JAK KTO BAWIĆ SIĘ TU CHCE
-WKLEJAM WAM TU BAJKI DWIE.
CO JE KIEDYŚ NAPISAŁEM,
– ALE NIGDZIE NIE WYDAŁEM.
SZUKAM WSPÓLNIKA,
– CO WYDATKÓW NIE UNIKA
Z POWAŻANIEM KYSY
BAJKA O ZACZAROWANYM KAPELUSZU
Usiadłem przed komputerem troszeczkę,
– i napisałem Ci ładną bajeczkę.
O zaczarowanym kapeluszu,
– i nie z dykty ale z pluszu.
Miał dwie lub cztery dziury,
– denko było z tektury.
Cóż Ci powiem krótka gadka,
– był własnością mego dziadka.
A dziadek był magikiem,
– i w cyrku kierownikiem.
Objeździł też pół Świata,
– i dożył długie lata.
Gdy wchodził na arenę,
– dać małe przedstawienie.
Widzowie ze zdumienia,
– nie mogli wstać z siedzenia.
Gdy dziadek zdjął go z głowy,
– tak tyciu, do połowy.
– wypadał miś pluszowy.
A później trzy gołębie,
– co siadły gdzieś na dębie.
Dwa wielkie też ręczniki,
– i cztery zeń króliki.
Ze strachu co kicały,
– pod stolik się chowały.
Dziadek patrzy w lewo w prawo,
– wszyscy w cyrku biją brawo.
No i także ze zdumienia,
– to nie mogą wstać z siedzenia.
Tu nie koniec i nie wszystko,
– robi Dziadek zamaszysko.
I na stolik jego kładzie,
– no i mówi,"ty mój gadzie"
Po czym mija mała chwila,
– i wyjmuje krokodyla.
A krokodyl prosto z Nila.
I wcale nie gumowy,
– ale żywy trzy metrowy.
Z nim to Dziadek walkę stoczył,
– i dość bardzo się napocił.
Wsadził go do wielkiej klatki,
– widok był nie zwykle rzadki.
Dziadek patrzy w lewo wprawo,
– wszyscy w cyrku biją brawo.
I widownia ze zdumienia,
– dostawała tak omdlenia,
– że nie mogli wstać z siedzenia.
Co tam było w kapeluszu,
– to Ci powiem choć nie muszę.
Trzy kalosze para kapci,
– okulary mojej Babci.
No a za okularami,
– wychodziła Babcia też czasami.
Była z niej też piękna laska,
– wyglądała jak z obrazka.
I dawała też na scenie,
– bardzo piękne przedstawienie.
Dziadek patrzy w lewo w prawo,
– jeden wrzask i biją brawo.
I widownia ze zdumienia,
-dostawała tak omdlenia,
– już nie mogli wstać z siedzenia.
Leki do jedzenia brali,
– nawet je nie popijali.
Że kapelusz był zaczarowany,
– z zielonego robił się rumiany.
Potem żółty i czerwony,
– a za chwilkę znów zielony.
A,że miał on także dziury,
– wychodziły białe szczury.
A pod koniec dla bajery,
– wyjął Dziadek dwa rowery.
Oraz nową hulajnogę,
– deskorolkę,…. już nie mogę.
Bo sam wiele nie pamiętam,
– wiem,że były tam zwierzęta.
Małe myszy i żyrafa,
– i jeszcze stara szafa.
I do tego barek mały,
– i bufecik okazały.
Widzów więc tam pozapraszał,
– poszła tam nie jedna flasza.
A i dzieci też przybyły,
– no i bufet obstąpiły.
Tam obficie tak pojadły,
– skąd to wszystko nie odgadły.
No a chłopy tak popiły,
– że już wrócić zbrakło siły.
Na sam koniec więc zgrabniutko,
– wszystko chował to szybciutko.
Do swojego kapelusza,
– i widownię tym poruszał.
