Bez kategorii
Like

KYSY BAJKI BEZ POLITYKI

23/08/2011
523 Wyświetlenia
0 Komentarze
107 minut czytania
no-cover

JAK KTO BAWIĆ SIĘ TU CHCE
-WKLEJAM WAM TU BAJKI DWIE.
CO JE KIEDYŚ NAPISAŁEM,
– ALE NIGDZIE NIE WYDAŁEM.
SZUKAM WSPÓLNIKA,
– CO WYDATKÓW NIE UNIKA
Z POWAŻANIEM KYSY

0


            BAJKA O ZACZAROWANYM KAPELUSZU
         
             
     Usiadłem przed komputerem troszeczkę,
     – i napisałem Ci ładną bajeczkę.
     O zaczarowanym kapeluszu,
     – i nie z dykty ale z pluszu.

      Miał dwie lub cztery dziury,
      – denko było z tektury.
      Cóż Ci powiem krótka gadka,
      – był własnością mego dziadka.

       A dziadek był magikiem,
       – i w cyrku kierownikiem.
       Objeździł też pół Świata,
       – i dożył długie lata.

       Gdy wchodził na arenę,
        – dać małe przedstawienie.
       Widzowie ze zdumienia,
        – nie mogli wstać z siedzenia.

       Gdy dziadek zdjął go z głowy,
       – tak tyciu, do połowy.
       – wypadał miś pluszowy.
        A później trzy gołębie,
       – co siadły gdzieś na dębie.

         Dwa wielkie też ręczniki,
         – i cztery zeń króliki.
         Ze strachu co kicały,
         – pod stolik się chowały.

         Dziadek patrzy w lewo w prawo,
         – wszyscy w cyrku biją brawo.
         No i także ze zdumienia,
         – to nie mogą wstać z siedzenia.

         Tu nie koniec i nie wszystko,
         – robi Dziadek zamaszysko.
         I na stolik jego kładzie,
         – no i mówi,"ty mój gadzie"

        Po czym mija mała chwila,
        – i wyjmuje krokodyla.
        A krokodyl prosto z Nila.
        I wcale nie gumowy,
        – ale żywy trzy metrowy.

           Z nim to Dziadek walkę stoczył,  
          – i dość bardzo się napocił.
           Wsadził go do wielkiej klatki,
          – widok był nie zwykle rzadki.

        Dziadek patrzy w lewo wprawo,
       – wszyscy w cyrku biją brawo.
        I widownia ze zdumienia,
       – dostawała tak omdlenia,
       – że nie mogli wstać z siedzenia.

           Co tam było w kapeluszu,
           – to Ci powiem choć nie muszę.
           Trzy kalosze para kapci,
           – okulary mojej Babci.

        No a za okularami,  
        – wychodziła Babcia też czasami.
        Była z niej też piękna laska,
       – wyglądała jak z obrazka.
       I dawała też na scenie,
       – bardzo piękne przedstawienie.

          Dziadek patrzy w lewo w prawo,
         – jeden wrzask i biją brawo.
         I widownia ze zdumienia,
         -dostawała tak omdlenia,
         – już nie mogli wstać z siedzenia.
         Leki do jedzenia brali,
         – nawet je nie popijali.

       Że kapelusz był zaczarowany,
       – z zielonego robił się rumiany.
       Potem żółty i czerwony,
       – a za chwilkę znów zielony.

           A,że miał on także dziury,
           – wychodziły białe szczury.
           A pod koniec dla bajery,
           – wyjął Dziadek dwa rowery.
           Oraz nową hulajnogę,
           – deskorolkę,…. już nie mogę.

        Bo sam wiele nie pamiętam,
        – wiem,że były tam zwierzęta.
        Małe myszy i żyrafa,
       – i jeszcze stara szafa.

           I do tego barek mały,
           – i bufecik okazały.
          Widzów więc tam pozapraszał,
          – poszła tam nie jedna flasza.
          A i dzieci też przybyły,
          – no i bufet obstąpiły.

        Tam obficie tak pojadły,
        – skąd to wszystko nie odgadły.
        No a chłopy tak popiły,
        – że już wrócić zbrakło siły.

            Na sam koniec więc zgrabniutko,
            – wszystko chował to szybciutko.
            Do swojego kapelusza,
           – i widownię tym poruszał.

