HYDE PARK
Like

Koło życia czyli autorytet

10/07/2014
880 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
Koło życia czyli autorytet

Ludzi deprawuje życie w uległości wobec władzy, którą się pogardza, i praw, które są sprzeczne z sumieniem. Deprawuje stały opór wobec prawa i państwa.

0


 

(Jacek Kuroń)

1.

Taka władza, jacy jej obrońcy.
Oto kolejny „autorytet moralny made in III RP” przeprowadza atak na „gangstera” Nisztora:
(…) W 2011 r. Pan i Nisztor byliście dobrymi znajomymi – prawda? Ale już Nisztor tak dobrze z Giertychem się nie znali?
Panowie poznali się bez mojego udziału, ale skrócenie dystansu na pewno nastąpiło przez to, że dobrze wyrażałem się o Piotrze i nazywałem go przyjacielem.
Chyba teraz pluje sobie Pan w brodę, że zorganizował spotkanie z Giertychem – swoim dobrym znajomym – które zostało nagrane przez Nisztora?
Oczywiście.
Dlaczego w Pana ocenie Nisztor w ogóle nagrał rozmowę z Giertychem i Panem?
Ponieważ szukał i kolekcjonował „haki” na wpływowe osoby. Gdy w styczniu 2012 r. zapytałem Piotra, czy mnie i Romana Giertycha nagrał, to napisał mi, że tak mówią ci, którzy chcą go odciąć od kontaktów, bo „tylko ch… nagrywają kolegów”. Niech ocena Nisztora będzie najlepszym komentarzem.
Nisztor tłumaczy, że „Giertych i Piński chcieli robić dziwny interes”, więc on „chciał mieć dowód”, bo Was było dwóch (Pan i Giertych), a on jeden.
Bzdura. Na co to dowód? Na to, że ktoś chce zapłacić mu za książkę, której treść mieliśmy? Czy raczej na kupno praw autorskich? 90 proc. materiałów do książki Piotr otrzymał ode mnie. Na taśmach słychać, jak pijemy i żartujemy, niespecjalnie gustownie. Na to Piotr ma dowód. Nagrywanie kolegów, z którymi pije się wódkę, jest poniżej poziomu krytyki. Nisztor sam napisał, jak należy nazywać takich ludzi.
A dlaczego Pana zdaniem Nisztor właśnie teraz zdecydował się upublicznić fakt, iż nagrał rozmowę z Giertychem i Panem z sierpnia 2011 r., i przekazać taśmę tygodnikowi „Wprost”?
Boi się. Po pierwsze grozi mu odpowiedzialność karna za publikację nielegalnych podsłuchów. Gazety także publikowały informacje, że mógł być nie tylko dystrybutorem, ale także inspiratorem podsłuchów. Być może boi się wyników śledztwa prokuratury.
Giertych zaś podał publicznie podstawy prawne ścigania tych przestępstw. Równolegle dziennikarze zaczęli pisać o Nisztorze. W paru tekstach pojawiła się kwestia niewydanej książki o Kulczyku. Poza tym tygodnikowi „Wprost” skończyły się taśmy, co groziło drastycznym spadkiem sprzedaży tego tygodnika. Nisztor dał się więc komuś przekonać do dokonania spektakularnego samobójstwa dziennikarskiego i ludzkiego.
Roman Giertych mówi, że na potrzeby negocjacji z Piotrem Nisztorem wymyślił legendę. Wedle Pana wiedzy, faktycznie blefem albo żartem była propozycja Giertycha, by Nisztor pisał książki o najbogatszych Polakach, od których Giertych będzie potem wyciągał pieniądze za ich niewydawanie? To element legendy, o której mówił Giertych, czy tylko linia obrony, którą przyjął?
Proszę zważyć fakty. Pomijam to, że znam i przed rozmową znałem zleceniodawcę Romana Giertycha. Mamy książkę i mamy wiedzę. Piotr Nisztor nie sprzedaje nam książki i my z tą książką i wiedzą przez trzy lata nic nie robimy.
Ja tamte słowa Romana Giertycha na wódce zapamiętałem jako żart. Wydaje mi się jednak, że dla Piotra Nisztora mogły się okazać inspirujące. Gdy w 2012 r. przesłałem mu e-mailem informacje o patologicznych interesach biznesmena zaprzyjaźnionego z PSL i Janem Burym (posłem i szefem klubu ludowców w Sejmie), Nisztor zatrudnił się w spółce syna tegoż biznesmena. Oczywiście może mówić, że to przypadek. Ale ludzie mają prawo myśleć inaczej.
Pan razem z Giertychem obmyśliliście wcześniej tę legendę, o której on mówi?
Nie. Roman Giertych, jak wspomniałem, ma specyficzne poczucie humoru – z gatunku takich, że potrafi z kamienną twarzą opowiadać pure nonsense.
Ostatni raz na trzeźwo, w mojej obecności tłumaczył dziennikarzowi przez telefon, że jako szef MSW w rządzie Donalda Tuska wprowadzi program „pudełko dla posła”. Każdy poseł lub senator będą nosić na szyi urządzenie nagrywające, które będzie obsługiwane przez ABW, co ma zaoszczędzić służbom i dziennikarzom pieniędzy. Tyle, że w tym wypadku rozmówca nie zaryzykował tekstu nadającego tej wypowiedzi jakąś rangę.(…) *

2.