Babcia też tam wskakiwała,
– choć nie była wcale -mała.
Ale już bez krokodyla,
– bo mu uciekł wprost do Nila.
Dziadek patrzy w lewo w prawo,
– tak już w cyrku bili brawo.
Kładli się też na siedzenia,
– wszyscy mieli już omdlenia.
Brakło leków do jedzenia.
część II – ga
Co się działo później dalej,
– tego Ci nie powiem wcale.
Bo ja tego nie pamiętam,
– cyrk też upadł przez zwierzęta.
Później Dziadek miał sklerozę,
– i wyjechał hen…za morze.
Do dalekiej Ameryki,
– tam hodował dzikie byki.
Byki były wyborowe,
– steki miały bardzo zdrowe.
I rozniosły sławę Dziadka,
– już nie była młoda Babka.
Tam kowbojski miał kapelusz,
– ale z głowy to go nie rusz.
Indiańskiego pióropusza,
– co na wietrze się porusza.
Przyszła poczta.- Wielka skrzynia,
– co mnie Dziadka przypomina.
Na niej napis.."SPADEK",
– a nadawca to mój Dziadek.
Może wysłał kapelusza,
– skrzynia stoi ja nie ruszam.
Stała tak ze cztery lata,
– i nie będę grał wariata.
część III-cia
Cztery lata już tak stała,
– aż się kiedyś poruszała.
Cóż to może być za licho?,
– aż zasłabłem siedzę cicho.
Co tam może być w tej skrzyni?,
– co ten dziadek mnie uczynił?
Co to może być za spadek?
– co w tej skrzyni przysłał Dziadek?
To się znowu poruszało,
– chyba znaki mnie dawało.
Nie otwieram cicho siedzę
– i z daleka skrzynie śledzę.
Poty takie mnie oblały,
– że zrobiłem się coś mały.
Nie wiem dalej co ja zrobię,
– chyba będą mokre spodnie.
Idę spytać mojej żony,
– spadek ma być otworzony.
Skoro tak już mówi żona,
– skrzynia będzie otworzona.
Stoi już tak cztery lata,
– więc nie będę grał wariata.
Na odwagę się zdobyłem,
– i z daleka poruszyłem.
Delikatnie zapukałem,
– i dygocąc też słuchałem.
Trzy razy się przeżegnałem.
Co ma być to będzie,
– jak mnie trafi no to wszędzie.
Skrzynie szybko otworzyłem,
– jeszcze szybciej odskoczyłem.
I w komorze się schowałem,
– z daleka nasłuchiwałem
Włos na głowie zajeżony,
– nawet w spodniach też spocony.
Wpada żona, ty mój stary,
– w skrzyni same są dolary.
Więc z komory ja wychodzę,
– biegnę też na jednej nodze.
Patrzę a tam same są dolary,
– i kapelusz jeszcze stary.
Ani z dykty ni pilśniowy,
– tylko prawdziwy pluszowy.
Miał dwie lub cztery dziury,
– a denko było z tektury.
Ale co mnie tam z kapelusza,
– są dolary więc do Banku ruszam.
Dam na konto procentowe,
– będą z tego więcej nowe.
A w tym Banku ja nie wierzę,
– mówią, Dziadek był fałszerzem.
Dolary nie są prawdziwe,
– a po prostu fałszywe.
Dziadek został bankrutem,
– bo byki były zatrute.
Pół Ameryki pozatruwały,
– i lewatywy ludziska brały.
A dolary to rekwizyty do kapelusza,
– co przy występach widzów porusza.
I ze zdumienia nie wstawali już z siedzenia,
– leki brali do jedzenia.
A,że Dziadek miał sklerozę,
– jak wyjechał też za morze.
Widocznie miał obstrukcję,
– nie wysłał mnie instrukcję.
Do tego kapelusza,
– co widzów tak porusza.
Ale dał tam małą walizeczkę,
– co magiczna jest troszeczkę.