        Babcia też tam wskakiwała,
        – choć nie była wcale -mała.
        Ale już bez krokodyla,
        – bo mu uciekł wprost do Nila.

             Dziadek patrzy w lewo w prawo,
            – tak już w cyrku bili brawo.
            Kładli się też na siedzenia,
            – wszyscy mieli już omdlenia.
            Brakło leków do jedzenia.
               część II – ga

                    Co się działo później dalej,
                    – tego Ci nie powiem wcale.
                    Bo ja tego nie pamiętam,
                    – cyrk też upadł przez zwierzęta.

                 Później Dziadek miał sklerozę,
                 – i wyjechał hen…za morze.
                 Do dalekiej Ameryki,
                 – tam hodował dzikie byki.

                    Byki były wyborowe,
                    – steki miały bardzo zdrowe.
                    I rozniosły sławę Dziadka,
                    – już nie była młoda Babka.

                 Tam kowbojski miał kapelusz,
                 – ale z głowy to go nie rusz.
                 Indiańskiego pióropusza,
                 – co na wietrze się porusza.

                    Przyszła poczta.- Wielka skrzynia,
                    – co mnie Dziadka przypomina.
                    Na niej napis.."SPADEK",
                    – a nadawca to mój Dziadek.

                Może wysłał kapelusza,
                – skrzynia stoi ja nie ruszam.
                Stała tak ze cztery lata,
                – i nie będę grał wariata.
                    
                    część III-cia

                     Cztery lata już tak stała,
                    – aż się kiedyś poruszała.
                    Cóż to może być za licho?,
                    – aż zasłabłem siedzę cicho.

                 Co tam może być w tej skrzyni?,
                 – co ten dziadek mnie uczynił?
                 Co to może być za spadek?
                 – co w tej skrzyni przysłał Dziadek?

                    To się znowu poruszało,
                    – chyba znaki mnie dawało.
                    Nie otwieram cicho siedzę
                    – i z daleka skrzynie śledzę.

                 Poty takie mnie oblały,
                 – że zrobiłem się coś mały.
                 Nie wiem dalej co ja zrobię,
                 – chyba będą mokre spodnie.

                     Idę spytać mojej żony,
                    – spadek ma być otworzony.
                    Skoro tak już mówi żona,
                    – skrzynia będzie otworzona.

                 Stoi już tak cztery lata,
                – więc nie będę grał wariata.

                     Na odwagę się zdobyłem,
                    – i z daleka poruszyłem.
                    Delikatnie zapukałem,
                    – i dygocąc też słuchałem.
                    Trzy razy się przeżegnałem.

               Co ma być to będzie,
               – jak mnie trafi no to wszędzie.
               Skrzynie szybko otworzyłem,
               – jeszcze szybciej odskoczyłem.

                    I w komorze się schowałem,
                   – z daleka nasłuchiwałem
                    Włos na głowie zajeżony,
                   – nawet w spodniach też spocony.

                Wpada żona, ty mój stary,
               – w skrzyni same są dolary.
                Więc z komory ja wychodzę,
                – biegnę też na jednej nodze.

                    Patrzę a tam same są dolary,
                   – i kapelusz jeszcze stary.
                   Ani z dykty ni pilśniowy,
                   – tylko prawdziwy pluszowy.
                   Miał dwie lub cztery dziury,
                   – a denko było z tektury.

              Ale co mnie tam z kapelusza,
             – są dolary więc do Banku ruszam.
             Dam na konto procentowe,
             – będą z tego więcej nowe.

                   A w tym Banku ja nie wierzę,
                  – mówią, Dziadek był fałszerzem.
                  Dolary nie są prawdziwe,
                  – a po prostu fałszywe.

            Dziadek został bankrutem,
            – bo byki były zatrute.
            Pół Ameryki pozatruwały,
            – i lewatywy ludziska brały.

                 A dolary to rekwizyty do kapelusza,
                – co przy występach widzów porusza.
                I ze zdumienia nie wstawali już z siedzenia,
               – leki brali do jedzenia.

            A,że Dziadek miał sklerozę,
           – jak wyjechał też za morze.
           Widocznie miał obstrukcję,
           – nie wysłał mnie instrukcję.
           Do tego kapelusza,
           – co widzów tak porusza.

