Kult Maryjny to piękna ikona polskiej pobożności. Nie zasłaniajmy jej własną ciemnością, rozumem, który pozjadał wszystkie rozumy i pychą. Powinien trwać na naszej ziemi i rozwijać się w pięknych formach żywej wiary, nadziei i miłości.
Na to, że prawda jest piękna, mało kto zwraca uwagę. Nie lepiej traktuje się miłość w naszej kulturze. Miłość zawsze jest piękna, lecz ślepiec tego nie widzi. Nie ma po prostu miłosiernego serca, które mogłoby dojrzeć głębszy wymiar przedwiecznej harmonii.
Prawda jest piękna dla matematyków. Ta osobna opowieść – o odkrywaniu całych światów idealnych wzorców dla bytu, gdzie gra symfonia przedwiecznej harmonii liczb i znaków – musi poczekać , niejako w kolejce lub przedsionku, na moją uwagę. Bo ten felieton piszę o pięknej ikonie pobożności Maryjnej. O ikonie, która objawiła się przez wieki naszej historii w koronie cierniowej nadziei, że co złe, przeminie, a co dobre, powróci.
Co można napisać w kilku prostych zdaniach w temacie, który został wysłowiony w tysiącach grubych tomów? Niewiele. I tak postanowiłem. Napiszę subiektywnie – tak jakby nie było całej tej literatury na kolanach i również tej obrazoburczej, wściekłej, że jakiś głupi lud, spod Jasnej Góry i dziesiątków innych Sanktuariów Maryjnych porozrzucanych po polskiej krainie, chce wielbić swoją Czarną Madonnę.
Wyciągnę jeno kilka kresek prostych, lecz naturalnych jak polne kwiaty sypane w procesjach wokół kościołów, z nieskończonej ikony Maryi malowanej sercami minionych pokoleń i także naszego pokolenia. Naszych babć i dziadziuniów, naszych matek i ojców – i nas, którzy błąkają się dziś jak owce po zagrodach cywilizacji śmierci. Nas porażonych przez prądy elektrycznego pastucha, który drwi z tradycji i wiary.
Które to pokolenie pierwsze rozpaliło w domu świadomości narodu polskiego płomień pobożności Maryjnej? To, które zaśpiewało po raz pierwszy pieśń patriotyczną i religijną „Bogurodzica” i ze sztandarami ruszyło do walki o obronę polskiej ziemi, czy jeszcze wcześniejsze? Dawne dzieje. Inicjacja miała jednak konieczny rys nadziei.
Taki już jest los ludzki, że w obronie wolności pierwsza staje nadzieja. Nadzieja, że jest ktoś większy od naszych niemocy i słabości, pod płaszczem którego schronimy się na czas niepogody i przetrwamy wichury dziejów. A Lachom, bardziej niż innym narodom, przypadła do gustu Maryja.
Ta cicha i nieskończenie cierpliwa matka swojego syna. Natomiast dla Katolików, których wiara nie stała się pustym naczyniem rytuału: Ta cicha i nieskończenie cierpliwa Matka swojego Syna. Niby te dwa zdania sygnalizują to samo, lecz przecież dzieli je przepaść semantyczna. Wielkie kaligrafowanie liter znaczy bowiem, że zwracam się do kogoś, kto mnie – syna ziemskiej matki – przewyższa.
Na kolana przed Kimś, kto przewyższa nieskończenie, marny synu i prochu, twoje przemijające i ulotne istnienie. Na kolana przed Jezusem Chrystusem i Maryją zawsze Dziewicą. Ubierz się w wór pokutny i raduj własną duszę, że będziesz się korzył, nawracał na prawdziwą wiarę, naprawiał własne życie, aby zasłużyć na zbawienie i uniknąć potępienia duszy. Ech, to brzydsza strona medalu, gdzie podkreśla się grzeszność człowieka i niepokalaną czystość sił wyższych. Mało szlachetna sztaluga dla malarza, który szuka w ikonie świętości życia prawdy o stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo…Boże. Nieprzezwyciężalny dualizm dalekiego i doskonałego Boga, który przestał wypełniać duszę człowieka i każdy fraktal Kosmosu swoją obecnością. I jest li tylko Transcendentny – gdzieś tam obecny, lecz już nie tu.
Nie wszyscy Chrześcijanie podzielają jednak wiarę, że Maryja to Matka. Niektórzy nazywają ją po prostu matką. Była taką samą matką jak miliardy innych matek, lecz wyróżnioną łaską Najwyższego i pobłogosławioną, żeby stać się łonem i piersią dla Jednorodzonego Syna jedynego Ojca, Pana nieba i ziemi. Nie, nie zamierzam w krótkiej formie felietonu zawijać hermeneutyki Katechizmu Kościoła Katolickiego w dysputy teologiczne i budować świątyni dla pięknej Ikony Maryi w oparciu o fundament dogmatów. Nie będzie też jednak zaprzeczenia dla słuszności dogmatów oraz nie będzie ich negacji.