Co daje setkę sztuczek,
– do tego samouczek.
Jak będzie lato wezmę walizeczkę,
– dam Ci przedstawienie małe troszeczkę.
A kapelusz nadal jest zaczarowany,
– jest zielony, robi się rumiany.
Później żółty i czerwony,
– a za chwilkę znów zielony.
A z tą walizeczką,
– nie kłamie ani deczko.
Jak przyjdzie lato,
– dam Ci pokaz za to.
część IV-ta
Skąd te dziury w kapeluszu?
Też Ci powiem choć nie muszę.
By nie sprawić też zawodu,
– z bajką jadę więc do przodu.
Gdy wybuchła pierwsza wojna,
– dusza Dziadka- nie spokojna.
A gdy padły siły zbrojne,
– to wyruszył On na wojnę.
A,że nie był uzbrojony,
– miał kapelusz założony.
Co od swego dostał Dziadka,
– bo zapisał go On w spadkach.
Lecz nie zwykły był kapelusz,
– jak założysz to go nie rusz.
Bo jest on zaczarowany,
– i tez mało w Świcie znany.
Nie jest to kapelusz marny,
– bo się robisz niewidzialny.
Dziadek jako niewidzialny,
– wchodził tez do każdej armii.
Wszystkie fronty przeszpiegował,
– cztery lata tak wojował.
A kapelusz Go ratował.
Wokół kule też latały,
– ale Dziadek zawsze cały.
Aż tu kiedyś dnia pewnego,
– kule przeszły obok Niego.
O kapelusz zawadziły,
– no i dziury się zrobiły.
Dostał Dziadek też ordery,
– i nie jeden ale cztery.
Za odwagę i za męstwo,
– i nad wrogiem też zwycięstwo.
Porwał z wojny Generała,
– później armia się poddała.
Schował go do kapelusza,
– i do sztabu z nim wyrusza.
Tam go zaniósł do marszałka,
– i żywego nie w kawałkach.
Wziął wrogowi tez dowódców,
– jak tu walczyć bez przywódców.
Gdy porwany sztab jest cały,
– to przeciwnik wtedy mały.
Armia w polu zabłądziła,
– później wojna się skończyła.
Dziadek w Święta dla bajery,
– to zakładał swe ordery.
I to wszystkie nawet cztery.
Zawsze tylko gdy dał rady,
– na wojskowe szedł parady.
Wtedy wkładał kapelusza,
– orderami se poruszał.
A,że był on zaczarowany,
– z zielonego robił się rumiany.
Później żółty i czerwony,
– a za chwilkę znów zielony.
A,że był on młodym chłopcem,
– no to został on cyrkowcem.
Został sławnym tez magikiem,
– no i w cyrku kierownikiem.
Tylko dziury pozostały,
– choć kapelusz był nie mały.
Jeśli sobie coś przypomnę,
– to dopisać nie zapomnę.
O wyczynach mego Dziadka,
– skąd się wzięła także babka?.
Co się dzieje z orderami?,
– gdzie kapelusz jest czasami?
proszę kontakt czytelnika
gdyż kontaktów nie unikam.
Powiem wam też numer który,
– się dodzwoni do mej komóry : 605-409-329
autor KRZYSZTOF SZCZURKO ps.KYSY
O PIĘKNEJ KUNEGUNDZIE
I JEJ MĘŻU EDMUNDZIE
Nie daleko od Waksmunda,
-żyła kiedyś Kunegunda.
Wyszła za mąż za Edmunda.
Posag wielki otrzymała,
– żoną króla więc została.
I choć dziwne imię miała,
-swą urodą zachwycała.
Wszystkich dworzan dookoła,
– kto ją ujrzy ach…..też woła.
Jaka piękna jakie lica,
– krótko powiem "krasnawica".
A,że mądra Kunegunda,
– to rządziła za Edmunda.