               Ale dał tam małą walizeczkę,
              – co magiczna jest troszeczkę.
              Co daje setkę sztuczek,
              – do tego samouczek.

            Jak będzie lato wezmę walizeczkę,
            – dam Ci przedstawienie małe troszeczkę.
            A kapelusz nadal jest zaczarowany,
            – jest zielony, robi się rumiany.
            Później żółty i czerwony,
           – a za chwilkę znów zielony.

                 A z tą walizeczką,
                – nie kłamie ani deczko.
                Jak przyjdzie lato,
                – dam Ci pokaz za to.

                        część IV-ta

            Skąd te dziury w kapeluszu?
            Też Ci powiem choć nie muszę.
            By nie sprawić też zawodu,
            – z bajką jadę więc do przodu.

                    Gdy wybuchła pierwsza wojna,
                   – dusza Dziadka- nie spokojna.
                   A gdy padły siły zbrojne,
                   – to wyruszył On na wojnę.

             A,że nie był uzbrojony,
            – miał kapelusz założony.
            Co od swego dostał Dziadka,
            – bo zapisał go On w spadkach.

                   Lecz nie zwykły był kapelusz,
                   – jak założysz to go nie rusz.
                   Bo jest on zaczarowany,
                  – i tez mało w Świcie znany.

              Nie jest to kapelusz marny,
              – bo się robisz niewidzialny.
              Dziadek jako niewidzialny,
             – wchodził tez do każdej armii.

                   Wszystkie fronty przeszpiegował,
                  – cztery lata tak wojował.
                  A kapelusz Go ratował.
                  Wokół kule też latały,
                  – ale Dziadek zawsze cały.

             Aż tu kiedyś dnia pewnego,
            – kule przeszły obok Niego.
             O kapelusz zawadziły,
            – no i dziury się zrobiły.

                   Dostał Dziadek też ordery,
                  – i nie jeden ale cztery.
                  Za odwagę i za męstwo,
                  – i nad wrogiem też zwycięstwo.      

             Porwał z wojny Generała,
            – później armia się poddała.
            Schował go do kapelusza,
            – i do sztabu z nim wyrusza.

                  Tam go zaniósł do marszałka,
                  – i żywego nie w kawałkach.
                  Wziął wrogowi tez dowódców,
                  – jak tu walczyć bez przywódców.

            Gdy porwany sztab jest cały,
            – to przeciwnik wtedy mały.
             Armia w polu zabłądziła,
            – później wojna się skończyła.

                 Dziadek w Święta dla bajery,
                 – to zakładał swe ordery.
                 I to wszystkie nawet cztery.
                 Zawsze tylko gdy dał rady,
                 – na wojskowe szedł parady.

            Wtedy wkładał kapelusza,
            – orderami se poruszał.
            A,że był on zaczarowany,
            – z zielonego robił się rumiany.
            Później żółty i czerwony,
            – a za chwilkę znów zielony.

                   A,że był on młodym chłopcem,
                  – no to został on cyrkowcem.
                  Został sławnym tez magikiem,
                  – no i w cyrku kierownikiem.

            Tylko dziury pozostały,
            – choć kapelusz był nie mały.

                      Jeśli sobie coś przypomnę,
                     – to dopisać nie zapomnę.
                      O wyczynach mego Dziadka,
                      – skąd się wzięła także babka?.

                     Co się dzieje z orderami?,
                   – gdzie kapelusz jest czasami?  

                                   proszę kontakt czytelnika
                                 gdyż  kontaktów nie unikam.
                         Powiem wam też numer który,
                      – się dodzwoni do mej komóry : 605-409-329
                                  
                autor KRZYSZTOF SZCZURKO  ps.KYSY

          
  
  
  
     O PIĘKNEJ  KUNEGUNDZIE
          I JEJ MĘŻU EDMUNDZIE

       Nie daleko od Waksmunda,
      -żyła kiedyś Kunegunda.

      Wyszła za mąż za Edmunda.

          Posag wielki otrzymała,
          – żoną króla więc została.
          I choć dziwne imię miała,
          -swą urodą zachwycała.

      Wszystkich dworzan dookoła,
      – kto ją ujrzy ach…..też woła.
      Jaka piękna jakie lica,
      – krótko powiem  "krasnawica".

