Feministki twierdzą na zmianę: że u Słowian panował matriarchat – a raz, że kobiety były wyzyskiwanymi niewolnicami bez żadnych praw.
Na temat stosunków między meżczyznami, a kobietami w dawnych czasach napisano masę bajek – bo niby: kto sprawdzi, jak to było? Źródła pisane mają w tych sprawach mało wspólnego z rzeczywistością. Gdy ktoś czyta np. dekret Trybunału Paryskiego grożący śmiercią za podważanie wiary w Boga mógłby myśleć, że pochodzi on ze średniowiecza; nie – wydano go w czasach, gdy na salonach królował Wolter!
I kar tych nigdy nie orzekano. Choć Wolter musiał na kilka lat uciekać aż do… Belgii.
Feministki twierdzą na zmianę: że u Słowian panował matriarchat – a raz, że kobiety były wyzyskiwanymi niewolnicami bez żadnych praw. Tymczasem pierwszy znany zapis w języku polskim brzmi:
„Dej, at ja pobruczę, a ti pocziwaj”.
Z czego jasno wynika, że prace domowe wykonywały kobiety – ale kiedy praca była zbyt ciężka, lub białogłowa się zmęczyła, facet rzucał rąbanie drzewa, polowanie na niedźwiedzia, zabijanie Niemców i Tatarów oraz inne czynności łatwe i przyjemne – i sam brał się za ciężką pracę przy mieleniu ziarna na mąkę.
Zupełnie normalny układ.
I trwało tak przez wieki – acz faceci, coraz częściej zaganiani do roboty domowej (z powodu przejściowego braku na ziemiach polskich pieców, niedźwiedzi, Niemców i Tatarów) poszli po rozum do głowy i wymyślili: młynek elektryczny, mikser, kuchenkę gazową, wodociągi i kanalizację, mopa, odkurzacz, froterkę, żelazko, toaster, maszynkę do mielenia mięsa, a nawet elektryczny otwieracz do puszek.
Po co o tych oczywistych rzeczach piszę?
Po to, że zawsze myślałem, iż wymyśliliśmy to po to, by ułatwić życie kobietom.
Ponieważ jednak te wynalazki zaczęły się pojawiać równo z tym, jak mężczyzn zaczęto zaprzęgać do prac domowych – nasuwa się podejrzenie, że wymyśliliśmy je, by ulżyć w pracy SOBIE.
Ciekawe: jak sprawdzić tę hipotezę?