Bo on był już w sile wieku,
– do następcy więc daleko.
Dbała także o poddanych,
– bardzo wiernych i oddanych.
Nowy Targ też odwiedzała,
– u Górali kupowała.
Każdy także ją szanował,
– nie powiedział złego słowa.
Była także wieś Łopuszna,
– i nie była zbyt posłuszna.
Sprawa także bardzo śliska,
– bo był spór też o pastwiska.
Z Nowym Targiem a Waksmundem,
– Kynegundą i Edmundem.
Sprawa była dość nie mała,
– Kunegunda ją wygrała.
Nawet sama i Łopuszna,
– też musiała być posłuszna.
A to działo się też w czasach,
– króla Augusta III-go Sasa.
Co popuszczać kazał pasa.
Kronikarze o tym piszą,
– bo najlepiej oni słyszą.
Kunegunda była sławna,
– piękna mądra i zabawna.
Urządzała też przyjęcia,
– tam robiono także zdjęcia.
Przez malarzy znanych sławnych,
– a w swych pędzlach bardzo wprawnych.
Bo co ujrzą namalują,
– no a przy tym nie ujmują.
Na przyjęciach były bale,
– Edmund jej nie bronił wcale.
Lata jemu się cofały,
– choć ze wzrostem był dość mały.
No – a na te bale,
– przychodzili też Górale.
Tam dla gości pięknie grali,
– jeszcze piękniej tańcowali.
Były "dziopy" też Góralki,
– a urodne tak jak lalki.
One także i śpiewały,
– jeszcze piękniej tańcowały.
Kunegunda hojność miała,
-więc każdego nagradzała.
No i każdy nagrodzony,
– dosyć był zadowolony.
Wiele mówić o Kunegundzie,
– i o królu też Edmundzie.
Sława też jej rosła cała,
– bo i zasług wiele miała.
Chociaż piękna to kraina,
– wiele też nie przypominam.
BAJKA O ZACZAROWANYM KAPELUSZU
Usiadłem przed komputerem troszeczkę,
– i napisałem Ci ładną bajeczkę.
O zaczarowanym kapeluszu,
– i nie z dykty ale z pluszu.
Miał dwie lub cztery dziury,
– denko było z tektury.
Cóż Ci powiem krótka gadka,
– był własnością mego dziadka.
A dziadek był magikiem,
– i w cyrku kierownikiem.
Objeździł też pół Świata,
– i dożył długie lata.
Gdy wchodził na arenę,
– dać małe przedstawienie.
Widzowie ze zdumienia,
– nie mogli wstać z siedzenia.
Gdy dziadek zdjął go z głowy,
– tak tyciu, do połowy.
– wypadał miś pluszowy.
A później trzy gołębie,
– co siadły gdzieś na dębie.
Dwa wielkie też ręczniki,
– i cztery zeń króliki.
Ze strachu co kicały,
– pod stolik się chowały.
Dziadek patrzy w lewo w prawo,
– wszyscy w cyrku biją brawo.
No i także ze zdumienia,
– to nie mogą wstać z siedzenia.
Tu nie koniec i nie wszystko,
– robi Dziadek zamaszysko.
I na stolik jego kładzie,
– no i mówi,"ty mój gadzie"
Po czym mija mała chwila,
– i wyjmuje krokodyla.
A krokodyl prosto z Nila.
I wcale nie gumowy,
– ale żywy trzy metrowy.
Z nim to Dziadek walkę stoczył,
– i dość bardzo się napocił.
Wsadził go do wielkiej klatki,
– widok był nie zwykle rzadki.
Dziadek patrzy w lewo wprawo,
– wszyscy w cyrku biją brawo.
I widownia ze zdumienia,
– dostawała tak omdlenia,
– że nie mogli wstać z siedzenia.
Co tam było w kapeluszu,
– to Ci powiem choć nie muszę.
Trzy kalosze para kapci,
– okulary mojej Babci.
