Idąc dziś miastem rodzinnym, miałam chwilę czasu. Wstąpiłam więc do najbliższego kościoła. Akurat trafiłam na czytanie Ewangelii. Opowiada ona o powołaniu Andrzeja i Szymona oraz Jana i Jakuba. Poniżej nieco refleksji na jej temat.
Jako pierwsze zastanowiły mnie słowa "Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi". Jezus mówi językiem tych ludzi, których powołuje. Ponieważ są rybakami, więc mówi do nich o ich zawodzie. Widzę w tym, że Jezus mówi do każdego z nas. Każdego z nas wzywa do pójścia za nim. Może to uczynić każdy.
Secundo. Można odczytywać tą ewangelię pod kątem powołania do głoszenia słowa Bożego i odkrywania powołania w ogóle. Jezus pierwszych czterech apostołów powołał do zadań bardzo ważnych. Może nas przeznacza do takich samych zadań, a może nie. Może mamy głosić Słowo Jego tak jak apostołowie, a może inaczej. Mamy je głosić, każdy tak, jak może. Wystarczy świadectwo w zwykłych codziennych sytuacjach. Jako biżuterię noszę krzyżyk. Ze znajomymi odważnie rozmawiam o kwestiach etycznych. Nawet, jeśli dochodzi do sporu i po ludzku jestem na pozycji straconej, to spokojnie przedstawiam racje Kościoła, nie obrażam, ale ufam Bogu. Nie jestem uległa. Umiem odmówić, gdy jestem namawiana do złego. Wiem, co mam w życiu robić. Mój system wartości opieram na Bogu, na Prawdzie. Nawet, jeśli nie rozpoznałem swojego powołania, to słucham głosu Boga. On nikogo z nas nie zostawi bez sygnału, jaką drogę życia mamy wybrać.
Tertio. "Oni natychmiast zostawili swoje sieci i poszli za nim". Czyli, idąc z Jezusem, nie ma opcji pośredniej. Idziemy, albo nie. Tertium non datur. Drugi podpunkt – Jezusowi możemy zaufać. On nas nie zawiedzie. Nawet, jeśli wybierzemy życie zakonne, a czasy są trudne, i/lub mamy rodzinę, martwimy się co się z nią stanie… Nie musimy się aż tak troszczyć. "Popatrzcie na lilie rosnące w polu. Nie przędą, ani nie sieją. Zaprawdę powiadam wam, nawet Salomon w swoim przepychu nie chodził tak ubrany, jak jedna z nich", i później "U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie sa policzone. Nie bójcie się – jesteście ważniejsi niż wiele wróbli". Widzę w tych fragmentach, ze Bóg kocha swoje stworzenia i nigdy ich nie zostawi. To cudowna świadomość, że jest ktoś, komu mogę bezgranicznie zaufać i Go pokochać – a On nie zawiedzie położonych w Nim nadziei. Jakby tak zrobił, to by nie był Bogiem – a więc by nie istniał. Z tej przyczyny my, bez Boga, rownież byśmy nie istnieli. On, stwórca wszystkiego we wszystkich, powołuje nas do bycia Jego dziećmi. Możemy to zaproszenie przyjąć lub odrzucić.
Ewangelia ta jest dla mnie oparciem. Mówi, ze Jezusowi można zaufać. Jeśli czujemy, że On powołał nas właśnie do tego, a nie do czeoś innego, to mamy robić właśnie tą konkretną rzecz. Nawet, jeśli po ludzku rzecz biorąc jest to głupie i bezsensowne – to mogę i powinnam iść tą drogą, bo wskazał mi ją Bóg. Kpiny, szyderstwa i tym podobne – to cześć drogi Chrystusa. On nie mówił, ze będzie łatwo, ale że będzie warto. U kresu czeka na nas wybawienie, Bóg Ojciec, który zna nas wszystkich. Czeka z otwartymi ramionami jak ojciec, Abba, stęskniony za swoimi dziećmi.
Pójdźmy za nim.