Warto przyjrzeć się temu, co dzieje się ostatnio w Argentynie. W ciągu ostatnich 32 lat kraj ten zbankrutował już trzy razy i wszystko wskazuje na to, że za chwilę zbankrutuje ponownie. Dlaczego warto zainteresować się odległą geograficznie Argentyną? Bo przy obecnym tempie zadłużania Polskę czeka ten sam los.
To nie jest kwestia tego czy, tylko kiedy. Kasa z OFE nie wystarczy na długo. Wspominałem już, że każde państwo socjalistyczne, w tym Polska, w pewnym momencie staje się niejako osobnym bytem. Taki byt chce za wszelką cenę utrzymać się przy życiu, zachować władzę i aktualny stan rzeczy. Dlatego w Polsce możemy być absolutnie pewni kolejnych, coraz bardziej absurdalnych podatków oraz systematycznego zwiększania dotychczasowych, niezależnie od literek w nazwie rządzącej ekipy. Będzie to trwać do momentu matematycznego wyczerpania możliwości drenowania społeczeństwa celem regulowania zaciągniętych zobowiązań. Najczęściej następuje to wtedy, gdy wpływy z podatków nie wystarczają już nawet na spłatę odsetek od długu. Za chwilę taka sytuacja będzie mieć miejsce na przykład w Japonii.
Co może się dziać w momencie bankructwa państwa? To co zwykle w takich sytuacjach. Historia zna wiele przypadków bankructw. Pozostańmy jednak przy Argentynie. Ostatni raz kraj ten zbankrutował w 2001 r. Jego gospodarka została zrujnowana przez szalejącą hiperinflację, złoto wywieziono z kraju w opancerzonych ciężarówkach, a ludzie wyszli na ulicę. Czarę goryczy przelało zamknięcie banków i odcięcie obywateli od środków finansowych. Argentyńczycy trzymali swoje pieniądze głównie w dolarach. Gdy po kilku tygodniach ponownie otwarto banki, spotkała ich przykra niespodzianka. Kwoty na kontach były takie same, ale…w zdewaluowanym peso.
Od tamtych wydarzeń minęło raptem kilkanaście lat, a Argentyna znów stoi u progu bankructwa. Tylko w styczniu peso straciło na wartości 20%. Dziura budżetowa jest monstrualna, inflacja wynosi już 25%, a rynek szacuje możliwość bankructwa Argentyny na 85%. Ceny jedzenia w sklepach skaczą o 20-30% co kilka dni. Na przykład cena cementu w Balcarce, jednym z miast na południu Argentyny, wzrosła jednego dnia o 100%. Inflacja szaleje, bo każdy chce pozbyć się tracącej na wartości waluty. Wiele sklepów wstrzymuje sprzedaż, dopóki nie zaktualizują cen. Producenci nie chcą dostarczać towarów, czekając na rozwój sytuacji. Co ciekawe, towary znikają z półek nie dlatego, że ludzie je kupują, ale dlatego, że sklepy wstrzymują sprzedaż. Po co sprzedawać, skoro za kilka dni wartość danego towaru będzie wyższa o 20-30%? W desperacji rząd próbuje, jak to zwykle bywa, regulować ceny, strasząc surowymi karami. Ale na to już za późno. Nawet jeśli dana cena jest przez jakiś czas regulowana, to po jej uwolnieniu inflacja „nadrabia zaległości”. Ceny ulegają wtedy często podwojeniu. Samo paliwo wzrosło w Argentynie o 12% w zaledwie kilka dni…
W zglobalizowanym, napędzanym długiem świecie Argentyna nie jest jakimś odległym, egzotycznym krajem. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z socjalistycznym modelem funkcjonowania państwa, trzeba brać pod uwagę scenariusz, jaki rozgrywa się aktualnie w Argentynie. Polska nie jest wyjątkiem. Zasadniczo już teraz jesteśmy bankrutem. Tyle że dla rynków liczy się „oficjalne bankructwo”, czyli niemożność spłacania choćby odsetek od długu. Idziemy drogą Argentyny i skończymy dokładnie jak ona. Zawsze jest tak samo: (hiper)inflacja, kontrola kapitału, desperacka reglamentacja. A dla tych, którzy uważają, że „przecież jest spokojnie i nic się nie dzieje”, polecam tekst z kawałka pt. „Perfect Storm” jednego z moich ulubionych raperów, Evidence’a:
It’s the perfect storm, it felt so warm
‘Til the rain came, with winds so strong
The Weatherman warned ‘em but it felt so calm
‘Til things lined up right, and went so wrong
Więcej na ten temat: http://www.zerohedge.com/news/2014-02-09/heres-what-it-looks-when-your-countrys-economy-collapses.
Polub bloga na Facebooku:
http://www.facebook.com/thespinningtopblog.
Zobacz też: Waluta a pieniądz.