No a za okularami,
– wychodziła Babcia też czasami.
Była z niej też piękna laska,
– wyglądała jak z obrazka.
I dawała też na scenie,
– bardzo piękne przedstawienie.
Dziadek patrzy w lewo w prawo,
– jeden wrzask i biją brawo.
I widownia ze zdumienia,
-dostawała tak omdlenia,
– już nie mogli wstać z siedzenia.
Leki do jedzenia brali,
– nawet je nie popijali.
Że kapelusz był zaczarowany,
– z zielonego robił się rumiany.
Potem żółty i czerwony,
– a za chwilkę znów zielony.
A,że miał on także dziury,
– wychodziły białe szczury.
A pod koniec dla bajery,
– wyjął Dziadek dwa rowery.
Oraz nową hulajnogę,
– deskorolkę,…. już nie mogę.
Bo sam wiele nie pamiętam,
– wiem,że były tam zwierzęta.
Małe myszy i żyrafa,
– i jeszcze stara szafa.
I do tego barek mały,
– i bufecik okazały.
Widzów więc tam pozapraszał,
– poszła tam nie jedna flasza.
A i dzieci też przybyły,
– no i bufet obstąpiły.
Tam obficie tak pojadły,
– skąd to wszystko nie odgadły.
No a chłopy tak popiły,
– że już wrócić zbrakło siły.
Na sam koniec więc zgrabniutko,
– wszystko chował to szybciutko.
Do swojego kapelusza,
– i widownię tym poruszał.
Babcia też tam wskakiwała,
– choć nie była wcale -mała.
Ale już bez krokodyla,
– bo mu uciekł wprost do Nila.
Dziadek patrzy w lewo w prawo,
– tak już w cyrku bili brawo.
Kładli się też na siedzenia,
– wszyscy mieli już omdlenia.
Brakło leków do jedzenia.
część II – ga
Co się działo później dalej,
– tego Ci nie powiem wcale.
Bo ja tego nie pamiętam,
– cyrk też upadł przez zwierzęta.
Później Dziadek miał sklerozę,
– i wyjechał hen…za morze.
Do dalekiej Ameryki,
– tam hodował dzikie byki.
Byki były wyborowe,
– steki miały bardzo zdrowe.
I rozniosły sławę Dziadka,
– już nie była młoda Babka.
Tam kowbojski miał kapelusz,
– ale z głowy to go nie rusz.
Indiańskiego pióropusza,
– co na wietrze się porusza.
Przyszła poczta.- Wielka skrzynia,
– co mnie Dziadka przypomina.
Na niej napis.."SPADEK",
– a nadawca to mój Dziadek.
Może wysłał kapelusza,
– skrzynia stoi ja nie ruszam.
Stała tak ze cztery lata,
– i nie będę grał wariata.
część III-cia
Cztery lata już tak stała,
– aż się kiedyś poruszała.
Cóż to może być za licho?,
– aż zasłabłem siedzę cicho.
Co tam może być w tej skrzyni?,
– co ten dziadek mnie uczynił?
Co to może być za spadek?
– co w tej skrzyni przysłał Dziadek?
To się znowu poruszało,
– chyba znaki mnie dawało.
Nie otwieram cicho siedzę
– i z daleka skrzynie śledzę.
Poty takie mnie oblały,
– że zrobiłem się coś mały.
Nie wiem dalej co ja zrobię,
– chyba będą mokre spodnie.
Idę spytać mojej żony,
– spadek ma być otworzony.
Skoro tak już mówi żona,
– skrzynia będzie otworzona.
Stoi już tak cztery lata,
– więc nie będę grał wariata.
Na odwagę się zdobyłem,
– i z daleka poruszyłem.
Delikatnie zapukałem,
– i dygocąc też słuchałem.
Trzy razy się przeżegnałem.
Co ma być to będzie,
– jak mnie trafi no to wszędzie.