          A,że mądra Kunegunda,

          – to rządziła za Edmunda.
         Bo on był już w sile wieku,
         – do następcy więc daleko.

       Dbała także o poddanych,
       – bardzo wiernych i oddanych.
      Nowy Targ też odwiedzała,
      – u Górali kupowała.

           Każdy także ją szanował,
          – nie powiedział złego słowa.
          Była także wieś Łopuszna,
          – i nie była zbyt posłuszna.

        Sprawa także bardzo śliska,
        – bo był spór też o pastwiska.
        Z Nowym Targiem a Waksmundem,
        – Kynegundą i Edmundem.

            Sprawa była dość nie mała,
            – Kunegunda ją wygrała.

            Nawet sama i Łopuszna,
            – też musiała być posłuszna.

         A to działo się też w czasach,
         – króla Augusta III-go Sasa.
         Co popuszczać kazał pasa.
         Kronikarze o tym piszą,
        – bo najlepiej oni słyszą.

             Kunegunda była sławna,

            – piękna mądra i zabawna.
            Urządzała też przyjęcia,
            – tam robiono także zdjęcia.

          Przez malarzy znanych sławnych,
          – a w swych pędzlach bardzo wprawnych.
          Bo co ujrzą namalują,
          – no a przy tym nie ujmują.
  
            Na przyjęciach były bale,
           – Edmund jej nie bronił wcale.
            Lata jemu się cofały,
           – choć ze wzrostem był dość mały.

         No – a na te bale,
         – przychodzili też Górale.
         Tam dla gości pięknie grali,
         – jeszcze piękniej tańcowali.

             Były "dziopy" też Góralki,
             – a urodne tak jak lalki.
             One także i śpiewały,
             – jeszcze piękniej tańcowały.

           Kunegunda hojność miała,

           -więc każdego nagradzała.
           No i każdy nagrodzony,
           – dosyć był zadowolony.

              Wiele mówić o Kunegundzie,

             – i o królu też Edmundzie.
              Sława też jej rosła cała,
             – bo i zasług wiele miała.

           Chociaż piękna to kraina,
           – wiele też nie przypominam.

            BAJKA O ZACZAROWANYM KAPELUSZU
         
             
     Usiadłem przed komputerem troszeczkę,
     – i napisałem Ci ładną bajeczkę.
     O zaczarowanym kapeluszu,
     – i nie z dykty ale z pluszu.

      Miał dwie lub cztery dziury,
      – denko było z tektury.
      Cóż Ci powiem krótka gadka,
      – był własnością mego dziadka.

       A dziadek był magikiem,
       – i w cyrku kierownikiem.
       Objeździł też pół Świata,
       – i dożył długie lata.

       Gdy wchodził na arenę,
        – dać małe przedstawienie.
       Widzowie ze zdumienia,
        – nie mogli wstać z siedzenia.

       Gdy dziadek zdjął go z głowy,
       – tak tyciu, do połowy.
       – wypadał miś pluszowy.
        A później trzy gołębie,
       – co siadły gdzieś na dębie.

         Dwa wielkie też ręczniki,
         – i cztery zeń króliki.
         Ze strachu co kicały,
         – pod stolik się chowały.

         Dziadek patrzy w lewo w prawo,
         – wszyscy w cyrku biją brawo.
         No i także ze zdumienia,
         – to nie mogą wstać z siedzenia.

         Tu nie koniec i nie wszystko,
         – robi Dziadek zamaszysko.
         I na stolik jego kładzie,
         – no i mówi,"ty mój gadzie"

        Po czym mija mała chwila,
        – i wyjmuje krokodyla.
        A krokodyl prosto z Nila.
        I wcale nie gumowy,
        – ale żywy trzy metrowy.

           Z nim to Dziadek walkę stoczył,  
          – i dość bardzo się napocił.
           Wsadził go do wielkiej klatki,
          – widok był nie zwykle rzadki.

        Dziadek patrzy w lewo wprawo,
       – wszyscy w cyrku biją brawo.
        I widownia ze zdumienia,
       – dostawała tak omdlenia,
       – że nie mogli wstać z siedzenia.

           Co tam było w kapeluszu,
           – to Ci powiem choć nie muszę.
           Trzy kalosze para kapci,
           – okulary mojej Babci.

