Wróciłem z pracy, sprawdziłem skrzynkę mailową. W oczy rzucił mi się tytuł pierwszego, najważniejszego doniesienia w biuletynie prezydenckim (tak, „zaprenumerowałem” toto) o brzmieniu: To nasz wielki sukces, wielkie źródło radości
Wróciłem z pracy, sprawdziłem skrzynkę mailową. W oczy rzucił mi się tytuł pierwszego, najważniejszego doniesienia w biuletynie prezydenckim (tak, "zaprenumerowałem" toto) o brzmieniu: To nasz wielki sukces, wielkie źródło radości. Padłem ze śmiechu. Zaiste, sukcesem jest uzyskanie owej prezydencji. W końcu mogli nam się w kolejkę wepchnąć.
Swoją drogą – czym się oni tak podniecają? Przecież prezydencja niczego nie daje. Zero kompetencji. Ot, taki cyrk dla ubogich. Czechom to cos dało? Zaczęli cos znaczyć w UE? Ktoś zauważył, że Czechy "przewodziły" UE? Może knedliczki się chociaż spopularyzowały albo czeskie piwo?
Ekscytacja faktem inauguracji prezydencji zdaje się sugerować, że nie tylko Miłościwie Nam Panujący Prezydent ale i reszta establiszmętu narodowego naszego czerpie swą wiedzę przede wszystkim z wikipedii (przypominam, że weryfikacja haseł dopiero sie rozpoczęła, więc nalezy do wiki podchodzić z pewną taką nieśmiałością).