Czy i u nas kiedy prawda wyjdzie na jaw, Polacy zachowają się w wyborach podobnie jak Węgrzy?
1. W ubiegły piątek ostatnim punktem obrad Sejmu była informacja bieżąca rządu na temat niebezpieczeństwa przekroczenia przez dług publiczny progu ostrożnościowego w wysokości 55% PKB na skutek postępującej dewaluacji złotego w stosunku do euro i amerykańskiego dolara.
Na pytania posłów odpowiadał minister Radziwiłł odpowiedzialny w resorcie finansów za zarządzanie długiem publicznym ale mimo kilkudziesięciu pytań, które padły w debacie, odpowiedzi było jak na lekarstwo.
Sam zadałem kilka pytań i niestety żadnej wiążącej odpowiedzi.
Minister zapewniał, że nie ma niebezpieczeństwa przekroczenia na koniec tego roku przez dług publiczny poziomu 55% PKB ale tylko wtedy kiedy będzie on liczony przy pomocy metodologii krajowej, a nie unijnej.
Bez skrępowania minister objaśniał, że gdyby nie statystyczny zabieg z wyłączeniem Krajowego Funduszu Drogowego z sektora finansów publicznych to nigdy nie udałoby się zgromadzić wkładu krajowego do budowanej ze środków unijnych infrastruktury drogowej i kolejowej. Wprawdzie zobowiązania tego funduszu to już prawie 3% PKB (czyli około 45 mld zł) ale my tych zobowiązań do długu nie doliczamy choć Unia traktuje je jako składnik długu.
2. Ministra nie dziwiły także inne zabiegi dokonywane przez jego szefa na naszym długu publicznym.
Z różnych innych miejsc projektu budżetu na rok 2012 ale tylko przy użyciu metod śledczych, można wydedukować , że ani metodą unijną ani krajową, nie uwzględniono w liczeniu długu publicznego, deficytu na rachunku środków europejskich ( prognozowanego na 4,5 mld zł, choć za rok 2011 ten deficyt wyniesie ponad 12 mld zł), deficytów ZOZ (5,3 mld zł), czy transakcji swap na długu (w tamtym roku miały one wartość 7 mld zł).
Ponieważ brakowało dochodów ze składek w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, ustalono dotację budżetową do tego funduszu w wysokości prawie 40 mld zł ale zostanie ona uzupełniona środkami z Funduszu Rezerwy Demograficznej w wysokości prawie 3 mld zł (choć środki te miały być wykorzystywane od roku 2020) , prawie 2 mld zł kredytu pozyskiwanego z banków komercyjnych i blisko 1 mld zł z kredytu uzyskiwanego z budżetu państwa. Fundusz ten ma już na koniec tego roku ponad 7 mld zł kredytu w bankach komercyjnych i ponad 15 mld zł kredytów budżetowych.
Gdyby chcieć doprowadzić do przejrzystości w finansowaniu FUS, to dotacja budżetowa do tego funduszu na rok 2012 powinna wynieść nie 40 mld zł, a 68 mld zł, a więc wydatki budżetowe musiałby być wyższe o 28 mld zł czyli blisko 2% PKB. W ten sposób ogromnej wielkości zobowiązania są zmiecione pod dywan i nieuwzględnione ani w wysokości deficytu sektora finansów publicznych, ani w wysokości długu publicznego.
Jeżeli dołożymy do tego, informację, że do liczenia długu wyrażanego w walutach obcych chce się przyjąć w 2012 roku kurs euro w wysokości 4 zł, a dług ten stanowi już blisko 30% całości naszego zadłużenia, to widać że informacje podawane przez ministra finansów w sprawie naszego długu mają niewiele wspólnego z rzeczywistością.
3 Minister nie skomentował również pytania o skalę interwencji walutowych dokonywanych przez NBP i Bank Gospodarstwa Krajowego w imieniu rządu.
Według doniesień medialnych do tej pory w tym roku NBP wydał już na interwencje mające umacniać złotego, prawie 5 mld euro. A trzeba pamiętać, że minister finansów poprzez bank BGK dokonuje zamiany euro na złote na rynku ,a więc także stara się umacniać złotego. W tym roku wymienił w ten sposób aż 6 mld euro.
Czyli wydano już na interwencje walutowe około 11 mld euro, a złoty jest najsłabszą walutą w krajach zaliczanych do tzw. rynków wschodzących, słabszy nawet niż węgierski forint a to ten kraj przeżywa przecież potężne kłopoty finansowe.
Mimo więc debaty sejmowej na temat wielkości naszego długu publicznego w dalszym ciągu nawet posłowie nie mogą u źródła potwierdzić informacji o stanie naszych finansów publicznych.
Kłamaliśmy w dzień, kłamaliśmy w nocy , przypominają się słynne słowa byłego już Premiera Węgier Ferenca Gyurcsanya. Czy i u nas kiedy prawda wyjdzie na jaw, Polacy zachowają się w wyborach podobnie jak Węgrzy?