Polityka medialna w TVP
J. Kurski pokazuje się cały w skowronkach; odniósł niesamowity sukces: Wygrał I miejsce w konkursie Eurowizji, tak, to on wygrał to pierwsze miejsce. Wiki Gabor została oceniona przez profesjonalistów jako godna drugiego (wspaniałego) miejsca. Pierwsze, to już wyłączna zasługa prezesa TVP; to on w podległych mu stacjach zarządził ten nieustanny lans polskiej reprezentantki. W efekcie już w przeddzień konkursu było oddane na nią miliony głosów. Nawiasem mówiąc trudno mi zrozumieć zasadę, iż głosuje się już przed konkursem. Przypomniała mi się anegdota mówiąca o sile reklamy.
Otóż wielki amerykański boss reklamowy założył się z przyjacielem, że z każdego może zrobić światową gwiazdę estrady (o jakiś milionik). Zakład stanowił, że będzie to dotyczyło pierwszego człowieka, który wyjdzie ze stacji metra. Miał pecha – pojawił się jakiś pokurcz, lekko garbaty, lekko utykający brzydal…. Nazywał się Frank Sinatra.
Oczywiście J. Kurski miał łatwiejsze zadanie i oczywiście udało mu się uzyskać to pierwsze miejsce.
Na portalu „W polityce” ukazał się świetny artykuł redaktorki Marzeny Nykiel. Dostrzegła ona łyżkę dziegciu w tej beczce miodu. Określiła, że działalność prezesa TVP to głównie produkcja: „Na miarę obowiązującej dzisiaj popkultury, która dobrze się sprzeda…”, To kluczowe zdanie w tym wspaniałym artykule. Panie Kurski, oczywiście odniósł pan wielki medialny sukces; pierwsze miejsce Wiki, to pańska zasługa – ona zdobyła drugie. Drugie miejsce w takim konkursie, to też ogromny sukces. Jednak łyżka dziegciu w tej beczce miodu, to przynajmniej zajmuje połowę beczki.
Byłoby pięknie, gdyby pan realizował rzeczywiście swoją misję zgodnie z tym, do czego TV państwowa jest z natury rzeczy powołana. Sam fetysz „oglądalności”, to stanowczo zbyt mało. Owa oglądalność stacji telewizyjnej powinna czemuś służyć. Powinna służyć o wiele bardziej szczytnym celom, niż to wygląda w pańskim wykonaniu. Przewaga popkultury, disco-polo i piłki nożnej, to swoisty przejaw infantylizmu w programach TVP. Te elementy oczywiście powinny pozostać, rzecz jednak w proporcjach, w usytuowaniu środka ciężkości przekazu. Prezentowanie poważnej kultury, na wysokim artystycznym poziomie, uprawianie rzetelnej polityki historycznej jest zapewne trudniejsze od wspomnianej wyżej filozofii zarządzania TV. Zdaję sobie sprawę, że może wymagać to większych nakładów finansowych (co jednak nie jest takie pewne biorąc pod uwagę koszty nasyconych fajerwerkami imprez rozrywkowych i koszty zakupu praw do emisji meczów piłkarskich) może nawet obniżyć to przejściowo tę mityczna oglądalność, ale nie jest celem TV (jak to fantastycznie określiła autorka artykułu) „wychowywanie następnych pokoleń lolitek”. Nadrzędnym celem i misją TV jest takie oddziaływanie na telewidzów, by rosło zapotrzebowanie na kulturę we wszystkich jej przejawach – nie tylko pop.. i nie przede wszystkim pop… Ponadto niezmiernie ważną rolę TVP upatruję w prowadzeniu (wyżej wspomnianej) polityki historycznej.
Tylko taki przykład, historyczny kostiumowy serial „Korona królów” jest wyraźnie niedoinwestowany. Brak jest dbałości o pokazanie wysokiej już w tych czasach kultury materialnej Polaków. Żenujące jest pokazywanie krakowskiej gospody jako siermiężnej, a nawet obskurnej budy, która (nota bene) jest niezmienną dekoracją dla kilkudziesięcioletniego okresu. Przecież w tych czasach w Krakowie był nie tylko Wierzynek. To samo dotyczy krakowskiego targowiska. Nawet to, co teraz możemy oglądać jako podziemie współczesnych Sukiennic jest o wiele wspanialsze iż to co pokazują twórcy tego serialu. Także rozmowy polskich panów na „Wawelu”, a nawet ich rozmowy z królem są przeważnie pokazywane na tle tego samego gotyckiego okienka na tej samej ławce. Czy rzeczywiście w tych czasach na Wawelu i we wnętrzach innych zamków i kościołów (niektórych zachowanych w ich pierwotnym kształcie i wystroju do dzisiaj) nie było bardziej szacownych miejsc niż owa ława pod oknem. Mimo woli nasuwa sie porównanie z serialami tureckimi (wprawdzie traktującymi o czasach ponad dwa wieki późniejszych), ale zrobionymi ze szczególną starannością we wspaniałych wnętrzach tureckich sułtanów. Nie może tu być tłumaczeniem dbałość o historyczna prawdę, bo nawet litewskie dwory książęce pokazuje się jako bogatsze niż polskie. Oczywiście, do złotego wieku w historii Polski jeszcze daleko, ale ów złoty wiek, kiedy to kultura, także nauka w Polsce stała wyżej nawet niż w czołowych państwach ówczesnej Europy nie pojawił się znikąd; miał rzetelne podstawy we wcześniejszych okresach. Dominująca pozycja Polski na słynnym soborze w Konstancji (największym do tych czasów zgromadzeniem władców i książąt Kościoła), to czasy bezpośrednio po Bitwie pod Grunwaldem. Nie pojawił się znienacka Paweł Włodkowic – twórca pierwszej teorii międzynarodowego prawa, której fundamenty do dzisiaj są podstawą wszelkich międzynarodowych konwencji przyjętych przez wszystkie cywilizowane państwa, nie pojawił się znienacka pierwszy rycerz Europy – Jan Czarny Zawisza – nigdy nie pokonany. Niepokonanym rycerzem w Europie był dużo wcześniej syn Władysława Wygnańca i wnuk Bolesława Krzywoustego – Bolesław Wysoki (Przystojny) – to historia mniej znana.
Podobne elementy polityki historycznej Polski to sprawa niedoceniona, to zaniedbanie, które musimy nadrobić. Inne wielkie państwa nie zaniedbują przedstawiania historii swoich narodów jako szczytnej. Obiektywna prawda jest nieco inna. Polska przez wieki „pracowała” na rzecz Europy. O Jej roli „przedmurza” pisali nie tylko Polacy, to Jej historyczna rola i z tego możemy być dumni. Jakże brakuje we współczesnej literaturze i sztuce (także filmowej) dzieł pokazujących wspaniałe osiągnięcia naszych przodków…
Jeden komentarz