Dogmaty są, dla tradycji Kościoła katolickiego i tym samym dla wiernych tej tradycji, mniej więcej tym samym, co aksjomaty dla matematyki i matematyków. Mniej więcej oznacza, że musielibyśmy powrócić do metafory, że dla widzących prawda jest piękna. Dogmaty otwierają dla prawdy formy piękna, ale tylko dla tych, którzy w nie uwierzą. Dla niewierzących są ryglami do przestrzeni otwartego umysłu i poprzez to, stają się śmieszne lub ohydne, zabobonne lub wszeteczne.
Bóg jest Jeden. A wszyscy, no prawie wszyscy (bo są i tacy, którzy głoszą, że bogów jest dwóch, Ojciec i Syn, bez Ducha Świętego), Chrześcijanie, zgadzają się, że Najwyższy istnieje w Trzech Osobach Boskich – i to jest ta największa Tajemnica Sacrum, które objawiło się w Ewangeliach. Ale pojawia się w wielu nurtach chrześcijańskiej wiary, historycznie i współcześnie, bunt przeciw przebóstwieniu Maryi w kulcie, który zrównuje Jej wagę niejako z Jej Synem. Chyba rozumiem taki opór. Jego źródło również tkwi w Świętej Księdze Chrześcijaństwa – w Biblii.
Biblia to nie podręcznik, który daje proste instrukcje jak żyć. To nieoszlifowany diament mądrości i objawienia Boga w historii, który wprawdzie, rozmaici, teologiczni i wypowiadający się z najwyższych katedr i stolic pobudowanych dla autorytetów władzy religijnej, szlifierze, usiłowali przyciąć do własnych wyobrażeń, jaka ma być doskonała i najpiękniejsza forma boskiej prawdy, ale – po prawdzie – nie wydobyli z tego pola wiedzy dla nieskończonych interpretacji ziemskich pielgrzymek do Boga, najgłębszych mistycznie znaczeń. Coś wciąż jest przekłamywane i słabo rozpoznane – tak uważam.
Powróćmy do Maryi. Ubrana jest dziś w szaty wielu kultów, objawień maryjnych, otoczona koroną dogmatów, które mają ugruntować w oczach wiernych jej wyjątkowość dla świata i całego Kosmosu. Litanie wysławiające jej cnoty i boskie przymioty odmawiane są codziennie w wielu domach – nie tylko polskich rodzin. Czy to jest dobre?
A pewnie. Błogosławiona między niewiastami, Niepokalana, Zawsze Dziewica, Matka Zbawiciela, Matka Stworzyciela, Przybytek Ducha Świętego, Królowa Aniołów, Królowa Proroków, Królowa wyznawców, Brama niebieska, Dom złoty, Arka przymierza, Królowa Polski, Królowa świata, Panna wsławiona (…) I tak dalej. I tak dalej. Kto chce, niech sięgnie po pełną treść np. Loretańskiej Litanii do Najświętszej Maryi Panny: ( Jest np. tutaj na portalu katolickim:
http://adonai.pl/modlitwy/?id=32.)
I niech gorąco i żarliwie modli się ten (i ta) wyznawca Maryi, który marzy, że nie pozostanie sam na czuwaniu i modlitwie. To będzie dobre, gdy uwolni serce modlitewne od dosłownego obrazu i zacznie zasiewać ziarno miłości, prostej wiary i nadziei, że również w życiu i doświadczeniu mistycznym siostry i brata, ma szansę wyrosnąć z tego zasiewu Krucjaty Różańcowej kilka pięknych form prawdy.
Święty Józef to miał szczęście. Mieć taką doskonałą Żonę. Jezus Chrystus to miał błogosławieństwo od Ojca niebieskiego, o którym mówił: ” Ja i Ojciec jedno jesteśmy”, gdy przyszedł na ten świat w łonie najbardziej kochającej i obdarzonej takimi darami Matki. Piękny wzorzec dla każdego mężczyzny. Któż nie chciałby mieć takiej żony i takiej matki – i nawet takiej córki. Oj, przecież to cudowne, że niewiasty mówią te słowa błogosławieństw i wysławiania ponad niebiosa… Maryi. Gdyby jeszcze chciały uwierzyć, że w formach Litanii Loretańskiej zakodowano wzorzec do naśladowania, nie zaś po prostu obraz niedostępnego ideału w nimbie kulturowego i religijnego tabu nieosiągalności cnót dla grzesznego wiecznie człowieka.
Piękny jest Różaniec. Pięknie i pobożnie odmawiają na paciorkach tą modlitwę tysiące Róż Różańcowych rozsianych po całej Polsce i na całym świecie, gdzie Polonia chce ocalić polską wiarę i tradycję. Piękny jest Różaniec Katolików gdziekolwiek go odmawiają. Piękny jest Różaniec odmawiany z właściwą intencją i uwagą.
