Marian Miszalski: “De Gaulle, czy Hollande, nieważne…”
25/01/2013
637 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
*Al-Kaida jest dobra na wszystko
*W Afryce – ze zmianami, ale na gorsze
*Gdzie kopią uran, tam wióry lecą
*Trwa demokratyczna rekonkwista
„Piosenka jest dobra na wszystko” – śpiewali starsi panowie w kabarecie. Dzisiaj najlepsza na wszystko jest Al-Kaida. Al-Kaida, „islamscy terroryści”, „islamscy radykałowie” (ewentualnie: fundamentaliści) etc. Pod pretekstem agresji Al-Kaidy na afrykańskie państwo Mali wojska francuskie rozpoczęły tam zakrojoną na szeroką skalę interwencję zbrojną, przy logistycznym wsparciu kilku innych państw zachodnich. Rząd Tuska włączył nawet polskich żołnierzy do tej „misji szkoleniowej”. Mamy już wojskowe „misje pokojowe”– czemu by nie zafundować sobie jeszcze wojskowych „misji szkoleniowych”? Gdy już wojsko zastępuje misjonarzy – co ma sobie żałować? Kieszeń podatnika polskiego wszystko zniesie, tak przynajmniej wyobrażają to sobie rozmaici Sikorscy, Tuski, czy Komorowskie, z żydowskim lobby na kupę.
Tak naprawdę nie o Al-Kaidę idzie, ale o uran. Ale w doniesieniach z Mali – o uranie ani słowa!
Ceny uranu na rynkach światowych wzrosły przez ostatnie 10 lat dziesięciokrotnie, co m.in., wiąże się z chińskim zapotrzebowaniem na ten surowiec w związku z rozwijaniem energetyki jądrowej.
Mali to dawna francuska Afryka Zachodnia, a francuska energetyka także w poważnej mierze opiera się na elektrowniach atomowych. Francuzi od dawna eksploatują złoża uranu, obfite w sąsiadującym z Mali Nigrem, ale francuski koncern Areva ma tam od pewnego czasu ni to współpracownika, ni konkurenta w postaci chińskiego koncernu China Nuclear Engineering and Construction Corporation. Gdzie współpracują, tam współpracują, a gdzie kopią się po kostkach – tam się kopią… Gdy w sąsiedniej Mali odkryto niedawno również bogate złoża uranu (Mali jest ponadto trzecim producentem złota w Afryce!) – jeden z dyrektorów francuskiego koncernu wydalony został w 2007 roku z Nigru pod zarzutem ekscytowania zbrojnego ruchu Tuaregów. Trudno powiedzieć, czy zachęcał Tuaregów, by bruździli chińskiemu konkurentowi w Nigrze, czy francuskie tajne służby przygotowywały już położenie ręki na złożach uranu w sąsiedniej Mali, gdzie Tuaregowie, plemię koczownicze, żyją także. W pierwszej ćwiartce ubiegłego wieku buntowali się przeciw Francuzom. Francuska dyplomacja czyniła wiele, by ich pozyskać dla siebie. Pisze o tym m.in. markiz Franciszek d’Amat w swych „Watykanach”. Ostatnio wzmocnili się dzięki powrotowi z Libii ich uzbrojonych i wyszkolonych ochotników, którzy służyli w wojsku Kadafiego jako najemnicy.
Wedle francuskiej wersji, puszczonej w świat, ruchem Tuaregów owładnęła jednak złowroga Al-Kaida i „islamscy fundamentaliści”, którzy chcą tam zainstalować się, i dlatego właśnie wojska francuskie i Legia Cudzoziemska posłane zostały do Mali. Wydaje się to propagandowa bajką zważywszy, że Mali to w 90 procentach kraj muzułmański, „islamscy fundamentaliści” są więc tam u siebie, w każdym razie bardziej, niż fundamentalni Francuzi…
Chociaż Mali to „republika”, ale znamy te afrykańskie republiki… Dotąd marionetkowo-operetkowe władze Mali zezwalały Francuzom eksploatować złoża uranu w zamian za „dolę”, którą Francuzi odpalają plemiennym demokratom. Wygląda na to, że ktoś napuścił Tuaregów, by zażądali i dla swego plemienia udziału w tej doli, wykorzystując uzbrojonych taurezkich najemników Kadafiego, powracających z rozbitej Libii w ojczyste strony, a ktoś inny napuścił na Tuaregów „fundamentalistów islamskich”… Znakomity pretekst do interwencji, niby w obronie prawowitego rządu Mali lecz w istocie – w obronie złóż uranu: zwłaszcza, że złoża malijskie ( ok.3 tys. ton uranu rocznego wydobycia) oszacowano ostatnio na „możliwe wydobycie wielkości 8 tys. ton rocznie”!
