Komenda „lądować” nie padła … bo nie musiała
20/04/2011
502 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Komunikat prokuratury nie zadowolił „środowiska naciskowego” i wysłało ono na front walki Grzegorza Sroczyńskiego z GW – kolejnego eksperta od badania stenogramów.
Po komunikacie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, informującym, że w wyniku dotychczas przeprowadzonych czynności, nie zebrała materiału dowodowego wskazującego na to,by katastrofa była efektem czyichkolwiek nacisków na załogę samolotu Tu-154M nr 101, należało spodziewać się reakcji środowisk związanych z jednolitą teorią katastrofy lotniczej spowodowanej według nich „atmosferą wyścigu do Katynia”.
Komunikat prokuratury nie zadowolił „środowiska naciskowego” i wysłało ono na front walki Grzegorza Sroczyńskiego z GW – kolejnego eksperta od badania stenogramów.
– Tymczasem w sprawie nacisków prokuratura niczego nowego nam nie powie. Ani teraz, ani nigdy. Bo zajmuje się badaniem faktów, a nie atmosfery, która panowała w Polsce w dniu lotu. Atmosfery wyścigu do Katynia między premierem a prezydentem. Komenda prezydenta "lądować" nie padła. Bo nie musiała – pisze Sroczyński.
Aby uwiarygodnić swój przekaz przedstawia fragmenty stenogramów, które mają być dowodem na to, że naciski jednak były. Można byłoby się spodziewać, że zostaną zaprezentowane fragmenty, które pochodzą z opublikowanego 1 czerwca 2010 roku stenogramu opracowanego przez komitet generałowej Anodiny, która dla tego środowiska jest jedyną wyrocznią prawdy i rzetelności, jednak pierwsze linijki zamieszczonego tekstu wskazują, że autor posłużył się odczytami zaprezentowanymi przez komisję Millera podczas konferencji, która była odpowiedzią na opublikowanie raportu MAK.
Sroczyński komentuje:
– Od miesięcy znamy zapis rozmów załogi z ostatniej fazy lotu. I od miesięcy wiemy, że piloci nie chcieli samodzielnie podjąć decyzji o locie na lotnisko zapasowe,
i zamieszcza fragmenty stenogramu:
Godz. 8.26:11. Dowódca załogi: Panie dyrektorze [do Mariusza Kazany, szefa protokołu dyplomatycznego MSZ, który wszedł do kokpitu], wyszła mgła, w tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść.
Godz. 8.26:20. Dowódca załogi: Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę pomyśleć nad decyzją, co będziemy robić. Paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby wisieć [krążyć nad lotniskiem, czekając na poprawę pogody].
Godz. 8.26:37. Kazana: No to mamy problem…
Godz. 8.30:26. Kazana: Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy.
Godz. 8.35:41. Ktoś w kokpicie: Tak czy nie? My musimy to lotnisko wybrać, w końcu na coś się zdecydować.
Godz. 8.37:56. Ktoś w kokpicie: Wkurzy się, jeśli jeszcze [niezrozumiałe].
——————–
Podane czasy oraz treść zapisów wskazują, że autor posłużył się informacjami z prezentacji Komisji Millera … ale nie do końca.
Ostatni fragment z godz. 8:37:56 wg prezentacji komisji Millera brzmiał tak:
8:37:56 (?)Nawigator: Powiedz, że jeszcze jedna mila do osi została
Aby uzasadnić swój wywód Sroczyński dokonał w tym miejscu manipulacji i zamieścił fragment opublikowany przez MAK:
10:38:00 (8:38:00 czas polski) Anonim: Wkurzy się, jeśli jeszcze [niezrozumiałe],
zmieniając przy tym czas w ten sposób, aby ten zgadzał się z prezentacją komisji Millera.
——————–
Można spierać się, czy prokuratura powinna wydawać komunikaty tej treści (nie było nacisków, nie było zamachu), nie posiadając jeszcze analizy fonoskopijnej oraz oryginałów czarnych skrzynek i wraku samolotu. Można poddawać w wątpliwość wiarygodność, odczytanych zarówno przez MAK jak i ekspertów Komisji Millera zapisów z rejestratora. Można zastanawiać się, dlaczego analiza fonoskopijna, przeprowadzana dla prokuratury przez Instytut Ekspertyz Sądowych trwa tak długo.
Ale wysyłanie na front walki „ideologicznej” młodych i niedoświadczonych manipulatorów jest co najmniej niepoważne. Mają ich już przecież pod dostatkiem. Wypełniają czas antenowy wiodących mediów i nie mogą pogodzić się z tym, że powoli upadają głoszone przez nich od 10 kwietnia 2010 roku hipotezy.