Najnowszą zdobyczą III RP jest władza ludu bez jego udziału. Trwała niechęć znacznej części obywateli RP do czynnego uczestnictwa w sprawowaniu władzy jest faktem. Czy możemy mówić o porażce demokracji? Owszem. Jak więc zdefiniować system, w którym przynajmniej połowa obywateli nie chce korzystać z podstawowego prawa obywatelskiego – uczestnictwa w wyborach czy referendach? W demokracji uczestnictwo bądź nie w wyborach czy referendach, to wybór. Wynika z różnych przesłanek. Jedni chcą mieć wpływ na rzeczywistość, inni godzą się z tym by nie mieć racji, tłumacząc taką postawę w gruncie rzeczy pustym hasłem „bo i tak się nic nie zmieni”. Czy aby na pewno?
Referendum w Warszawie było okolicznością, która pokazała jaki rzeczywisty stosunek do demokracji mają środowiska, broniące obecnej Prezydent Warszawy, z premierem i prezydentem RP włącznie. Pierwszy raz w historii III RP najwyżsi urzędnicy państwowi nawoływali do rezygnacji z jednego z podstawowych praw obywatelskich.
Podstawową cechą rządów Platformy jest odsuwanie obywateli od jakiegokolwiek wpływu na państwo. Mielenie podpisów, zebranych zresztą przez samą Platformę, odrzucanie milionów głosów – obywatelskich wniosków referendalnych, to fakty, nad którymi nie można ot tak przejść do porządku dziennego. Konstytucyjne prawa, w czasach rządów PO-PSL, są brutalnie łamane. Okazuje się, że jedynym momentem wpływu obywateli na władzę mają być wyłącznie wybory. Mówiła o tym m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz, która bez ogródek oświadczyła, że wyniki wyborów to kontrakt na całą kadencję. I co z tego, że prawo stanowi inaczej, dając prawną możliwość przerwania kontraktu? Platforma wie lepiej. Dla Platformy istnieje wyłącznie takie prawo, które gwarantuje jej rządzenie za wszelką cenę.
Guru III RP, Adam Michnik, w występie u Lisa stwierdził, że demokrację należy rozpatrywać pod kontem kontekstu, który w danym momencie występuje. Według Michnika referendum warszawskie nie było aktem demokracji, bo kontekstem nie było odwołanie Hanny Gronkiewicz – Waltz a „pisowski zamach” na rządzącą Platformę. I nieważne, że PO wielokrotnie pokazała czym są jej rządy – z cmentarzem, cepeenem, kupowaniem głosów za posady, wieloma skandalami związanymi z wyrzucaniem publicznych pieniędzy w błoto. Ważne jest by nie dopuścić do odsunięcia od władzy tych, którzy gwarantują dalsze, bezkarne funkcjonowanie patologicznych układów, które z demokracją nie mają nic wspólnego. To jest właściwa definicja kontekstu, o którym mówił Michnik, pokazując tym samym, że nie jest ani demokratą ani nie ma za grosz szacunku do demokratycznych mechanizmów.
Kolejnym pseudodemokratą, cięgiem zapraszanym do przekaziorów by wygłaszał swoje chore poglądy, jest Daniel Olbrychski. Według tego człowieka należy obciążyć kosztami referendum w Warszawie tych, którzy do referendum doprowadzili. Jakieś 230 tysięcy ludzi, którzy podpisali się pod referendalnym wnioskiem. Jak widać p. Olbrychskiemu nie są obce totalitarne metody a nawet są przez niego lansowane. Ciekawe, że żaden z przekaziorów, tak ochoczo zapraszających tego antydemokratę, nie zwróci uwagi, że referendum to element demokracji przewidziany prawem. Element, z którego obywatele po prostu mogą korzystać bo mają do tego prawo. Koniec, kropka.
Smaczku dodaje fakt, że z ust obu panów nie pada ani jedno słowo o referendach, do których doprowadziła bądź nawoływała Platforma. One są … równiejsze? Zapewne dla Olbrychskiego czy Michnika – tak! Kontekst jest najważniejszy – bo przecież nie demokracja.