Młoda pani od polskiego wychodząc ze szkoły potrząsała mocno głową. Rok szkolny dopiero się zaczął, a ona już miała dość szkoły, lekcji, innych nauczycieli, uczniów, a w szczególności szóstej a
Młoda pani od polskiego wychodząc ze szkoły potrząsała mocno głową. Rok szkolny dopiero się zaczął, a ona już miała dość szkoły, lekcji, innych nauczycieli, uczniów, a w szczególności szóstej a. I niestety, ku swojej rozpaczy, tuż za szkolnym płotem natknęła się na Łukaszka, Grubego Maćka i okularnika z trzeciej ławki. Mieli stropione miny, w rękach trzymali komórki, a przed nimi, na asfalcie, leżał jakiś nieszczęśnik i zwijał się z bólu.
– Łobuzy! Mordercy!! – w młodej pani od polskiego coś eksplodowało. – Zabiliście go!!!
– Kogo? – spytał wystraszony jej krzykiem okularnik.
– No niego! Tego co leży przed wami!!!
– Aa, tego – westchnął Gruby Maciek. – Wręcz przeciwnie, my go ratujemy. Znaczy się, chcemy ratować. Ale nie możemy się doprosić karetki.
– Żeby wezwać karetkę trzeba podać pin – wtrącił się przejęty okularnik.
– Nip, ty idioto – poprawił go Gruby Maciek i się pobili. Leżący zaczął charczeć.
– Czemu nip? – spytała zdumiona pani od polskiego.
– No a jak wypiszą fakturę jakby było niepotrzebne wezwanie? – zmiażdżył ją Łukaszek i zaproponował:
– Niech pani zadzwoni. Ten facet już ma pianę.
– Ludzie… Ratujcie… Co za ból…
Zawstydzona obywatelską postawą swoich podopiecznych młoda pani od polskiego wyjęła telefon i zadzwoniła pod numer sto dwanaście. Podała wszystkie swoje dane, łącznie z nipem, który miała w notesiku w torebce.
– Gdzie leży chory? – spytała dyspozytorka. – Muszę odszukać zakontraktowaną firmę.
Młoda pani podała nazwę ulicy.
– A numery parzyste czy nieparzyste? Bo akurat jest granica strefy…
– To właściwie jest taki skwerek… – młoda pani od polskiego rozejrzała się niepewnie.
– Przykro mi, ale skwerków nie mamy zakontraktowanych.
– To co mamy zrobić?
– Nagrywa się ale niech tam… Ja bym go przeciągnęła na chodnik. I już.
– No dobrze, spróbujemy… Nie szarpcie tak! Łukasz, przecież przydepnąłeś mu włosy! A wy dwaj przestańcie się wreszcie bić! I co z tego, że nazwał cię nędzną fiuciną! Gotowe. To będą, e… Numery parzyste.
– Dziękuję, już wysyłam karetkę!
– A kiedy będzie?
– Za parę minut!
Telefon zamilkł.
– Głupi dowcip – powiedziała poirytowana młoda pani od polskiego. – Za parę minut! Karetka! Poczekajcie tu, a ja zobaczę, czy pani od niemieckiego nie kończy teraz lekcji, ona jeździ samochodem, w ostateczności zatrzymamy kogoś na ulicy…
Słowa jej przerwało wycie syreny. Zza szeregu zaparkowanych aut wyłonił się błyskający światłami ambulans. Karetka zatrzymała się, z jej wnętrza wyskoczyła jakaś pani w kitelku i z torbą w ręku. Fachowo nachyliła się nad leżącym, fachowo przeprowadziła wywiad, po czym sięgnęła do torby po narzędzia.
– I po wszystkim – oznajmiła po kilku minutach wstając z klęczek. – Zwykły atak ślepej kiszki. Hop!
I zgrabnie podrzuciła wycięty organ na wybieg dla psów.
– Co też pani?!! – zdumiała się polonistka.
– A co, nie wie pani, że utylizacja usuniętych organów zgodnie z unijnymi procedurami kosztuje straszne pieniądze? A tak jakiś piesek sobie zje.
– Ależ pani doktor…
– Ja nie jestem żaden doktor – roześmiała się pani w kitelku. – Proszę pani, żeby rozciąć, albo zaszyć nie trzeba od razu lekarza!
I wsiadła do ambulansu, na którego boku biegł napis "Pogotowie krawieckie".
– Ty jesteś tak gruby, że do ciebie pewno przyjechałby weterynarz – oznajmił Grubemu Maćkowi okularnik i się pobili.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!