        No a za okularami,  
        – wychodziła Babcia też czasami.
        Była z niej też piękna laska,
       – wyglądała jak z obrazka.
       I dawała też na scenie,
       – bardzo piękne przedstawienie.

          Dziadek patrzy w lewo w prawo,
         – jeden wrzask i biją brawo.
         I widownia ze zdumienia,
         -dostawała tak omdlenia,
         – już nie mogli wstać z siedzenia.
         Leki do jedzenia brali,
         – nawet je nie popijali.

       Że kapelusz był zaczarowany,
       – z zielonego robił się rumiany.
       Potem żółty i czerwony,
       – a za chwilkę znów zielony.

           A,że miał on także dziury,
           – wychodziły białe szczury.
           A pod koniec dla bajery,
           – wyjął Dziadek dwa rowery.
           Oraz nową hulajnogę,
           – deskorolkę,…. już nie mogę.

        Bo sam wiele nie pamiętam,
        – wiem,że były tam zwierzęta.
        Małe myszy i żyrafa,
       – i jeszcze stara szafa.

           I do tego barek mały,
           – i bufecik okazały.
          Widzów więc tam pozapraszał,
          – poszła tam nie jedna flasza.
          A i dzieci też przybyły,
          – no i bufet obstąpiły.

        Tam obficie tak pojadły,
        – skąd to wszystko nie odgadły.
        No a chłopy tak popiły,
        – że już wrócić zbrakło siły.

            Na sam koniec więc zgrabniutko,
            – wszystko chował to szybciutko.
            Do swojego kapelusza,
           – i widownię tym poruszał.

        Babcia też tam wskakiwała,
        – choć nie była wcale -mała.
        Ale już bez krokodyla,
        – bo mu uciekł wprost do Nila.

             Dziadek patrzy w lewo w prawo,
            – tak już w cyrku bili brawo.
            Kładli się też na siedzenia,
            – wszyscy mieli już omdlenia.
            Brakło leków do jedzenia.
               część II – ga

                    Co się działo później dalej,
                    – tego Ci nie powiem wcale.
                    Bo ja tego nie pamiętam,
                    – cyrk też upadł przez zwierzęta.

                 Później Dziadek miał sklerozę,
                 – i wyjechał hen…za morze.
                 Do dalekiej Ameryki,
                 – tam hodował dzikie byki.

                    Byki były wyborowe,
                    – steki miały bardzo zdrowe.
                    I rozniosły sławę Dziadka,
                    – już nie była młoda Babka.

                 Tam kowbojski miał kapelusz,
                 – ale z głowy to go nie rusz.
                 Indiańskiego pióropusza,
                 – co na wietrze się porusza.

                    Przyszła poczta.- Wielka skrzynia,
                    – co mnie Dziadka przypomina.
                    Na niej napis.."SPADEK",
                    – a nadawca to mój Dziadek.

                Może wysłał kapelusza,
                – skrzynia stoi ja nie ruszam.
                Stała tak ze cztery lata,
                – i nie będę grał wariata.
                    
                    część III-cia

                     Cztery lata już tak stała,
                    – aż się kiedyś poruszała.
                    Cóż to może być za licho?,
                    – aż zasłabłem siedzę cicho.

                 Co tam może być w tej skrzyni?,
                 – co ten dziadek mnie uczynił?
                 Co to może być za spadek?
                 – co w tej skrzyni przysłał Dziadek?

                    To się znowu poruszało,
                    – chyba znaki mnie dawało.
                    Nie otwieram cicho siedzę
                    – i z daleka skrzynie śledzę.

                 Poty takie mnie oblały,
                 – że zrobiłem się coś mały.
                 Nie wiem dalej co ja zrobię,
                 – chyba będą mokre spodnie.

                     Idę spytać mojej żony,
                    – spadek ma być otworzony.
                    Skoro tak już mówi żona,
                    – skrzynia będzie otworzona.

                 Stoi już tak cztery lata,
                – więc nie będę grał wariata.

                     Na odwagę się zdobyłem,
                    – i z daleka poruszyłem.
                    Delikatnie zapukałem,
                    – i dygocąc też słuchałem.
                    Trzy razy się przeżegnałem.

               Co ma być to będzie,
               – jak mnie trafi no to wszędzie.
               Skrzynie szybko otworzyłem,
               – jeszcze szybciej odskoczyłem.