Skrzynie szybko otworzyłem,
– jeszcze szybciej odskoczyłem.
I w komorze się schowałem,
– z daleka nasłuchiwałem
Włos na głowie zajeżony,
– nawet w spodniach też spocony.
Wpada żona, ty mój stary,
– w skrzyni same są dolary.
Więc z komory ja wychodzę,
– biegnę też na jednej nodze.
Patrzę a tam same są dolary,
– i kapelusz jeszcze stary.
Ani z dykty ni pilśniowy,
– tylko prawdziwy pluszowy.
Miał dwie lub cztery dziury,
– a denko było z tektury.
Ale co mnie tam z kapelusza,
– są dolary więc do Banku ruszam.
Dam na konto procentowe,
– będą z tego więcej nowe.
A w tym Banku ja nie wierzę,
– mówią, Dziadek był fałszerzem.
Dolary nie są prawdziwe,
– a po prostu fałszywe.
Dziadek został bankrutem,
– bo byki były zatrute.
Pół Ameryki pozatruwały,
– i lewatywy ludziska brały.
A dolary to rekwizyty do kapelusza,
– co przy występach widzów porusza.
I ze zdumienia nie wstawali już z siedzenia,
– leki brali do jedzenia.
A,że Dziadek miał sklerozę,
– jak wyjechał też za morze.
Widocznie miał obstrukcję,
– nie wysłał mnie instrukcję.
Do tego kapelusza,
– co widzów tak porusza.
Ale dał tam małą walizeczkę,
– co magiczna jest troszeczkę.
Co daje setkę sztuczek,
– do tego samouczek.
Jak będzie lato wezmę walizeczkę,
– dam Ci przedstawienie małe troszeczkę.
A kapelusz nadal jest zaczarowany,
– jest zielony, robi się rumiany.
Później żółty i czerwony,
– a za chwilkę znów zielony.
A z tą walizeczką,
– nie kłamie ani deczko.
Jak przyjdzie lato,
– dam Ci pokaz za to.
część IV-ta
Skąd te dziury w kapeluszu?
Też Ci powiem choć nie muszę.
By nie sprawić też zawodu,
– z bajką jadę więc do przodu.
Gdy wybuchła pierwsza wojna,
– dusza Dziadka- nie spokojna.
A gdy padły siły zbrojne,
– to wyruszył On na wojnę.
A,że nie był uzbrojony,
– miał kapelusz założony.
Co od swego dostał Dziadka,
– bo zapisał go On w spadkach.
Lecz nie zwykły był kapelusz,
– jak założysz to go nie rusz.
Bo jest on zaczarowany,
– i tez mało w Świcie znany.
Nie jest to kapelusz marny,
– bo się robisz niewidzialny.
Dziadek jako niewidzialny,
– wchodził tez do każdej armii.
Wszystkie fronty przeszpiegował,
– cztery lata tak wojował.
A kapelusz Go ratował.
Wokół kule też latały,
– ale Dziadek zawsze cały.
Aż tu kiedyś dnia pewnego,
– kule przeszły obok Niego.
O kapelusz zawadziły,
– no i dziury się zrobiły.
Dostał Dziadek też ordery,
– i nie jeden ale cztery.
Za odwagę i za męstwo,
– i nad wrogiem też zwycięstwo.
Porwał z wojny Generała,
– później armia się poddała.
Schował go do kapelusza,
– i do sztabu z nim wyrusza.
Tam go zaniósł do marszałka,
– i żywego nie w kawałkach.
Wziął wrogowi też dowódców,
– jak tu walczyć bez przywódców.
Gdy porwany sztab jest cały,
– to przeciwnik wtedy mały.
Armia w polu zabłądziła,
– później wojna się skończyła.
Dziadek w Święta dla bajery,
– to zakładał swe ordery.
I to wszystkie nawet cztery.
Zawsze tylko gdy dał rady,
– na wojskowe szedł parady.
