Imperializm 1.0.1
14/03/2011
700 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
czyli naprawdę niewielki patch do wczorajszego wpisu. Napisałem, że nastąpiło „oddzielenie zarządzania od kapitału“. I że to zjawisko, trafnie dostrzeżone przez Wodza Rewolucji, musi zakończyć się upadkiem każdej wielkiej Firmy, którą dotknie. Nie wyjaśniłem jednak precyzyjnie, dlaczego tak uważam. Cóż to takiego, owo „oddzielenie“..? Ni mniej ni więcej oznacza to, że istotne dla wartości i przyszłości Firmy decyzje podejmują jej urzędnicy, którzy w razie błędu lub niestaranności nie ryzykują własnym majątkiem – tak, jak to robi właściciel przedsiębiorstwa. Jest to więc oddzielenie władzy od ryzyka. Tak zupełnie na marginesie, nie ma absolutnie żadnego powodu, dla którego mechanizm, który tu opisuję, nie miałby działać także w odniesieniu do państwa. A to jest poważny argument za dziedziczną monarchią! Nic dziwnego, […]
czyli naprawdę niewielki patch do wczorajszego wpisu. Napisałem, że nastąpiło „oddzielenie zarządzania od kapitału“. I że to zjawisko, trafnie dostrzeżone przez Wodza Rewolucji, musi zakończyć się upadkiem każdej wielkiej Firmy, którą dotknie.
Nie wyjaśniłem jednak precyzyjnie, dlaczego tak uważam.
Cóż to takiego, owo „oddzielenie“..? Ni mniej ni więcej oznacza to, że istotne dla wartości i przyszłości Firmy decyzje podejmują jej urzędnicy, którzy w razie błędu lub niestaranności nie ryzykują własnym majątkiem – tak, jak to robi właściciel przedsiębiorstwa. Jest to więc oddzielenie władzy od ryzyka.
Tak zupełnie na marginesie, nie ma absolutnie żadnego powodu, dla którego mechanizm, który tu opisuję, nie miałby działać także w odniesieniu do państwa. A to jest poważny argument za dziedziczną monarchią! Nic dziwnego, że taki właśnie ustrój jest w skali historycznej najtrwalszy, najpowszechniejszy i najczęściej spotykany…
Oczywiście, negatywnym skutkom rozproszonego akcjonariatu i fizycznej niemożliwości kontrolowania Wielkiej Firmy przez jedną osobę, czy nawet przez jedną rodzinę, można próbować przeciwdziałać. Większość używanych w tym celu strategii wymyślili już, jak wszystko na tej Ziemi, starożytni Chińczycy. Należy zacząć od precyzyjnego określenia uprawnień i odpowiedzialności urzędników Firmy i ściśle ich z powierzonych zadań rozliczać. To pomysł bodajże premiera Li Si z III w p.n.e.: mam go w drugim rzędzie biblioteczki jak sądzę, nie chce mi się o tak wczesnej porze robić hałasów przestawianiem książek, więc teraz nie sprawdzę. Zresztą, miało być krótko!
Można próbować motywować materialnie pracowników do dbania o dobro Firmy wypłacając im część wynagrodzenia nie w gotówce, a w udziałach. Swoją drogą, Kompania Wschodnioindyjska, o której była wczoraj mowa, też już tak robiła – i nic jej to nie pomogło! Moim zdaniem astronomiczne wypłaty dla różnych tłustych kotów (nie przymawiając naszej Sylwestrze, bynajmniej nie chudzinie, która jednakowoż żadnych wypłat nie pobiera – a szkoda!) stąd się m.in. biorą, że ludzie ci znaczną część swojego zaopatrzenia emerytalnego dostają w opcjach lub w akcjach firmy, której służą – a to jest ryzyko, prawie tak duże jak przedwczesna śmierć na tropikalną biegunkę w Indiach. Za ryzyko zaś się płaci…
Nawet optymalne stosowanie wszystkich tego rodzaju strategii nie jest w stanie przedłużyć istnienia Wielkiej Firmy na wieczność. Co również, swoją drogą, dostrzegli już i starożytni Chińczycy, o których zmyślności w tym zakresie chyba któryś kolejny wpis popełnię. Wielka Firma utrwalając swoją monopolistyczną lub oligopolistyczną pozycję, sama podcina gałęzie swego bytu – tym sprawniej, im sprawniej jej idzie monopolizacja lub oligopolizacja!
Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że tłusty i syty kot kiepsko łapie myszy. Większość Wielkich Firm upada wraz z produktem, który dał im wielkość: ponieważ przesypiają innowacje, które czynią ten produkt przestarzałym i zwykle nie potrafią się dostosować do zmian na rynku tak szybko, jak mniejsi lub początkujący przedsiębiorcy. Gdzież są dzisiaj niegdysiejsi potentaci bawełny i kolei żelaznych? W najlepszym razie ich potomkowie kontentują się łapczywie pożeranymi przez inflację dochodami z jakichś kapitałowych trustów, o ile ich dziadowie byli na tyle przewidujący, żeby im coś takiego zapewnić…
Po drugie dlatego, że działalność Wielkiej Firmy, korumpującej dla swoich interesów świat polityki, jest filarem oligarchizacji naszego post-industrialnego świata. W końcu, jak żeśmy to sobie już wczoraj powiedzieli, bez państwa, wielkich firm by nie było: to ono albo wprost daje im potrzebne dla wzrostu i utuczenia monopole, albo tak konstruuje różne pozornie niewinne przepisy, aby ten sam efekt dookólną metodą osiągnąć.
Oligarchizacja zaś polega na spowolnieniu tempa awansu społecznego, spowolnieniu krążenia elit – na tym właśnie, o co się przed kilkoma tygodniami z J-23 spieraliśmy: już nie trzeba być sprytnym i odważnym, żeby zajść wysoko. Wystarczy się dobrze urodzić, skończyć odpowiednią szkołę i mieć właściwych przyjaciół.
Tymczasem jaka miała być rzekomo największa zaleta „oddzielenia kapitału od zarządzania“? No jaka? Pisał o tym, Drodzy Czytelnicy Wódz Rewolucji, a jakże! Otóż taką właśnie zaletą miało być to, że zarządzaniem produkcją zajmują się fachowcy, a nie jacyś „przypadkowi“ właściciele. To właśnie, a nie co innego, było mu światłem nadziei na ostateczne zwycięstwo komunizmu: bo skoro tak wielkim majątkiem tak skutecznie zarządzają inżynierowie i księgowi wcale z żadnymi kapitalistami nie spokrewnieni i nic kapitalistycznego w swojej naturze i działalności nie przejawiający – to po co w ogóle ci kapitaliści? Damy radę bez nich! Otóż: właśnie jakoś się to nie udało i nie udaje…
Swoją drogą pomysł na rekrutację personelu do zarządzania drogą egzaminów, naturalnie uczciwych i obiektywnych to – wszyscy wiedzą: starożytni Chińczycy! Konkretnie: dynastia Tang w VII w. n.e. Kompania Wschodnioindyjska też rekrutowała personel w ten sposób – i było to pionierskie przedsięwzięcie w Europie! Kandydaci na tak dobrze płatne (choć ryzykowne!) posady w Indiach musieli ułożyć na zadany temat wiersz po grecku. To może się teraz wydawać trochę zabawne, ale ja w tym akurat niczego zabawnego nie widzę: wiecie Państwo, ile lat trzeba się męczyć, żeby umieć wiersz na zadany temat, jeszcze z sensem, do rymu i w języku obcym, w dodatku martwym, ułożyć? Ktoś, kto to potrafi, na pewno umie też solidnie pracować, jest człowiekiem zdyscyplinowanym i odpowiedzialnym, a i w głowie musi mieć więcej niż dwie śrubki na krzyż. Stąd też, administracja Kompanii w Indiach była naprawdę wzorowa. Żaden kraj tak doskonałej civil service nigdy nie miał i pewnie już mieć nie będzie. Czy coś to jednak, w ostatecznym rachunku, pomogło..?