Z uranem nie ma żartów, gdzie uran kopia, tam wióry lecą…
Francuzi mają wprawę, tradycje i doświadczenie w tego typu operacjach w b.afrykanskich koloniach. Jeszcze generał de Gaulle miał przy sobie „Pana Afrykę” („Monsieur Afrique”), szarą eminencję ds. doraźnych przewrotów, okazjonalnych zamachów stanu, podręcznych puczów i podmianek kolejnych tubylczych prezydentów – pułkownika Jakuba Foccarta. Miał absolutnie wolną rękę w tych przedsięwzięciach. Co się on „naprzewracał” rozmaitych rządów i rządzików w Afryce, co on naprzekupował premierów, prezydentów i ministrów, ilu afrykańskich polityków wystrugał z banana! Wielu Francuzów przez długie lata nawet nie miało pojęcia, że istnieje taka postać w ich polityce… Kilka lat temu pytałem młodych pracowników ambasady francuskiej w Warszawie (wprawdzie tylko od kultury, ale jednak), czy słyszeli o nazwisku Foccart – nie słyszeli!… Dawno nie byłem w Paryżu i nie wiem, kto teraz zajmuje się w Pałacu Elizejskim przewrotami, puczami i zamachami stanu w Afryce Północnej i Zachodniej, ale najwyraźniej znaleziono godnego następcę. Od dawna namawiam polskich wydawców, żeby wydali w Polsce wspomnienia „Pana Afryki”, opublikowane we Francji w latach 70-ych i 80-ych: wprawdzie nie dotyczą one Polski bezpośrednio, ale w miarę jak znów upodabniamy się do kolonii – nabierają aktualności… Jakub Foccart dożył sędziwego wieku 84 lat i zmarł w 1997 roku. Fryderyk Forsyth, pisząc swe „Psy wojny” (wedle których nakręcono wyświetlany i w Polsce film) czerpał z bogatego dorobku „Pana Afryki”, który był w swoim czasie drugą osobą po de Gaulle’u we Francji… Tak, tak – drugą osobą po de Gaulle’u: czy to nie mówi wszystkiego?… W „arcydemokratycznej” Francji ludzie tajnych służb pełnią role, o których nawet nie śni się naszym demokratycznym durniom.
Kryzys, jak widać, zmobilizował Francję (i nie tylko) do rekonkwisty w Afryce. Bez względu ma to, kto będzie rządził w Mali czy w Nigrze – ważne jest, kto eksploatuje złoża uranu. Można tylko westchnąć: kolonializm w dawnej, XIX-wiecznej edycji był mniej krwawy i więcej dobrego niósł kolonizowanym ludom.
Godne podziwu jest jednak, że bez względu na to, czy Francją rządzi jakiś narodowiec, nacjonalista (wręcz „faszysta”) jak generał de Gaulle, czy jakiś partyjny socjalistyczny urzędniczyna, jak Hollande – Afryka Zachodnia pozostaje ciągle strefą wpływów francuskich, gdzie wara żerować innym drapieżcom! Co najwyżej mogą dołączyć.
Tymczasem w Polsce dzielny red.Cezary Gmyz ujawnił, że mamusia sędziego Tuleyi pracowała w SB. Że wywodzi się z rodziny resortowej – to mi od razu przyszło do głowy, gdy tylko usłyszałem jego słynne porównanie. Gdy słucham niektórych „przybocznych” Palikota – miewam te same intuicje…
zerzniete zywcem z http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=343&Itemid=1