Rosyjska gazeta podejrzewa Amerykanów o celowe doprowadzenie do katastrofy rosyjskiego samolotu w Indonezji.
Katastrofa 9 maja w Indonezji to nie wypadek, ale działanie amerykańskich konkurentów – uważa Komsomolskaja Prawda. Zagłuszyli oni przyrządy pokładowe samolotu, uważa gazeta, informując o bazie lotniczej USA w Dżakarcie, z której Amerykanie mogli wysłać
sygnał
który spowodował zagłuszenie przyrządów samolotu „i tym samym doprowadził do katastrofy”. Niebawem zapewne eksperci MAK podejmą ten wątek. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w miejscu katastrofy rosyjskiego samolotu nie rośnie żadna brzoza, mogąca urwać skrzydło.
Post scriptum: oczywiście Rosjanie i Antypis pukają się w czoło nt coraz konkretniejszych informacji w sprawie zamachu w Smoleńsku, ale tam, gdzie chodzi o własny biznes, nie stroną od najdzikszych spekulacji: „wojskowy ekspert cytowany przez rosyjską gazetę powiedział, że jego agencja "od dawna śledzi działania Sił Powietrznych USA na lotnisku w Dżakarcie". – Wiemy, że Amerykanie mają specjalne technologie, które potrafią zagłuszyć sygnały i spowodować nieprawidłowy odczyt parametrów – powiedział”. Koniec cytatu. Czyżby Rosjanie ich nie mieli? Na razie jednak to Rosjanie potrafili z zimną krwią zestrzelić pasażerski samolot, a nie Amerykanie. Ale tok rozumowania Rosjan w sprawie katastrofy w Indonezji powinien dać co nieco do myślenia polskim prokuratorom, badającym tragedię w Smoleńsku.