Wtedy wkładał kapelusza,
– orderami se poruszał.
A,że był on zaczarowany,
– z zielonego robił się rumiany.
Później żółty i czerwony,
– a za chwilkę, znów zielony.
A,że był on młodym chłopcem,
– no to został on cyrkowcem.
Został sławnym tez magikiem,
– no i w cyrku kierownikiem.
Tylko dziury pozostały,
– choć kapelusz był nie mały.
Jeśli sobie coś przypomnę,
– to dopisać nie zapomnę.
O wyczynach mego Dziadka,
– skąd się wzięła także babka?.
Co się dzieje z orderami?,
– gdzie kapelusz jest czasami?
Proszę kontakt czytelnika
gdyż kontaktów nie unikam.
Powiem wam też numer który,
– się dodzwoni do mej komóry : 605-409-329
autor KRZYSZTOF SZCZURKO ps.KYSY
telefon nie opłacony więc wyłączony podam gotowy domowy:(17) 27-75-708
O PIĘKNEJ KUNEGUNDZIE
I JEJ MĘŻU EDMUNDZIE
Nie daleko od Waksmunda,
-żyła kiedyś Kunegunda.
Wyszła za mąż za Edmunda.
Posag wielki otrzymała,
– żoną króla więc została.
I choć dziwne imię miała,
-swą urodą zachwycała.
Wszystkich dworzan dookoła,
– kto ją ujrzy ach…..też woła.
Jaka piękna jakie lica,
– krótko powiem "krasnawica".
A,że mądra Kunegunda,
– to rządziła za Edmunda.
Bo on był już w sile wieku,
– do następcy więc daleko.
Dbała także o poddanych,
– bardzo wiernych i oddanych.
Nowy Targ też odwiedzała,
– u Górali kupowała.
Każdy także ją szanował,
– nie powiedział złego słowa.
Była także wieś Łopuszna,
– i nie była zbyt posłuszna.
Sprawa także bardzo śliska,
– bo był spór też o pastwiska.
Z Nowym Targiem a Waksmundem,
– Kynegundą i Edmundem.
Sprawa była dość nie mała,
– Kunegunda ją wygrała.
Nawet sama i Łopuszna,
– też musiała być posłuszna.
A to działo się też w czasach,
– króla Augusta III-go Sasa.
Co popuszczać kazał pasa.
Kronikarze o tym piszą,
– bo najlepiej oni słyszą.
Kunegunda była sławna,
– piękna mądra i zabawna.
Urządzała też przyjęcia,
– tam robiono także zdjęcia.
Przez malarzy znanych sławnych,
– a w swych pędzlach bardzo wprawnych.
Bo co ujrzą namalują,
– no a przy tym nie ujmują.
Na przyjęciach były bale,
– Edmund jej nie bronił wcale.
Lata jemu się cofały,
– choć ze wzrostem był dość mały.
No – a na te bale,
– przychodzili też Górale.
Tam dla gości pięknie grali,
– jeszcze piękniej tańcowali.
Były "dziopy" też Góralki,
– a urodne tak jak lalki.
One także i śpiewały,
– jeszcze piękniej tańcowały.
Kunegunda hojność miała,
-więc każdego nagradzała.
No i każdy nagrodzony,
– dosyć był zadowolony.
Wiele mówić o Kunegundzie,
– i o królu też Edmundzie.
Sława też jej rosła cała,
– bo i zasług wiele miała.
Chociaż piękna to kraina,
– wiele też nie przypominam.
A ,że dobrze spałem i też śniłem, – wszystko sobie to zmyśliłem.
autor:Krzysztof Szczurko ps KYSY
5 grudnia 2010
KYSY Trybun Ludowy Bylem pierwszym zolnierzem Solidarnosci. Strajkowalem w 1974r. W stanie wojennym bylem ok. 80 razy bylem zatrzymywany i karany. Zapraszam do dyskusji.