Nazwy wydają się drugorzędne, ważniejsze są rzeczy. Jednak jeśli nie nazwiemy rzeczy, dla wielu będą one niebytem. Tak jest z ludobójstwem milionów Polaków. Nikt nie nazwał tego zjawiska, dla wielu więc go nie ma.
Przez ostatnie lata w prasie lokalnej, polskojęzycznej oraz w prasie i programach obcojęzycznych często oskarżano Polaków o bierność, a nawet wrogość w stosunku do osób pochodzenia żydowskiego, które stały się przedmiotem nagonki i mordów niemieckich okupantów w okupowanej Polsce.
Zjawisko to jest tym bardziej bolesne, że Polska (nawet okupowana) była jedynym krajem, który na miarę swoich możliwości zapewniał instytucjonalną pomoc swoim obywatelom oraz innym osobom pochodzenia żydowskiego.
Po stronie tzw. aryjskiej ukrywano tysiące zbiegłych z miejsc prześladowań Żydów oraz osób pochodzenia żydowskiego. To Polacy – sami traktowani jako podludzie – pomogli przetrwać tak licznej społeczności osób skazanych przez niemieckich nazistów na śmierć. Działania podejmowane przez rząd polski na uchodźstwie oraz osób wierzących w człowieczeństwo nie znalazły jednak zrozumienia wśród aliantów, którzy niedługo potem zdradzili Polskę w Jałcie. By zrozumieć kulisy tej sprawy warto poczytać o samobójstwie Szmula Zygelbojma oraz historii kuriera z Warszawy, Jana Karskiego. Kto uważanie przeanalizuje te przypadki, ten zrozumie w jak trudnej sytuacji znaleźli się Polacy podczas okupacji i jak wiele zrobili, by ratować życie swoje, swoich bliskich oraz swoich sąsiadów.
Dramat Polaków różnił się jednak tym od dramatu innych narodów, że Polacy byli ofiarami dwóch totalitaryzmów. Mordy Polaków, nienawiść i eksterminacja następowały zarówno ze strony sowieckiej, jak i niemieckiej. Sam fakt, ze obóz koncentracyjny Auschwitz utworzono w pierwszej kolejności dla Polaków, a kopalnie Workuty zasilała przymusowa praca polskich kobiet i mężczyzn, jest symbolem złożoności polskiej tragedii.
Sprawa polska jest również o tyle skomplikowana, że Polacy – jako jedyne z licznych ofiar – przeciwstawili się oprawcom, jako jedyny aliant walcząc niemal na wszystkich frontach świata z Niemcami oraz z Sowietami. Sami będąc zresztą ofiarami, pomagali również innym ofiarom, co stanowi precedens na skalę tamtych czasów.
Na czym polega nasz współczesny problem? Liczne dyskusje ze środowiskami zaprzyjaźnionych Żydów, pokazują, że Żydzi nie chcą, aby terminów Zagłada oraz Holocaust używać do nazywania tragedii narodowych innych niż tragedia ludności żydowskiego pochodzenia. Można rozumieć to stanowisko, ale w takim razie jak nazwać polską tragedię?
Brak nazwy powoduje, że zjawisko zaczyna nam znikać z oczu wraz z ostatnimi odchodzącymi, a jeszcze żyjącymi, ofiarami zagłady Polaków. Mówiąc na świecie Holocaust, kierujemy uwagę na Żydów, a jak skierować uwagę na ich współbraci w cierpieniu, na Polaków?
To ważna kwestia. Zauważmy, że wielu komentatorów przestaje już odróżniać nazwę od jej desygnatu. Dobrą ilustracją jest ostatnie wydarzenie dotyczące przeinaczenie słów biskupa Pieronka, które swój mechanizm znalazło nie w złej woli – jak należy podejrzewać – ale w tym semiotycznym sklejeniu nazwy z desygnatem.
Na naszej stronie zamieściliśmy sondę, w której pytamy, w jakim kierunku powinniśmy podążać, w kwestii nazewnictwa. Jeśli ktoś z Państwa ma pomysł jak określić jednym słowem złożoność polskiej tragedii, to proszę do nas pisać. Jakąś nazwę koniecznie musimy wprowadzić do obiegu. Inaczej polski holocaust zostanie zapomniany i przekłamany.
Pomimo ludobójstwa, niszczenia polskiego panstwa i kultury przez totalitaryzmy XX. wieku, problem dyskryminacji, oczerniania, zlych stereotypów na temat Polaków nie zostal w zinstytucjonalizowany sposób podjety. Problem ma nazwe: antypolonizm.