Ot, sprawa zakończona, prawda? Już nie tylko prof. Niesiołowski, ale i mistrz szachowy red. Piński Jan potępia gangsterstwo bandyty Nisztora i kryminalisty Latkowskiego, na dodatek inspirowane przez wschodni wywiad najwyraźniej. Tylko jak pogodzić obecną rolę Pińskiego z informacją, jaką tenże Onet upowszechniał o nim dwa lata wcześniej? Oto ona:

Jan Piński, redaktor naczelny „Uważam Rze”, ucieka przed właściwym wykonaniem wyroku za pomówienie. Ogłoszenie w telewizji kosztowałoby go 84 tys. zł. Czy dlatego pozbył się całego majątku?

Jan Piński w 2009 r. był szefem „Wiadomości” TVP i Agencji Informacyjnej z rekomendacji współrządzącej wówczas telewizją LPR. Gdy partia Romana Giertycha straciła wpływy w TVP, Piński odszedł, kasując za osiem miesięcy pracy 216 tys. zł odprawy. Potem był naczelnym tygodnika „Wręcz Przeciwnie” (wyszły trzy numery) i redaktorem radykalno-narodowego portalu „Nowy Ekran”.
Od listopada 2012 r. kieruje „Uważam Rze”, z którego po zwolnieniu twórcy tygodnika Pawła Lisickiego odeszła większość zespołu. Tygodnik pod nowym kierownictwem słabo radzi sobie na rynku. Sprzedaż ze 120 tys. egzemplarzy spadła do 40 tys.

Szybko po dobranocce…

31 sierpnia 2011 r. wieczorem po dobranocce widzowie Jedynki TVP mogli w przerwie pomiędzy reklamami zobaczyć planszę z tekstem, w którym Piński przepraszał spółkę paliwową J&S za materiał wyemitowany w „Wiadomościach” w maju 2009 r. Przeprosiny czytała lektorka w tempie karabinu maszynowego. Tekst, którego wygłoszenie zajmuje ok. 1 minuty, przeczytała w 30 sekund. Niczego nie można było zrozumieć. – Istotą wyroku jest przekazanie pewnej treści, jeżeli ta treść jest niezrozumiała, to znaczy, że wyrok nie został wykonany. Przeczytanie niezrozumiałego tekstu nie daje żadnej satysfakcji pomówionemu – mówi „Gazecie” mec. Jacek Dubois z kancelarii Pociej, Dubois, Kosińska-Kozak, która reprezentowała w sądzie J&S.
Prawnicy uznali, że będą domagać się od Pińskiego „właściwego wykonania” wyroku. W sądzie uzyskali zgodę na tzw. egzekucję zastępczą. Polega ona na tym, że strona, która wygrała sprawę o pomówienie, może sama opublikować przeprosiny, a potem obciążyć kosztami tego, kto przegrał.
W porozumieniu z Biurem Reklamy TVP wyliczono, że trwające ok. minuty odczytanie tekstu bezpośrednio przed „Wiadomościami” – a nie pomiędzy reklamami – kosztować będzie 84 tys. zł. Z tym wyliczeniem kancelaria poszła do komornika, by ten ściągnął pieniądze od Pińskiego.

150 zł od „Penelopy”

Ale komornik nic nie wskórał. W sierpniu 2012 r. po wysłuchaniu Pińskiego stwierdził, że „wierzyciel nie wskazał mienia, z którego może być prowadzona egzekucja”, a postępowanie „nie doprowadziło do wyjawienia majątku dłużnika„. Ostatecznie 30 stycznia tego roku postępowanie wobec Pińskiego umorzył. Powód: redaktor naczelny „Uważam Rze” nie ma nic cennego. Już po prawomocnym wyroku udziały w mieszkaniu przepisał na rodzinę.
A pensja szefa tygodnika? Komornik: „Dłużnik nie jest zatrudniony w Presspublica sp. z o.o„. To wydawca „Uważam Rze”. Okazuje się, że Piński pracuje tylko w wydawnictwie o nazwie Penelopa, ale zarabia tam „kwotę wolną od potrąceń„. Dokładnie jest to 150 zł. To znaczy, że formalnie naczelny sporego tygodnika wydawanego przez jednego z czołowych polskich wydawców nie dostaje pensji.
W tej sytuacji wyegzekwowanie od niego jakichkolwiek pieniędzy (a więc właściwego wykonania wyroku) jest niemożliwe.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,76842,13404053,Zbyt_szybkie_przeprosiny__naczelnego__Uwazam_Rze_.html#ixzz3749NMQHs

3.

