Trochę o tym czym się zajmowałem.
Pracowałem na telefon. Na czarno. Normalnie nie mogłem, bo by wszystkie pieniądze zabrał mi komornik. Chociaż nie mógł. Oficjalnie. Ale kto by się takimi rzeczami przejmował. Śmiał się z prawa mi w oczy. O sądach mówił, że mogą go co najwyżej pocałować w… O tym, że ma rację udowodnił mi wielokrotnie.
Po ponad 20 latach wróciłem do wyuczonego zawodu. Uzyskałem wymagane papiery. Usuwałem usterki oraz byłem pomiarowcem i zajmowałem się dozorem elektrycznym. Chyba dosyć dobrze wywiązywałem się, z powierzonych mi obowiązków, bo na brak pracy nie narzekałem.
To było jedno z moich ostatnich zleceń przed chorobą. Rządzili wtedy raczej nielubiani bracia. Ale w sprawy polityczne się nie mieszałem. Nawet mnie nie interesowały te wyimaginowane spory. Dla mnie były to po prostu czasy prosperity. Byłem już po udarze i pierwszy raz w życiu mogłem wybierać w ofertach pracy. Dlaczego tak się działo pozostawiam innym. Mądrzejszym? Nie musiałem też już wyjeżdżać za granicę.
Zadzwonił telefon. Odebrałem. Był to wykonawca pewnego zlecenia. Powiedział mi jakiego. Chciał żebym pracował u niego jako podwykonawca. Umówiliśmy się na cenę.
W lesie, nad jeziorem, stały bloki. Dwa. Stare, niedokończone i zaniedbane. Jeszcze pamiętające czasy tzw. komuny. Nikt podobno ich nie chciał wziąć. Więc stały tak sobie niszczejąc. W końcu ktoś łaskawie raczył je zabrać. Mówiono, że za przysłowiową złotówkę. I postanowił je przerobić na 34 luksusowe apartamenty.
Tym kimś był brat naszego byłego premiera. Chodziły pogłoski, że te bloki wziął sam premier, że brat jest tylko figurantem. Ale kto poważny by tam wierzył w jakieś plotki. Z sobą zabrałem kolegę. Dobrego elektryka, ale słabego negocjatora. A wiadomo, że trzeba się cenić. Od wykonawcy uzyskałem dobre warunki.
Niewiele czasu upłynęło, a z bratem ex-premiera ścięliśmy się prawie na noże. Kiedyś budowlańcy mieli śniadanie. Poprosili mnie, abym nie hałasował im wiertarką nad uszami. Więc na ten czas wyszedłem na zewnątrz. Nie wiedząc co z sobą zrobić usiadłem na jakichś płytach ułożonych przed blokiem. I wystawiłem twarz do słońca. Była to co prawda jesień, ale dzień był dosyć ciepły i słoneczny.
W pewnej chwili zajechał pod blok jakiś luksusowy samochód. Jego kierowca podszedł do mnie i zagaił:
– Ładna pogoda, prawda?
– Prawda – nawet nie otworzyłem oczu.
No , i zaczęły się bluzgi pod moim adresem. Że on nie ma zamiaru tu trzymać takich leni po to tylko, aby im płacić. Początkowo nic nie mówiłem. Bo byłem zaskoczony. A jak już mu odpowiedziałem, to dokładnie w takim samym tonie jak on do mnie:
– Słuchaj… jak się Ci coś nie podoba to mogę natychmiast odejść. I mam płacone od wykonanej roboty, a nie od siedzenia. Poza tym nie ty mi płacisz, tylko wykonawca.
Więcej już mi nic nie powiedział. Oczy mu się tylko zrobiły wielkie i co rusz patrzył na młotek, który ściskałem w ręku. Pogadał coś z wykonawcą i potem więcej nigdy nie rozmawialiśmy.
Za to zaczęły się humory mojego współpracownika. Coś go gnębiło, ale nie wiedziałem co. W końcu zapytałem go o to wprost. Odpowiedział pokrętnie, ale to mi wystarczyło. Chodziło, jakże by inaczej, o pieniądze. Uważał za niesprawiedliwe, aby dzielić się ze mną po połowie. Większość roboty wykonuje przecież on. Mi zdrowie nie pozwala być pełnoprawnym pracownikiem. Mam mały wkład w tym co robimy. O tym, że to ja naraiłem nam tą robotę nie wspomniał.
Zaproponowałem mu więc rozdział pracy. On miał robić swoje mieszkania, a ja swoje. I na tym stanęło.
Muszę przyznać, że mój kolega był świetnym elektrykiem. I potrafił solidnie pracować całymi dniami. Za grosze. Ja się przy nim wiele nauczyłem, a w zamian starałem się żeby jego umiejętności były odpowiednio docenione przez innych. On tego nie potrafił.
Wracając do opisywanej sprawy. Każdy z nas pracował na własne konto. Ja przez dzień robiłem dwa mieszkania, on trzy. Czyli ten stosunek nie był tak wielki jak to wcześniej twierdził. 10:1. Byłem naprawdę zadowolony. Mieszkaliśmy nad jeziorem w drewnianym domku. Do pracy mieliśmy blisko. Zarabiałem więcej niż za granicą.
Lecz kolega dalej był niezadowolony. Czułem się tak jakbym mu zabierał chleb od ust. Po zrobieniu kilku mieszkań zrezygnowałem z tej pracy. Wykonawcy podziękowałem.
Kolega zadzwonił po około półtora miesiąca. Prosił aby porozmawiał z wykonawcą. Bo go oszukał. W sumie co mnie to obchodziło? Ale abstrahując od tego nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
– Na jaką kwotę się z nim umawiałeś?
– Przecież to ty się umawiałeś.
– Właśnie. Ja. Ale w to wchodziły pomiary i pieczątka pod dokumentami przyjęcia. Ty im to dałeś?
– Wiesz, że nie.
– Więc musieli wynająć przynajmniej jedną osobę. I jej zapłacić. Z twoich pieniędzy.
– Ale nic mi o tym nie mówiłeś.
– Po co? I tak pracowaliśmy razem. A potem nic mnie już to nie obchodziło.
I tym podobne. Dowiedziałem się potem, że z wielu zamówień ludzie się wycofali. Bo brali nas w pakiecie. Czułem nawet z tego powodu pewne zadowolenie.
Nie byłem wtedy najlepszym elektrykiem. Ale sprawiałem takie wrażenie. A wiara to naprawdę potężna siła.
…………………………………………………………………………………………………………………………………………….
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
Mam je też na komputerze w formatach epub i mobi. Wyślę je po podaniu adresu maila i rodzaju formatu.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………………
JAK PRZEKAZAĆ 1%
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.
W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809
* Obliczyć kwotę 1%
W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297
Darowizny:
Fundacja Avalon – Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak
Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK