Klimat relatywizmu i fasadowość niszczą kulturę Polaków. Ludzie są zagubieni. A wśród nich wyrastają nowi fałszywi prorocy.
Klimat nam się zmienia. Każdy to widzi i czuje. Latem występują krótkie okresy upałów, ale też i huraganowych wiatrów. Nawet tornada. Zimy za to potrafią być siarczyście mroźne i długie.
To najbardziej pospolite znaczenie słowa klimat – zespół zjawisk meteorologicznych.
Jednakże klimat znaczy również w życiu społecznym znacznie więcej. Jest mniej wyczuwalny niż ten pogodowy, lecz przenika również wszystkich ludzi.
Klimat, który mnie interesuje, rozwijał się powoli przez ostatnie dwudziestolecie, by w końcu osiągnąć swoje apogeum, w takim stopniu, że już wszyscy widzą go i czują, tak jak naszą kapryśną pogodę.
Meteorolodzy opowiadają często popularną anegdotę, jak to trzepot skrzydeł motyla w Amazonii powoduje huragan i powódź w Jokohamie. Ma to udowodnić, że pogoda rządzi się prawami matematyki chaosu, gdzie malutkie zakłócenia warunków początkowych mogą spowodować wielkie zmiany.
Klimat, który mamy w Polsce, nie, nie ta pogoda, ale klimat społeczny, miał swoje warunki brzegowe w jawnych i poufnych ustaleniach Okrągłego Stołu. To wówczas ustalono, że nikt, przenigdy nie będzie się czepiał komunistów, nie daj Boże ich rozliczać, a tak, w ogóle to są fajni faceci, bo mogli nas jeszcze przez parę lat trzymać za mordę, ale dobrowolnie z tego zrezygnowali. Na kanwie tego zaczął powstawać nowy obraz, gdzie Jaruzelski, Kiszczak, ba, nawet Urban, to początkowo dobrzy ludzie, a z upływem lat, nawet bohaterowie.
No więc, ten klimat, który nam się tak pięknie rozwinął, to wszechogarniający Polskę, od końca do końca relatywizm i fałsz. Pełna fasadowość, oszustwo i kpina ze społeczeństwa..
Wielki wkład do ugruntowania tego stanu dały rządy PO przez ostatnie cztery lata.
Ktoś obserwujący na przykład Aferę Hazardową, ten haniebny obraz korupcji, ze zdumieniem obserwował jak z całego narodu robi się idiotów, rozmowy na cmentarzu traktuje się jak typowe spotkania kumpli, a chamską, nachalną korupcję i nepotyzm przedstawia się jako coś nic nie znaczącego. I co najbardziej symptomatyczne, jedynym właściwie ukaranym został człowiek, który to wszystko wykrył.
Cóż za piękne odwrócenie kota ogonem. Relatywizm w swojej najczystszej postaci. I w głowach narodu coraz większy chaos.
Komuniści pozostali sobie z całym ukradzionym narodowi majątkiem; z tymi rozbratami, szwajcarskimi kontami i facet, co w teczce przewoził ruskie pieniądze, powraca w glorii, jako zbawca, na scenę. Z kolei Tusk i jego ferajna udowodnił, że przestępcy powinni być ukarani tylko wtedy, jak byli głupi i dali się złapać. Chaos w głowach Polaków coraz większy.
Widząc to wszystko, a najinteligentniejsi, szybko się ucząc, z niebytu człowiekiem na czele stał się młody pan Sierakowski. Aż w końcu nawet Coryllus musiał się nim zająć.
A przecież w tym klimacie, który opisuję, to właściwie najbardziej słuszna ścieżka kariery dla młodego, ambitnego, powiedzmy intelektualisty. Toż przecież na to, co on mówi i myśli cała Europa patrzy z życzliwym i zachęcającym uśmiechem. W odróżnieniu od Coryllusa nie sądzę by pan Sierakowski był człowiekiem sterowanym. Jest on natomiast spodziewanym wytworem tego, co przez minione dwudziestolecie zdarzyło się w Polsce. Jest on jak najbardziej właściwym następcą.
Już Adam Michnik postara się, żeby jego kariera rozwijała się ślicznie. Tak, jak postarał się by Jaruzelski był bohaterem, a Kiszczak i Urban fajnymi facetami.
A wśród nas, cóż, prostych blogerów, chociaż z takimi wybitnymi jednostkami jak Coryllus, kończy się ten miłosierny stan braku przytomności.
Dużo pracy, by otwierać oczy tym, co ciągle jeszcze są nieprzytomni.