Nie ma wyjścia. Trzeba stwierdzić "arcybulesną" prawdę i oczywistą oczywistość, że wszelkiego rodzaju wtopy, wpadki, gafy i kompromitacje solidarnie uwzięły się na pana Komorowskiego i za nic w świecie nie chcą go opuścić. I nie ma "nadzieji", że do końca kadencji ten unikalny spisek wrogich zdarzeń zechce od pana prezydenta odstąpić.
Innej możliwości po prostu nie ma. Innej interpretacji dopuścić przecież nie można!
Bo jaka miałaby wyglądać ta inna interpretacja? Że prezydent Polski to całkowicie przypadkowa osoba wykreowana przez picusiów od PR-u? Że jest funkcjonalnym analfabetą, który rządy sprawuję dzięki wspólnemu wysiłkowi internautów, którzy tworzą "Wikipedię"? Że tytuł magistra zawdzięcza temu, że miał w rodzinie kumatego teścia, który nie chciał mieć za zięcia niewykształconego typa i machnął za niego w 11 dni pracę magisterską? Że ten mgr nie potrafi się zachować w towarzystwie kobiety, niczym wsiowy burak i różnica między nim a jednym watażką jest iluzoryczna? Że przerasta go powiedzenie bez kartki kilku słów? Że dumny jest z tego że uścisnął dłoń prezydenta USA, któregu żonie właśnie zasugerował niewierność (i tak rozumie sens swojego urzędowania)? Że nie zna konstytucji, której ma być strażnikiem? Że zapowiada zerwanie sojuszy, których zerwać nie ma prerogatyw, bo te są w rękach rządu?
Nieeeee – trzeba odrzucić taką interpretację. Na Bronisława Komorowskiego – jako swojego przedstawiciela, który najlepiej będzie reprezentował ich interesy – głosowało przecież coś koło 8 mln Polaków. Nie mam wątpliwości, że było wsród nich wielu profesorów, doktorów, magistrów, inżynierów, licencjatów, maturzystów (jeden z nich – dość podeszły wiekiem – był nawet w komitecie honorowym kandydata, tylko z jakiś tam powodów nazywają go "profesorem"). Czy oni – elita, śmietanka narodu, jaśnie oświecona część społeczeństwa – mogłaby się tak haniebnie mylić? Albo zostać wprowadzona w błąd przez kilku pozerów, pałających się PR-em (i co gorsza dać się wprowadzić w błąd)? Jak to musiałoby o nich świadczyć? W jakim stawia to świetle ich umiejętności intelektualne?
Może pan prezydent jest po prostu zmęczony, jak sugerował w trakcie kampanii jego ówczesny szef sztabu z importu (tj. z obozu premiera) a obecnie minister w jego kancelarii – Sławomir Nowak? To całkiem możliwe, bo sam pamiętam, że pan prezydent – w czasie gdy był jeszcze tylko marszałkiem sejmu i p.o. prezydenta – prosił o 500 dni spokoju. Wszyscy myśleli, że chodzi o czas na zaczęcie reform, a tu okazało się że Bronisław chciał po prostu odsapnąć.
A tu masz, tyle roboty. Trzeba podjąć tyle ważkich decyzji (m.in. kiedy rozpisać wybory – decyzja to tak trudna, że wymagała tygodniowych konsultacji ze wszystkimi świętymi i tylko dzięki niewątpliwej odwadze prezydenta nie rozpisano w tej sprawie referendum), wygłosić tyle ważnych przemów, przelecieć tyle kilometrów, aby uściśnąć tyle ważnych dłoni by skompletować "koronę Himalajów" (dygresja – czy cesarz Japonii już został "zaliczony"?).
Trudne jest ta rola prezydenta Polski, ale uważam, że pan Komorowski dobrze reprezentuje majestat Rzeczypospolitej. Majestatu zostało bowiem akurat tyle, że nawet Bronek wystarcza.
Niestety.