                    I w komorze się schowałem,
                   – z daleka nasłuchiwałem
                    Włos na głowie zajeżony,
                   – nawet w spodniach też spocony.

                Wpada żona, ty mój stary,
               – w skrzyni same są dolary.
                Więc z komory ja wychodzę,
                – biegnę też na jednej nodze.

                    Patrzę a tam same są dolary,
                   – i kapelusz jeszcze stary.
                   Ani z dykty ni pilśniowy,
                   – tylko prawdziwy pluszowy.
                   Miał dwie lub cztery dziury,
                   – a denko było z tektury.

              Ale co mnie tam z kapelusza,
             – są dolary więc do Banku ruszam.
             Dam na konto procentowe,
             – będą z tego więcej nowe.

                   A w tym Banku ja nie wierzę,
                  – mówią, Dziadek był fałszerzem.
                  Dolary nie są prawdziwe,
                  – a po prostu fałszywe.

            Dziadek został bankrutem,
            – bo byki były zatrute.
            Pół Ameryki pozatruwały,
            – i lewatywy ludziska brały.

                 A dolary to rekwizyty do kapelusza,
                – co przy występach widzów porusza.
                I ze zdumienia nie wstawali już z siedzenia,
               – leki brali do jedzenia.

            A,że Dziadek miał sklerozę,
           – jak wyjechał też za morze.
           Widocznie miał obstrukcję,
           – nie wysłał mnie instrukcję.
           Do tego kapelusza,
           – co widzów tak porusza.

               Ale dał tam małą walizeczkę,
              – co magiczna jest troszeczkę.
              Co daje setkę sztuczek,
              – do tego samouczek.

            Jak będzie lato wezmę walizeczkę,
            – dam Ci przedstawienie małe troszeczkę.
            A kapelusz nadal jest zaczarowany,
            – jest zielony, robi się rumiany.
            Później żółty i czerwony,
           – a za chwilkę znów zielony.

                 A z tą walizeczką,
                – nie kłamie ani deczko.
                Jak przyjdzie lato,
                – dam Ci pokaz za to.

                        część IV-ta

            Skąd te dziury w kapeluszu?
            Też Ci powiem choć nie muszę.
            By nie sprawić też zawodu,
            – z bajką jadę więc do przodu.

                    Gdy wybuchła pierwsza wojna,
                   – dusza Dziadka- nie spokojna.
                   A gdy padły siły zbrojne,
                   – to wyruszył On na wojnę.

             A,że nie był uzbrojony,
            – miał kapelusz założony.
            Co od swego dostał Dziadka,
            – bo zapisał go On w spadkach.

                   Lecz nie zwykły był kapelusz,
                   – jak założysz to go nie rusz.
                   Bo jest on zaczarowany,
                  – i tez mało w Świcie znany.

              Nie jest to kapelusz marny,
              – bo się robisz niewidzialny.
              Dziadek jako niewidzialny,
             – wchodził tez do każdej armii.

               Wszystkie fronty przeszpiegował,
              – cztery lata tak wojował.
               A kapelusz Go ratował.
               Wokół kule też latały,
               – ale Dziadek zawsze cały.

              Aż tu kiedyś dnia pewnego,
             – kule przeszły obok Niego.
             O kapelusz zawadziły,
             – no i dziury się zrobiły.

            Dostał Dziadek też ordery,
            – i nie jeden ale cztery.
             Za odwagę i za męstwo,
            – i nad wrogiem też zwycięstwo.      

            Porwał z wojny Generała,
            – później armia się poddała.
            Schował go do kapelusza,
            – i do sztabu z nim wyrusza.

                  Tam go zaniósł do marszałka,
                  – i żywego nie w kawałkach.
                  Wziął wrogowi też dowódców,
                  – jak tu walczyć bez przywódców.

            Gdy porwany sztab jest cały,
            – to przeciwnik wtedy mały.
             Armia w polu zabłądziła,
            – później wojna się skończyła.

                 Dziadek w Święta dla bajery,
                 – to zakładał swe ordery.
                 I to wszystkie nawet cztery.
                 Zawsze tylko gdy dał rady,
                 – na wojskowe szedł parady.

