Amerykańska sekretarz stanu Hillaria Clinton wystąpiła w roli obrończyni dobrej sławy „spontanicznej rewolucji libijskiej”.
Amerykanie przekażą rewolucjonistom 25 milionów dolarów "w różnych niezagrażających życiu towarach". Podobno cała ta rewolucja nie była efektem ustaleń między "demokratycznym światem" i ministrami Kadafiego.
A jeśli nawet, to nie jest to efekt wieloletniej wspólnej strategii, tylko skutek działań wypływających z potrzeby serca byłych urzędników dyktatora. Jak widzi rewolucjonistów pani Hillaria?
– To nie była grupa, która od lat planowała sprzeciwić się rządom Kadafiego; to była spontaniczna reakcja w kontekście powszechniejszej Arabskiej Wiosny – powiedziała. – To głównie ludzie biznesu, studenci, prawnicy, lekarze, profesorowie, którzy z wielką odwagą postanowili bronić swoich społeczności i wezwać do zakończenia reżimu w Libii.
Pani Hillaria nie kłamie. Jeszcze do niedawna studenci, prawnicy, lekarze, ani wojskowi nie wiedzieli, że tak szybko, z całego świata zaczną do nich napływać zachęty, aby zostali bojownikami rewolucji.
Na przykład wojskowy przywódca libijskich powstańców, były minister spraw wewnętrznych Libii Abd al-Fatah Junis chyba nawet nie zdążył posprzątać swego ministerskiego biurka. W przełomowych czasach decyzje trzeba podejmować bardzo szybko. Kto pierwszy ten lepszy!
Abd al-Fatah Junis /AFP
Junis był ministrem spraw wewnętrznym Libii, uznawanym za bliskiego współpracownika Kadafiego, ale 22 lutego ustąpił ze stanowiska i przyłączył się do libijskiej rewolucji.
Aktualna liczba uczestników "Gulaszowego Czwartku" zarejestrowanych na Facebooku: 371
"Politycy sa jak krowy. Bez naszej troskliwej opieki zawsze wleza w szkode"."