Walkę z „Pudzianem” muszę odłożyć – czeka mnie inna, ważniejsza, walka
Zdaję sobie sprawę z faktu, że przyzwyczaiłem swoich Czytelników do sporej dozy ironii zawartej w moich tekstach, ironii ocierającej się niekiedy o szyderę. To, co napiszę w kolejnych wersach do tego gatunku się nie zalicza. Chyba, że pod uwagę weźmiemy zamysł Boga, który pokazuje, że też potrafi być ironiczny. Jeśli tak, to mogę tylko powiedzieć: uczyłem się od Mistrza, u Niego też praktykuję.
W tym wpisie nie będę się zbytnio rozwodził, aby nie wprowadzać zbędnego zamieszania, którego większość z nas ma co dzień po dziurki w nosie, a może i wyżej.
W tym wpisie postaram się jedynie nakreślić sytuację dwóch dorosłych ludzi. Moją i mojego Syna Adriana.
Adrian swoją pełnoletność osiągnął latem zeszłego roku. Dziś ma prawie 19 lat. Pod stałą opiekę medyczną zakwalifikował się mając sześć miesięcy. Wtedy na wskutek dziwnych zbiegów okoliczności (dziś zgrabnie je ominę) trafił z domu do szpitala, gdzie uszkodzili Dziecku wzrok i całkowicie sparaliżowali.
Ostatnie dwa lata spędził w Hospicjum Stacjonarnym dla Dzieci. Trafił tam z innego miejsca, gdzie poprzez liczne zaniedbania (tutaj też obejdziemy łukiem) w wyniku nabytych urazów – dwukrotne złamanie nogi i biodra, zapalenie płuc w ciężkim stanie ogólnym z objawami wyniszczenia, epilepsji, niedokrwistości znacznego stopnia i wielu innych objawów zagrażających życiu pięciokrotnie trafiał do szpitala, w którym lekarze za każdym razem ratowali życie Chłopca.
W czasie tych pięciu pobytów, w krótkim odstępie czasu, w szpitalu przy pomocy lekarzy szukałem dla Syna Hospicjum. I takie ostatecznie udało się znaleźć. Nikt mi nie obiecywał, żadnych cudów, nikt nawet nie dawał cienia nadziei, że Adrian przeżyje kolejny dzień.
Mijały dni, tygodnie, miesiące i minęły dwa lata. Chłopak – z akt wynika, że mężczyzna – wydobrzał i nabrał sił i chęci do życia.
Zdaję sobie sprawę, że pisząc słowa „nabrał sił i chęci do życia” w pewnym stopniu przerysowuję sytuację.
Wiem, że są ludzie, dla których ratowanie kogoś w stanie tak beznadziejnym w jakim znalazł się mój Syn, to… Tutaj też przemilczę.
Ale wiem i to, że podobnych sytuacji jest sporo, i wiem, że los drugiego człowieka obojętny jest tylko papierom – przepisy, zarządzenia, ustawy i formularze. Nie wiem jak bardzo testowi na bezduszność ustaw i przepisów zostanę poddany. Wkrótce się przekonam.
Syn osiągnął pełnoletność. Wobec tego faktu NFZ przestał refundować Jego dalszy pobyt w placówce: został wypisany z dniem 16 maja 2012. Wczoraj otrzymałem dokumenty. Na dniach Syn zostanie przywieziony do mnie.
I tutaj prośba, a w zasadzie ich klika.
W pierwszej kolejności – Pilnie! – potrzebne jest łóżko szpitalne regulowane z podkładem i materacem zmienno ciśnieniowym.
Potrzebne jest miejsce w Hospicjum dla osób dorosłych.
Potrzebny jest też wózek specjalistyczny, abym mógł zabrać Syna na spacer.
Jeśli ktoś ma doświadczenie lub wie, gdzie należy pukać, proszę o informację. Jeśli ktoś ma taki sprzęt, a jest zbyteczny, to pożyczę taki dla Adriana – nie wiem na jak długo, być może na dłużej…
Wypożyczenie takich sprzętów, plus kaucja, którą sobie liczą wypożyczalnie, pozostaje poza moimi możliwościami. Ta nowa sytuacja i ta nowa konkretna okoliczność spadła na mnie znienacka, ale wiem, że muszę walczyć dalej.
Być może, kiedy skończy się ustawowe zwolnienie lekarskie – 14 dni, będę musiał wziąć urlop bezpłatny i załatwiać sprawy związane z zasiłkiem pielęgnacyjnym. Adrian nie może pozostać bez stałej opieki nawet przez chwilę.
Nie panikuję – szukam dla nas, dla Niego i dla mnie odpowiedniego rozwiązania.
Z doświadczenia wiem, że najtrudniejsze są pierwsze kroki, potem (mam taką nadzieję), jakoś sobie dam radę.
PS
Dysponuję wszystkimi niezbędnymi dokumentami – Akta osobowe – i w razie potrzeby udostępnię je zainteresowanym.
Pierwszy kontakt ze mną za pośrednictwem poczty e-mail: wiktor.smol@o2.pl; wiktor.smol@tlen.pl
Wrocław, 22 maj 2012 rok