            Wtedy wkładał kapelusza,
            – orderami se poruszał.
            A,że był on zaczarowany,
            – z zielonego robił się rumiany.
            Później żółty i czerwony,
            – a za chwilkę, znów zielony.

                   A,że był on młodym chłopcem,
                  – no to został on cyrkowcem.
                  Został sławnym tez magikiem,
                  – no i w cyrku kierownikiem.

            Tylko dziury pozostały,
            – choć kapelusz był nie mały.

                      Jeśli sobie coś przypomnę,
                     – to dopisać nie zapomnę.
                      O wyczynach mego Dziadka,
                      – skąd się wzięła także babka?.

                     Co się dzieje z orderami?,
                   – gdzie kapelusz jest czasami?  

                    Proszę kontakt czytelnika
                    gdyż  kontaktów nie unikam.
                     Powiem wam też numer który,
                      – się dodzwoni do mej komóry : 605-409-329
                                  
                autor KRZYSZTOF SZCZURKO  ps.KYSY
              telefon nie opłacony więc wyłączony
                                                                                 podam gotowy domowy:(17) 27-75-708
  
  
  
     O PIĘKNEJ  KUNEGUNDZIE
          I JEJ MĘŻU EDMUNDZIE

       Nie daleko od Waksmunda,
      -żyła kiedyś Kunegunda.

      Wyszła za mąż za Edmunda.

          Posag wielki otrzymała,
          – żoną króla więc została.
          I choć dziwne imię miała,
          -swą urodą zachwycała.

      Wszystkich dworzan dookoła,
      – kto ją ujrzy ach…..też woła.
      Jaka piękna jakie lica,
      – krótko powiem  "krasnawica".

          A,że mądra Kunegunda,

          – to rządziła za Edmunda.
         Bo on był już w sile wieku,
         – do następcy więc daleko.

       Dbała także o poddanych,
       – bardzo wiernych i oddanych.
      Nowy Targ też odwiedzała,
      – u Górali kupowała.

           Każdy także ją szanował,
          – nie powiedział złego słowa.
          Była także wieś Łopuszna,
          – i nie była zbyt posłuszna.

        Sprawa także bardzo śliska,
        – bo był spór też o pastwiska.
        Z Nowym Targiem a Waksmundem,
        – Kynegundą i Edmundem.

            Sprawa była dość nie mała,
            – Kunegunda ją wygrała.

            Nawet sama i Łopuszna,
            – też musiała być posłuszna.

         A to działo się też w czasach,
         – króla Augusta III-go Sasa.
         Co popuszczać kazał pasa.
         Kronikarze o tym piszą,
        – bo najlepiej oni słyszą.

             Kunegunda była sławna,

            – piękna mądra i zabawna.
            Urządzała też przyjęcia,
            – tam robiono także zdjęcia.

          Przez malarzy znanych sławnych,
          – a w swych pędzlach bardzo wprawnych.
          Bo co ujrzą namalują,
          – no a przy tym nie ujmują.
  
            Na przyjęciach były bale,
           – Edmund jej nie bronił wcale.
            Lata jemu się cofały,
           – choć ze wzrostem był dość mały.

         No – a na te bale,
         – przychodzili też Górale.
         Tam dla gości pięknie grali,
         – jeszcze piękniej tańcowali.

             Były "dziopy" też Góralki,
             – a urodne tak jak lalki.
             One także i śpiewały,
             – jeszcze piękniej tańcowały.

           Kunegunda hojność miała,

           -więc każdego nagradzała.
           No i każdy nagrodzony,
           – dosyć był zadowolony.

              Wiele mówić o Kunegundzie,

             – i o królu też Edmundzie.
              Sława też jej rosła cała,
             – bo i zasług wiele miała.

           Chociaż piękna to kraina,
           – wiele też nie przypominam.
           A ,że dobrze spałem i też śniłem,                                                                                        – wszystko sobie to zmyśliłem.

             autor:Krzysztof Szczurko ps KYSY

                   5 grudnia 2010

 

 

 

 

 

 

 

0

kysyprzemysl

KYSY Trybun Ludowy Bylem pierwszym zolnierzem Solidarnosci. Strajkowalem w 1974r. W stanie wojennym bylem ok. 80 razy bylem zatrzymywany i karany. Zapraszam do dyskusji.

89 publikacje
4 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758