Październikowa konferencja w Warszawie zostanie zdominowana przez wspomnianą narrację „dwuwybuchową”, która powstała przecież w trakcie bezdotykowych badań wraku i pobojowiska.
Nowa świecka tradycja:
– nie ma „innych hipotez”
[Italiki i kolor– moje MD]
Free Your Mind 9 paź 2012 http://centralaantykomunizmu.blogspot.com
Jeszcze wczoraj, podczas konferencji w Polskiej Akademii Nauk („Literature and Technology”), mówiłem w kuluarach prof. A. Dąbrówce, że mój referat na „Konferencję Smoleńską” nie zostanie zakwalifikowany, w co prof. Dąbrówka nie za bardzo wierzył (tego typu zresztą przewidywaniami dzieliłem się z innymi osobami).Dziś otworzyłem maila od prof. J. Rońdy z taką właśnie wiadomością, więc sprawa mojego niedoszłego udziału w tejże konferencji może zostać uznana za zakończoną. Poniżej zamieszczam link do mojego tekstu (w pdf-ie) zgłoszonego na konferencję, tak by każdy zainteresowany (zagadnieniami tragedii z 10 Kwietnia)mógł sam ocenić, czy w jakikolwiek sposób można mówić, w przypadku tego właśnie krótkiego opracowania, o naukowych, metodologicznych uchybieniach – i czy są jakiekolwiek merytoryczne, podkreślam, merytoryczne podstawy do odrzucenia takiego referatu zgłoszonego na takie, a nie inne spotkanie.
http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/10/PPrzywara-Problem-badania…pdf
Chciałbym od razu postawić jasno jedną sprawę (uprzedzając od razu działania rozmaitych „życzliwych” w Sieci) – moje szczególne podziękowania i wyrazy szacunku składam p. prof. P. Witakowskiemu, który bombardowany swego czasu mailami na mój temat (włącznie z wyrwanymi z kontekstu cytatami z mojego bloga), zachował zimną krew i stał twardo na gruncie tej koncepcji, jaka przyświecała pomysłodawcom konferencji, a więc by było to spotkanie bez jakichkolwiek cenzuralnych czy dogmatyczno-metodologicznych ram nakładanych na procedury badawcze i na ewentualne hipotezy.
Koncepcja ta była bardzo racjonalnym rozwiązaniem, gdyż w istocie rzeczy (z różnych względów, o których teraz nie muszę przypominać) – w przypadku 10 Kwietnia dysponujemy wyłącznie hipotezami; albowiem poza złożonymi do grobów ciałami, których badania medyczno-sądowe prowadzone są w jakiś trudny na razie do rozszyfrowania sposób (i na przestrzeni 2,5 roku zbadano, wedle oficjalnych danych, kilka ciał) i poza rzeczami ofiar nie ma żadnych materialnych dowodów, które pozwoliłyby prowadzić rzetelne śledztwo. Hipotezy mają zaś to do siebie, że zwykle podlegają gruntownej weryfikacji i krytyce, nim staną się ewentualnymi teoriami (które także w nauce się poddaje rozmaitym testom oraz modyfikacjom).
Jednakże mimo iż bardzo sobie cenię postawę prof. Witakowskiego, to – abstrahując już w tym miejscu od jego szacownej osoby, a przechodząc do meritum – nie mogę milczeć w obliczu nowej, świeckiej tradycji, która się rodzi na naszych oczach, a więc takiej, iż zwyczajnie nie dopuszcza się do głosu naukowców, który mają zdanie odrębne od poglądów „oficjalnie usankcjonowanych”. Jak bowiem już chyba wszyscy zdążyli dostrzec po 10-04 – oficjalnie podtrzymywane są dwie narracje związane z lotniskiem wojskowym w Smoleńsku, gdzie miało dojść do zdarzenia lotniczego z udziałem „prezydenckiego tupolewa”: wypadkowa i dwuwybuchowo -zamachowa. „Wypadkową” zajmowały się przez długi czas media prorządowe, tę drugą zaś forsują od wielu miesięcy media antyrządowe.