W Polsce za sprawą rozmaitych mediów, w tym i Uważam Rze pod wodzą Pińskiego, prowadzona jest zabawa pt.
I kto to mówi?
Bawimy się więc razem i przypominamy, że Jan Piński zna Giertycha od lat, a z namaszczenia LPR (ktoś jeszcze pamięta taką kanapę?) trafił do telewizji publicznej, ściągając tam swojego brata. No cóż, taki mały nepotyzm…
Jak widać ma powody, aby odczuwać wdzięczność.
Najśmieszniejsze jest jednak to, że Jan Piński przed laty sam ujawniał taśmy z podsłuchów!
Tak, proszę państwa, onetowy „autorytet” to chronologicznie biorąc pierwszy w Polsce dziennikarz, który upublicznił nagrania osoby nie mającej świadomości tego, że jest nagrywana!
I na dodatek czynił to na łamach tego samego tygodnika WPROST!**
Tak kręci się ten świat…

4.

I tak oto spektakl pt. zamazywanie niewygodnej rzeczywistości toczy się w państwie na całego. Bo przecież tak naprawdę nikogo nie obchodził w 2007 r. fakt nabycia nagrań gości Gudzowatego – przez kogo, w jakim celu i za ile? Po 7 latach natomiast nastąpiła drastyczna zmiana?
A przecież i wtedy można było wytoczyć ciekawą tezę, że lewicowy tygodnik (z uwagi na osobę ówczesnego naczelnego) niszczy ludzi lewicy, co oznacza, że na tejże stronie politycznej wrze.
I rozmydlać temat, np. powołując świadków na to, że Piński przed turniejem szachowym chował dodatkowe figury do rękawa. 😉
Dzisiaj jednak ta zabawa zaczyna przybierać formy cokolwiek już groteskowe – zupełnie tak, jakby krytykowano jakiś utwór muzyczny na tej tylko podstawie, że okładkę płyty, na której jest nagrany, obesrały muchy.
Tymczasem problem, jaki unaoczniły już chyba nawet co mniejszym lemingom „taśmy prawdy” jest o wiele poważniejszy, niż samo tylko stwierdzenie, że rządzący w większości to chytre i pazerne chamy.

5.

Samo słowo 'tajemnica’ jest odrażające w wolnym, otwartym społeczeństwie. Jako ludzie jesteśmy tak z natury jak i historycznie przeciwnikami tajemnych stowarzyszeń, tajnych przysiąg oraz ukrytych biegów wydarzeń.
Przytoczone wyżej słowa najsłynniejszego prezydenta USA (John Fitzgerald Kennedy) oddają chyba najlepiej to, co najważniejsze w demokracji – wymóg jawności i transparentności władzy państwowej. To przecież za rzekomej nieboszczki komuny klauzulą tajne/poufne były objęte nawet żony najwyższych państwowych urzędników.
Okazuje się, że ćwierć wieku po oficjalnym zgonie minionego ustroju praktykowana nadal jest swoista tajna dyplomacja, co prawda w publicznej knajpie z wódką i śledzikiem, ale za nasze, tj. publiczne pieniądze.
I do obrony rzekomej „prywatności” różnej maści wodzusiów rusza aparat propagandy prorządowej, niczym Trybuna Ludu i jej wojewódzkie mutacje w latach 1980-tych.
Dzisiaj już wiemy, że za poprzedniego(?) ustroju tajna dyplomacja była dyplomacją normalną. A o tym, o czym rozmawiano w pokojach za zaciągniętymi storami wiadomo najczęściej tylko ze szpiegowskich raportów.
Nie do wyobrażenia nawet jest, by jakikolwiek sekretarz czy inny peerelowski dygnitarz szedł do knajpy i omawiał ważne sprawy krajowe obsługiwany przez przypadkowego kelnera. Gdyby już miał ochotę na taką zabawę to obsługiwałby go ktoś w randze przynajmniej kapitana SB.
Niestety, nasza bajka jak na razie kończy się smutno.
Po śmierci króla władzę w królestwie przejęły ogry.
A te, jak wiadomo, są głupie, mściwe i zachłanne…

 

10.07 2014

___________________________
* http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/jan-pinski-dla-onetu-nisztor-szukal-i-kolekcjonowal-haki-na-wplywowe-osoby/n428

** http://www.wprost.pl/ar/103451/Oleksy-watpil-w-legalnosc-majatku-Kwasniewskiego/

 

0

Humpty Dumpty

1842 publikacje
75 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758