A jaka jest właściwa intencja? Przemienić siebie na obraz i podobieństwo. A jaka jest właściwa uwaga? Intronizować Maryję podczas medytacji różańcowych i intronizować Jezusa Chrystusa – w swoim sercu i duszy. Iść przez życie drogą, którą opisują Ewangelie – nie dosłownie, lecz po śladach boskości ukrytych w pierwotnej jedności duszy i Boga, który ją zrodził z siebie. Medytować podczas chwil refleksji, gdy zatrzymujemy się przy stacjach tajemnic różańcowych. To nie tylko ćwiczenie dla wyobraźni i przenikania wiary przez materię przekonań, że w obrazach są głębokie przesłania duchowe. To również uruchamianie ducha, który ma stać się ciałem, a nie tylko klepanym bezmyślnie słowem.
O jakże tak! Głosisz herezję i bluźnierstwo – pomyśli mało uważny Czytelnik mojego bloga. Czyżby?
Jeśli tu jest bluźnierstwo, to co zobaczymy, gdy przejdziemy w kierunku naprawdę otwartych medytacji tajemnic różańcowych?
Prawda jest piękna a kłamstwo brzydkie. Prawda jest taka, że czasami radujemy się a czasami cierpimy, czasami wchodzimy w światło a czasami cień nas zniewala. Nie ma drogi dla zniewolonych, gdyż oni wybierają równię pochyłą tolerancji dla grzechu i siania chwastów w dolinie nicości lub pogodzili się z mitami, że nic nie przetrwa próby śmierci.
A jeśli prawda jest inna? Jeśli próbę śmierci przetrwa nieśmiertelna dusza, to gdzie są bramy niebieskie do wieczności i gdzie są klucze do tych bram?
Katolicy wierzą, że jedną z Bram do królestwa niebieskiego jest Maryja. Ale gdzie są klucze do tej Bramy? Czy przypadkiem nie w sumieniach i sercach wiernych kołaczących o wybawienie z trosk i niepokojów tego świata?
Kołacz, kołacz, lecz wyrzuć z głowy obrazy zasłaniające istnienie prawdziwego Boga, którego jeszcze nie widzisz. Otwórz własne serce i umysł na otwartość ikony, która – w kilku kreskach malowania doświadczenia mistycznego życiem – rozbija w pył każdą myśl o bałwochwalstwie dla bałwanów i złotych cielców. Taka tradycja mówienia o Najwyższym Bogu ujawniła się już w Biblii (i nie tylko tam) i tworzy silny nurt mistyki i teologii apofatycznej również w dziejach Chrześcijaństwa.
Proszę, oto piękny przykład apofatycznego ujęcia Boga w wierszu Anioła Ślązaka, XVII-wiecznego niemieckiego poety i mistyka:
„Zatrzymaj się! Cóż znaczy Bóg? nie duch, nie ciało, nie światło, nie wiara, nie miłość, nie mara senna, nie przedmiot, nie zło i nie dobro, nie w małym On, nie w licznym, On nawet nie to, co nazywa się Bogiem. Nie jest On uczuciem, nie jest myślą, nie jest dźwiękiem, a tylko tym, o czym z nas wszystkich nie wie nikt.” (tłum. B. Antochewicz.)
Stań się Maryją, stań się Chrystusem – podczas modlitwy różańcowej, patrz w siebie i na świat niejako Ich oczami. Potrafisz? Chcesz się uczyć takiej sztuki? To po zakończeniu modłów nie gadaj, że te chwile medytacji prawdziwej, to był lichy sen, który musi zakończyć się w tym momencie, gdy trzeba wrócić do cesarskiego świata przemocy i lichwy.
Czy Maryja jest ikoną Boga, który „nie jest uczuciem, nie jest myślą, nie jest dźwiękiem, a tylko tym, o czym z nas wszystkich nie wie nikt”?
Dla naszych babć i dziadziuniów była, dla naszych matek i ojców też nie osłabła i – była. Taka była polskość znaczona wiarą naszych przodków – i to było dobre. Czy dla nas jest? Czy będzie dla naszych córek i synów? Na takie pytanie – na szczęście – każdy odpowiada sobie sam w głębinach własnego ducha i odpowiedź tworzy w alchemicznym naczyniu serca, które przekształca każdą chwilę życia w piękno – formę prawdy i miłości, w tańcu zespolenia w jednym doświadczeniu. Piękne są te chwile i błogosławione…gdy ja nie zasłania sobą rzeczywistości.
Czyż nie dlatego wierzymy, że Bóg, o którym” z nas wszystkich nie wie nikt” nic, co da się zamknąć w formach obrazu, przemawia do nas Prawdą i Miłością?
Oj tam, nie dywagujmy nadaremnie i nadmiernie. Módlmy się z miłością, trzymajmy się ścieżek prawdy. Kult Maryjny to piękna ikona polskiej pobożności. Nie zasłaniajmy jej własną ciemnością, rozumem, który pozjadał wszystkie rozumy i pychą. Powinien trwać na naszej ziemi i rozwijać się w pięknych formach żywej wiary, nadziei i miłości.