W ten sposób funkcjonują dwie strony tego samego, smoleńskiego „medalu”. Jedno miejsce, dwa scenariusze zdarzeń. I nie ma odstępstwa od tych wersji, bo w przypadku takiego odstępstwa ląduje się „poza obiegiem”. Inne hipotezy więc są po prostu „nieobecne” w dyskursie publicznym. Znakomicie w ten sposób obie grupy środków masowego przekazu się uzupełniają – czego bowiem nie przeczytamy w jednej gazecie, to sobie doczytamy w drugiej. Oba nurty natomiast są wyjątkowo zgodne w tym właśnie: nie ma „innych hipotez”.
O ile jednak polski rynek mediów – spolityzowany do szpiku kości, a więc taki, że najsilniejsze środowiska związane z określonymi ugrupowaniami rozdzielają „narracje” w różnych kwestiach (nie tylko „smoleńskiej”) między zaprzyjaźnionymi redakcjami (prasowymi, radiowymi, telewizyjnymi, internetowymi etc.) – to sfera widoczna gołym okiem, o tyle takie parcelowanie narracjiw świecie badań i dyskusji naukowych to coś, co, sądziłem naiwnie, stanowi relikt zamierzchłej, marksistowskiej epoki. A tu nie. Jak najbardziej ustalanie tego, co i w jakim zakresie „można” mówić na forum naukowym, a czego „nie można” mówić, jest aktualne. Aktualne, i to w jak zaskakującym obszarze badań – w zakresie wyjaśniania przebiegu i przyczyn tragedii delegacji prezydenckiej.
Ciekawe, prawda? Ciekawe z kilku względów. Po pierwsze, wszystko na to wskazuje, że październikowa konferencja w Warszawie zostanie zdominowana przez wspomnianą narrację „dwuwybuchową”, która powstała przecież w trakcie bezdotykowych badań wraku i pobojowiska. Po drugie, przedstawiciele tej narracji są tak pewni swych wiekopomnych odkryć, że nie tylko nie dopuszczają do myśli, iż mógł się w ich badawcze prace wkraść jakikolwiek mniejszy lub większy błąd, lecz nie chcą też słyszeć, by ktokolwiek im ich błędy wytykał (pewnie dlatego, że błędów nie popełniają). Po trzecie i najciekawsze, przedstawiciele tej narracji po prostu nie chcą słyszeć, by ktokolwiek formułował votum separatum w stosunku do tego, co oni utrzymują.
Mnie to nasuwa jednoznaczne skojarzenia z marksistowskim metodologicznym dogmatyzmem, który poza jedną jedyną „prawdą” zadekretowaną w komitecie centralnym, innych nie uznawał, ale przecież tu nie mamy do czynienia z marksistami, prawda? O co więc może chodzić? Obawiam się, że chodzi wyłącznie o tzw. prestiż. Wyłącznie. I to jest chyba najbardziej ponure w tej historii (abstrahując tu od samej tragedii). Niektórym osobom przywiązanym do narracji dwuwybuchowej po prostu nie mieści się w głowie, że nagle mogłoby się okazać, iż ich hipoteza nie jest zbyt wiele warta. Zbyt wiele wszak włożyli ci ludzie wysiłku w jej promowanie (a jak wiele go włożyli w zwalczanie alternatywnych podejść, to nawet nie wspomnę).
