Jacek Sasin, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na stołek prezydenta Warszawy jako jeden (chyba podstawowy?) z punktów swojego wyborczego programu przedstawia propozycję darmowej komunikacji miejskiej dla mieszkańców stolicy. Pan Sasin obiecuje choć sam mieszka poza Warszawą i nie płaci podatków w tym mieście. Ciekawa, muszę przyznać, opcja, z której wyłania nam się taki ciąg logiczny:
Kandydat proponuje darmową komunikację miejską → Parafrazując Miltona Friedmana: „Nie istnieje coś takiego jak darmowa komunikacja”, za wszystko i tak będą musieli zapłacić podatnicy → Kandydat nie mieszka w Warszawie i nie płaci tam podatków → Czyli kandydat jak typowy socjalista obiecuje rozdawnictwo nie swoich pieniędzy → A ludzie i tak to kupią, będą na niego głosować traktując go jak Świętego Mikołaja z worem prezentów.
Już samo to sprawia, że człowiekowi logicznie myślącemu zapala się w głowie czerwona lamka ostrzegawcza. Ale pan Jacek Sasin idzie jeszcze dalej – on twierdzi, że w ten sposób chce przyciągnąć do Warszawy ludzi, podatników, i sprawić, żeby właśnie tam płacili swoje zobowiązania wobec fiskusa. Mam w związku z tym pytanie: czy pan, panie kandydacie, zmieni swoje zameldowanie kiedy już tramwaje, autobusy, metro i kolejka będą darmowe? Szczerze wątpię, bo przecież pan z nich nie korzysta, a nawet jeżeli sporadycznie się to panu zdarzy to pański portfel tego w ogóle nie odczuje. Z powodu kilku biletów nie będzie pan zmieniał miejsca zamieszkania i tarabanił się ze zmianą urzędu skarbowego, w którym się pan rozlicza.
No właśnie. Jeżeli darmowa komunikacja zachęci kogoś do zmiany miejsca zamieszkania to ludzi gorzej sytuowanych, którzy płacą niskie podatki. Jeżeli porównamy koszty do zysków to wyjdziemy – w najlepszym przypadku – na zero, a jestem gotów w tej chwili się założyć o miesięczne zarobki, że do pomysłu trzeba będzie sporo dopłacić.
Gdyby naprawdę chodziło panu kandydatowi o przyciągnięcie do Warszawy podatników, których wkład do budżetu byłby solidny to zaproponowałby obniżenie podatków lokalnych tak, by opłaciło się do stolicy przenieść działalność firmom. Na początek tym, które i tak na jej terenie działają ale zarejestrowane są w innych miejscowościach. Tego jednak pan Sasin nie zaproponował z jednego prostego powodu – ten pomysł z darmową komunikacją to zwyczajna wyborcza kiełbasa obliczona na zdobycie głosów gorzej sytuowanych ludzi, czyli (niestety) większości wyborców. W dodatku jest ona skierowana do tych, którzy już w stolicy mieszkają i tam będą głosować – a bajania o przyciąganiu podatników to bajeczki dla grzecznych dzieci, które ciągle jeszcze wierzą, że Święty Mikołaj to taki urzędnik spełniający życzenia.
A na koniec cytat, słowa Margaret Thatcher do przemyślenia dla wszystkich, którzy uwierzyli w obiecanki-cacanki pana kandydata: „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeżeli rząd mówi, że komuś coś da – to znaczy, że zabierze tobie. Bowiem rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”. W tym przypadku nie tyle rząd co samorząd – wszystkie pieniądze jakimi dysponuje to są nasze pieniądze, nasze czyli mieszkańców miasta/gminy, którymi z naszego wyboru tenże samorząd gospodarzy.
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.
4 komentarz