…i być może w tym przemówieniu usłyszymy nowatorskie, funkcjonujące już w obiegu medialnym określenie – język polski okazuje się żywy nad podziw – „uzusowienie”.
„Uzusowienie” wszelkiego rodzaju umów o dzieło, umów zlecenia i innych umów cywilno-prawnych chyba też, czyli obłożenie ich tak zwaną dla niepoznaki składką na ZUS, a naprawdę daniną na rzecz budżetu, po którą już swoją londyńską dłoń wyciąga, wcale z tym nie kryjąc się zresztą , pan Jan Antony Vincent-Rostowski, minister finansów w rządzie pana Donalda Tuska. To taka ciekawostka, do której na pewno powrócą już jutro, w piątek 12 października 2012 roku, państwo publicyści, komentatorzy i dyżurni „naukowcy” w pełni popierając, to co wcześniej usłyszeli z Wysokiej Trybuny. I to jest w porządku: szef ma zawsze rację, a jeśli jej nie ma, patrz punkt pierwszy!…
…coś takiego, jak exposé pana premiera Donalda Tuska już kiedyś słyszałem i to chyba nawet dwa razy. Pamiętam, że jedno z nich było bardzo długie, jak z Warszawy do Gdańska i wtedy niektórzy coś „przebąkiwali”, że tak długo, to przemawiał ostatnio pan Fidel Castro, kiedy był jeszcze „na chodzie”. Na piątkowe exposé pana premiera Donalda Tuska, określane tak ślicznie jako „drugie”, po tym pierwszym, wygłoszonym na początku „premierowania”, nie wybieram się. Życie nauczyło mnie bowiem, że premierzy, a pan premier Donald Tusk nie jest tu wyjątkiem, co innego mówią, co innego zapowiadają i obiecują ludowi miast i wsi, a następnie robią całkowicie coś innego, absolutnie przeciwnego, w ogóle tym ludem miast i wsi się nie przejmując. „Rząd się zawsze wyżywi” – twierdził dawno temu pan Jerzy Urban, okazuje się, że ze znawstwem rzeczy, a lud miast i wsi, jakoś sobie poradzi. Przecież ludzie kupują samochody, budują się, jeżdżą na urlopu do „zaciskającej pasa” Grecji, do rozedrganego emocjonalnie Egiptu, a nawet do Tunezji i Nowej Zelandii, aby tam spotkać prawdziwych Maorysów. Czyli „byczo jest, a będzie jeszcze lepiej” po tym „uzusowieniu” wszystkiego. Na zdrowie…
…i w tym miejscu warto przypomnieć ludowi miast i wsi, że w bibliotekach w tych miastach i w niektórych wsiach, jest jeszcze i czeka na wypożyczenie i przeczytanie, taka książka autorstwa pani Harriet Beecher Stowe i zatytułowana „Chata wuja Toma” ( tytuł oryginału „ Uncle Tom’s Cabin ), wydana w Ameryce w 1852 roku w nakładzie równym wielkości nakładu Biblii, którą warto dokładnie przeczytać. I jeżeli ktoś potrafi, wyciągnąć z tej lektury konstruktywne wnioski…
…chociaż z wyciąganiem konstruktywnych wniosków u nas w Polsce, w tym pięknym kraju płaczących wierzb, muzyki Chopina, trenów Kochanowskiego i Dziadów Mickiewicza, nie jest najlepiej, szczególnie w środowisku tak zwanych polityków. Gdyby było inaczej i nasze życie wyglądałoby inaczej: lepiej, bardziej kolorowo, zamożniej i mniej kolonizacyjnie. Ale, niestety w naszym genotypie jest „zaszyty” jakiś błąd. Owszem, gadamy, wygłaszamy różne exposé po exposé , obiecujemy, a później i tak, niewiele dzieje się po naszej myśli. Zawsze ktoś inny, obcy, jakiś mutant, musi nas wspierać, dofinansowywać, pouczać według własnej woli, ratować według własnego kaprysu . Nie tak dawno w jednej z gazet zauważyłem pod tytułem jednego artykułu pewnego pana redaktora, podtytuł następującej treści „Tylko Niemcy mogą nas uratować”. Dobre, co? Już parę razy nas „ratowali” i powinno to nam wystarczyć…
…wracając na koniec do oczekiwanego exposé bis pana premiera Donalda Tuska. Lepiej, byłoby, aby je odwołał. Kiedy notowania idą w dół, wskazane jest być cicho. W exposé zawsze coś się „palnie|” i na pewno tak będzie i teraz. Ale, czy ktoś nas się kiedyś posłuchał?…
…nigdy! I sami widzicie w czym siedzimy po uszy!…
( 12 października 2012, 9.30 AM)