Zabawne w sprawie uniemożliwienia zgłoszenia „referatu odrębnego” przeze mnie na smoleńskiej konferencji jest to, że mój artykuł ani słowem nie wspomina o (zakazanej) teorii maskirowki. Zestawiam w nim zdarzenie lotnicze na Białorusi z jesieni 2009 (i podjęte wtedy czynności) z tym, co się działo 10 Kwietnia. Odwołuję się do oficjalnych materiałów i dokumentów – nawet nie do blogerskich opracowań. Te osoby jednak, które za cel podstawowy w związku z konferencją, postawiły sobie „wyciszenie/wyeliminowanie teorii maskirowki”,podejrzewam, obawiały się, że jak się pojawię na październikowym spotkaniu, to będę zasypywał pytaniami innych prelegentów – co na pewno bym czynił, gdyż zwykle na konferencjach naukowych należę do osób często zabierających głos w dyskusjach. Problem tych ludzi „zwalczających maskirowkę” polega jednak na tym, że ja te pytania mogę stawiać także na moim blogu. I stawiam je, od wielu już miesięcy. Zresztą nie tylko ja je formułuję – wystarczy poczytać moje wywiady z prof. J. Trznadlem (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/05/wywiad-z-prof-j-trznadlem.html) czy prof. M. Dakowskim (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/04/wywiad-z-prof-m-dakowskim.html). I te pytania powrócą także po konferencji.
Myślę ponadto, że każdy, kto zechce się pojawić podczas niej na sali, może zadać następującą serię pytań: czy badano kryminalistycznie FMS-a, który posłużył za główne źródło „obiektywnych danych”? czy nie jest możliwe (technicznie) wgranie zapisu do FMS-a, tak by symulował przelot jakiegoś samolotu? skąd wiadomo, że zapis na tymże FMS-ie jest zapisem przelotu statku powietrznego pod dowództwem śp. mjr. A. Protasiuka, a nie np. że dany FMS został wykorzystany w przelocie innego statku powietrznego? czy kiedykolwiek badano jakąkolwiek katastrofę lotniczą bez dotykania wraku, bez pobytu na miejscu zdarzenia, bez posiadania oryginałów zapisów CVR i bez medyczno-sądowego przebadania ciał ofiar? dlaczego w wyniku gwałtownego zdarzenia lotniczego nie odezwała się radioboja na pokładzie tupolewa 154M?
Myślę, że te podstawowe pytania wypada zadać referentom hipotezy dwuwybuchowej, bo oni już wszystkie szczegółowe problemy rozwiązali.
Na koniec warto jeszcze dorzucić inną uwagę. Jak wiemy, coraz pilniejsza się okazuje sprawa wielu ekshumacji i niewykluczone, że wnet do nich dojdzie. Co zaś będzie, gdy się okaże, że na ciałach nie ma śladów po wybuchach? Co wtedy powiedzą narratorzy od tejże hipotezy 2W? Co oni powiedzą, to nawet nie jest najważniejsze, choć zapewne przestaną się tak obnosić z tą hipotezą; możliwe też, że kwestionować będą po prostu wyniki badań medyczno-sądowych i w ten sposób „zachowywać prestiż”.
Najważniejsze jest to, że finał (tej zapowiadającej się od paru tygodni operacji z ekshumacjami) może być taki np., że: skoro nie ma na zwłokach śladów po wybuchach, to śledztwo należy zwyczajnie już zamknąć, a jeśli tam w niektórych przypadkach coś się z ciałami nie zgadza, to kwestia albo wcześniejszego bałaganu, albo skomplikowanego transportu. I kto wie, czy taki się obecnie nie rysuje scenariusz.
P.S. Raz jeszcze serdecznie dziękuję prof. P. Witakowskiemu za to, że przynajmniej umożliwił mi w korespondencji mailowej wyjaśnić wiele spraw, że zainteresował się moją książką „Czerwona strona Księżyca” (od której poniekąd zaczęła się moja „przygoda z udziałem w konferencji”) i wykazał się wielką cierpliwością podczas przygotowań do październikowego spotkania. Dziękuję też prof. Ch. J. Cieszewskiemu za maile i zainteresowanie, a osobno szczególnie dziękuję prof. J. Wojewodzie i prof. M. Dakowskiemu. W obecnej sytuacji skłaniam się do idei wyrażonej przez prof. Dakowskiego – by urządzić za jakiś czas zupełnie alternatywne spotkanie naukowców, w którym otwarcie zostanie przedyskutowana kwestia tego, jak wygląda sprawa badań tragedii z 10 Kwietnia.