Bez kategorii
Like

Dzień żywych patriotów

10/04/2012
364 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Tata Łukaszka już miał wychodzić do pracy, kiedy zorientował się, że mama Łukaszka jeszcze nie wstała.
– A ty co? – zajrzał do pokoju. Mama Łukaszka leżała skulona pod kołdrą, tylko jej było widać oczy.
– Boję się – wymamrotała.

0


Tata Łukaszka już miał wychodzić do pracy, kiedy zorientował się, że mama Łukaszka jeszcze nie wstała.
– A ty co? – zajrzał do pokoju. Mama Łukaszka leżała skulona pod kołdrą, tylko jej było widać oczy.
– Boję się – wymamrotała.
– Czego???
– Przecież dzisiaj rocznica – szepnęła mama Łukaszka. – Znowu rozpęta się eksplozja nienawiści, która dzieli Polaków. Znowu ci mali ludzie w imię swych partykularnych interesów będą chcieli trumnami podpalić Polskę…
– …do pracy się spóźnisz.
– Mam dziś wolne. Nie wiem, czy będę w stanie wyjść na ulicę – wyznała mama Łukaszka. – Cmentarne hieny zawłaszczyły przestrzeń publiczną krzyżem!
…tata Łukaszka zamknął drzwi.
Wszyscy powoli opuszczali mieszkanie. Łukaszek i jego siostra poszli do szkoły. Łukaszek pokrzykiwał coś, że z kolegami urywają się z lekcji i idą na jakiś marsz. Mieli nieść zdjęcia pilotów.
"Dzieci w to wciągają, obrzydliwe!" pomyślała mama Łukaszka.
Dziadek też wyszedł na marsz, a babcia na kontrmarsz. Jeszcze było słychać jak na klatce schodowej fechtują się kijkami od transparentów.
I mama Łukaszka została sama.
Narastał w niej niepokój. Czuła, że coś jest nie tak. I kiedy dotarło do niej co, to aż się spociła z przerażenia.
Nie kupiła jeszcze dzisiaj "Wiodącego Tytułu Prasowego"!!
Wiła się pod kołdrą jeszcze pół godziny, aż w końcu nie mogła już wytrzymać. Głód informacji był silniejszy. Mogła oczywiście zajrzeć do internetu, ale to nie to. Ważny był zapach papieru, farby, dotyk, szelest. No i świadomość, że wspomogło się pieniężnie redakcję.
Ubrała się i wyjrzała ostrożnie na klatkę schodową. Bała się jechać windą. Zaczęła ostrożnie schodzić schodami, gdy kilka pięter niżej usłyszała głosy:
– …pani kochana, zamach w tym Smoleńsku był jak nic, sama pani widziała na zdjęciach, ten samolot wyglądał jak mielone przekręcone przez maszynkę…
"Faszyści!!!" pomyślała z przerażaniem mama Łukaszka. Drżąc na całym ciele zaczęła cofać się na swoje piętro. Ale tamte osoby musiały wejść do któregoś z mieszkań, bo ich rozmowa ucichła nagle. Mama Łukaszka zbiegła prędko po schodach i wypadła przed blok.
Szła szybko, lecz ostrożnie przed siebie starając się opanować drżenie rąk. Atak mógł nadejść z każdej strony. Może to babcia nachyla nad dziecięcym wózkiem, a może to sympatycznie uśmiechający się młodzieniec? Szła i szła, wymijając grupki ludzi z białoczerwonymi opaskami na rękawach.
"Antysemici!!" myślała czując jak jej serce szaleńczo dudni w piersi, a przed oczami latają czarne plamy. Ile tego jest! Lata pracy przed redakcją WTP!
Doszła wreszcie do kiosku z gazetami. Przed okienkiem był kolejka. Przyjrzała im się uważnie, ale wyglądali jak zwykli, codzienni przechodnie. Stanęła na końcu oddychając szybko jak małe, przestraszone zwierzątko. Kolejka rozmawiała o rocznicy katastrofy w Smoleńsku. "Zamach", "państwo zawiodło", "rząd kłamał"…
– Przepraszam państwa… – odezwała się słabo. – Nie zabijajcie mnie!
Zapadła niezręczna cisza. Kolejkowicze popatrzyli na mamę Łukaszka przekrwionymi z nienawiści oczami, a potem jeden z nich mlasnął zachodzącymi na dolną wargę kłami i powiedział coś niepochlebnego o mocnym uderzeniu cegłą w czaszkę i o redakcji "Wiodącego Tytułu Prasowego". Mama Łukaszka sama siebie przeklinała za to, że się odezwała. Czekała tylko kiedy się skończy ta męczarnia i dotrze do okienka. Bo czekanie to była męczarnia. Nikt, absolutnie nikt przed nią nie kupował "Wiodącego Tytułu Prasowego" tylko zupełnie inne gazety lub czasopisma!
Wreszcie nadeszła kolej mamy Łukaszka.
– Pro… – cicho zachrypiała nachylając się do okienka. – Proszę "Wiodący Tytuł Prasowy"…
– Że co?! – zapiała pani kioskarka. – Pani kochana, nic nie słyszę! Co pani chce?! Kondomy?!
– "Wiodący Tytuł Prasowy"! – krzyknęła w odpowiedzi mama Łukaszka i zamknęła z rozpaczą oczy.
"Teraz mnie zgwałcą" pomyślała.
Nikt jej nie dotknął, za to kilka osób stojących za nią zachichotała, a ktoś powiedział coś brzydkiego o nabywaniu ludzkich ekskrementów.
"Ty, któryś ustanowił redakcję WTP sprawiedliwymi wśród dziennikarzy świata!" pomyślała mama Łukaszka. "Lżą mnie!"
