gdyż jak zauważa, Bronisław Wildstein, współcześnie mamy do czynienia z zupełnie nową odmianą lewicy – „Na Zachodzie prorokiem w tej mierze jest nie tyle Marks co jego wyznawca, Antonio Gramsci. Odwrócił on koncepcję swojego mistrza uznając, że to kultura jest dziedziną, od której należy zacząć rewolucję. Współczesna Europa jest świadectwem jego pośmiertnego tryumfu. Fakt, że kultura kojarzona jest z lewicą i ma służyć szeroko rozumianej emancypacji czyli uwalnianiu człowieka od kolejnych, naturalnych ograniczeń świadczy o tym jak głęboko zaszedł proces jej degeneracji. Gdyż kultura bez fundamentalnych wartości nie może przetrwać”. O niebezpieczeństwie takiej rewolucji, świadczy dobitnie metoda nowej zmiany, którą nowa lewica opisuje w ten sposób: „potrzebny jest długi marsz poprzez instytucje – media, uniwersytety, kościoły, centra władzy i kultury. Ale samo przejęcie instytucji nie zapewni hegemonii. Potrzebne jest zniszczenie fundamentów obyczajowych, religijnych, moralnych, na których opiera się stare społeczeństwo: szacunku dla władzy, poszanowania religii, przywiązania do instytucji rodziny”. Przerażające jest bardziej to, co ma być efektem końcowym, tak rozumianej zmiany. Jeśli dodamy do tego eugenike i rozwój najnowszych technologii, to mamy koncepcje zagrażającą podstawom ludzkiego bytu, jako samego w sobie. Myśl godna putinowskiej Rosji, w obliczu zagrażeń demograficznych rysujących się przez turańskim molochem. W każdym razie w tak rozumianej rewolucji kulturowej tkwi swoista sprzeczność. Człowiek ma się wyzwolić od wszelkich barier systemowych, a tymczasem niemalże każdy aspekt życia staje się regulowany, począwszy od sposobu myślenia a skończywszy na ekonomii. Czy ta nowa lewica jest więc w istocie ruchem kierującym człowieka rzeczywiście w stronę wolności? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć, czym była myśl postępowa w przeszłości. Warto, odnieść się przy tym, do jednego z głównych twórców reform systemu edukacji w Rzeczypospolitej, w dobie upadku państwa polskiego, jak i czołowego działacza jakóbińskiego i organizatora insurekcji kościuszkowskiej – Hugona Kołłątaja. Według Kołłątaja, potrzebne było (wciąż jest?): „Oświecenie powszechne wszystkich klas mieszkańców. Oświecenie systematyczne; takie mówię, które by roznieciło światło po całym kraju, lecz które by go nie obciążyło próżniackimi półmędrkami; aby, mówię, rolnik, rzemieślnik, wieśniak, mieszczanin, ubogi i bogaty naleźli stosowne do swego losu oświecenie, bez podniety próżnego szperania w naukach wyższych nad swój stan. […] Zachowanie całkiem charakteru narodowego, bez którego żaden naród obstać nie może; a zatem staranie się o zachowanie jednostajnych obyczajów, jakie wzięliśmy od naszych ojców, tudzież o zapobieżenie, aby ślepe naśladowanie cudzoziemczyzny nie wytępiło charakteru narodowego. Systema edukacyi takie u nas zaprowadzić należy, aby przez nią w narodzie obudzić ducha wojskowego i zrobić go powszechnym we wszelkich klasach […] inaczej ten kraj długo nie ostanie. W urządzeniu takiego edukacyi systematu należy jak największą zachować roztropność, żeby duch żołnierski, wcześnie w młodzieży obudzony, nie przeszkadzał postępowi w naukach, nawzajem aby nauki nie tępiły ducha żołnierskiego”. Wreszcie warto przyjrzeć się jego poglądom na wolność jednostki i wolność gospodarczą: „Polak nie troskliwy o ugruntowanie swego własnego charakteru, Polak, smutna kopia obcych zwyczajów, wprowadzi papiery stemplowane na transakcyje i urzędy, uchwali kominowe dlatego tylko, że łatwo kominy porachować, włoży pogłowne na pewną część ludzi dlatego, że inaczej wierzą, że nimi opinia w całym świecie wzgardziła. […] Nareszcie będzie nakładał monopolia na tabakę, skóry, trunki etc., ośmieli się wprowadzić do miast akcyzy, podniesie cła i wszystko to bez zastanowienia zrobi nie pomyślawszy, że chcąc być wolnym jest niewolniczych układów naśladowcą. […] Rząd krajowy powinien co do podatków pilnować ziemi nie ludzi, powinien pilnować reprodukcyi rocznej, która jest istotnym kraju bogactwem, a sam wziąwszy część swoją, potrzebom władzy opiekuńskiej dostarczającą, powinien się starać o nieograniczoną wolność dla przemysłu i pracy człowieka. […] Własność gruntowa w miastach nabywa szacunku podług okoliczności. Jeżeli ten, który zamieszkał w mieście, najduje wygodę do handlu, gdy jest kupcem, lub do pracy, gdy jest rzemieślnikiem; miasto się zaludnia, posessyje miejskie stają się droższymi, majątek właścicielów miejskich podnosi się i nabiera szacunku. Niechże upadnie przyczyna ludności, niech kupiec i rzemieślnik wyprowadzi się z miasta, najkosztowniejsze gmachy tracą dawny szacunek i wracają do pierwszej nikczemności: bo potrzeba ludzka nie miejsce nadaje taksę wszystkim rzeczom”. Przedstawione powyżej, poglądy Kołłątaja, mimo upływu kilku wieków, wciąż czynią spore wrażenie. Jednocześnie stawiają potężny zarzut przed nową lewicą, która kompletnie zboczyła z torów służących prawdziwej wolności jednostki i obronie zdrowych zasad życia społecznego. Jednak to czyni również zarzut wobec wielu, tzw. „prawicowych”, dziennikarzy i autorów, którzy szufladkują pewne ruchy społeczne, postacie, czy aktywistów organizacji, w jednym „lewicowym” worku, który jawi się wyjątkowo ohydnie. A jak świadczy nasza historia, wielokrotnie było zupełnie inaczej. Staliśmy się ofiarami uproszczeń, funkcjonalności terminów, które mimo wszystko spełniają ważną rolę w dyskursie medialnym, gdzie liczy się doraźna korzyść polityczna. Pamiętajmy też przestrogę – „Naród, który nie zna swojej przeszłości, umiera i nie buduje przyszłości”.
4 komentarz