Pani kioskarka podała jej jeden egzemplarz gazety.
– Trzy poproszę – parła z desperacją mama Łukaszka.
– Po co pani aż trzy?
– Jeden normalnie a drugi na zapas, gdy ten pierwszy poplamił mi się w kuchni lub pomoczył w wannie. A trzeci kupuję za sąsiadkę. Przestała kupować w marcu, więc kupuję za nią.
W kolejce już nikt się nie śmiał, tylko wybuchła dyskusja na temat ciężkich chorób psychicznych.
– Co, nie sprzeda mi pani?! – rzuciła buńczucznie mama Łukaszka. – Wykluczają mnie!
– Sprzedam, sprzedam…- odparła z niechęcią pani kioskarka i dołożyła pozostałe dwa egzemplarze.
Mama Łukaszka postanowiła pójść jednak na spacer i zobaczyć jak wygląda dzisiaj świat. Wyglądał przepotwornie. Już na początku musiała przejść na drugą stronę ulicy i o mało nie przejechał jej samochód.
– Musiałam przejść tu i teraz! – mama Łukaszka płakała, kiedy to kierowca samochodu wyzywał ją przez okno. – Przecież naprzeciwko mnie szedł jakiś człowiek niosąc krzyż! Cały chodnik zawłaszczał dla siebie!
– Jest pani ciemna jak ruska mgła pod Smoleńskiem! – krzyknął kierowca i odjechał.
Dalej było jeszcze gorzej. Nikt, prawie nikt nie zachowywał się normalnie. Zewsząd na światło słoneczne wyłaziły ohydne kreatury tocząc jad patriotyzmu. Na głównych ulicach miasta formowały stado bezczelnie stawiając organy władzy pod ścianą żądaniem aby wykonywały swoje obowiązki!! Śmiertelnie groźne żądania prawdy niosły się w powietrzu!!!
– Zamach! Ruski bałagan! Cyniczna gra uroczystościami! Polski rząd przeciwko własnemu prezydentowi! Haniebne… – słyszała zewsząd. Ktoś niósł siatkę ze zniczami! W biały dzień! Przy wszystkich! Zewsząd ją ścigały krwiożercze okrzyki zwątpienia w zdany przez polskie państwo egzamin. Zewsząd jej życiu zagrażały niezależne opinie podważające ustalenia dwóch komisji, niezależnych od siebie, rozumu i grawitacji!
– Oni chcą wojny z Rosją! – dotarło do mamy Łukaszka. W stanie krańcowego wyczerpania dopadła drzwi wejściowych do bloku i tam zderzyła się z panią Sitko.
– Jezus Maria, pani Hiobowska, jak pani wygląda?! Co się pani stało!?
– Napadli mnie, zgwałcili i zamordowali – wymamrotała mama Łukaszka. – Antysemityzm, wszędzie antysemityzm! I faszyzm! Smoleńska sekta chce podpalić świat! A przecież wszyscy wiedzą jak było: trzy razy be! Brzoza, beczka, błoto!!! Przecież jak ktoś w Europie zobaczy to w telewizji to spalę się ze wstydu!
– Wie pani co – odparła pani Sitko. – Ja w zamach nie wierzę…
– Kochana pani Sitko!!!
– …ale u nas jak rowerzysta pijany się rozbije to jest porządniejsze śledztwo niż w tym przypadku jak się rozbił cały samolot. I to z kim! Z prezydentem! Halo, pani Hiobowska! Gdzie pani tak biegnie!
Mama Łukaszka biegła ile sił korytarzem, byle jak najdalej od tego okrutnego świata, który nie spełniał jej oczekiwań i nie chciał słuchać prawdy. Gdzie okrutny, zwierzęcy antysemityzm plenił się manifestacjami pod nawołującymi do agresji hasłami jak „Bóg, honor, ojczyzna”. Wszędzie tam na zewnątrz czaiły się człekopodobne stwory sączące w dusze jad zwątpienia i polujące na mózg swojego rozmówcy. Patrioci!
Wpadła do mieszkania, zamknęła drzwi na wszystkie zamki i łkając runęła na tapczan. Prosto na pilota. Zaszumiał odbiornik.
– Witam. Południowe wydanie dziennika rozpoczynamy od rozwiązania konkursu esemesowego z dnia wczorajszego. Na nasze pytanie "po co jest Sejm" najczęściej padały odpowiedzi: jako trzecie "dla jaj", jako drugie "żeby było o czym mówić w wiadomościach" i najczęściej padającą odpowiedzią było "nie wiem". Tak odpowiedziała Danuta z Wolbromia i wygrywa sterylizator do kieliszków od wódki. A teraz nowy konkurs. Który z posłów zużywa najwięcej papieru toaletowego? Odpowiedzi w formie esemesa wysyłamy pod numer widoczny na ekranie. A co w dzisiejszym dzienniku? Rozpoczynamy przegląd tweetów rządu z dzisiejszego dnia. Pierwszy teweet ministry sportu to "Stadion jest fajny. Kupiłam se tam nowe szpilki". A wydanie zamkniemy pogodą, którą poprowadzi mama Madzi razem z detektywem Rutofem-Krzyszkowskim. Panie detektywie, ale co pan robi? Wchodzi pan w kadr!
– Prognozy pogody nie będzie! Mama Madzi… uciekła! A chciałem jej znienacka zadać pytanie jaka była pogody, kiedy zamordowała córeczkę! Może by się wygadała!
– No to gońmy ją!
Mama Łukaszka otarła łzy, usiadła na tapczanie i powoli się uspokajała. Świat znów był piękny, kolorowy, swojski i bezpieczny. Normalny.

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758