BIZNES
Like

Dyplomacja pingpongowa w wersji 2.0

07/03/2018
2184 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Dyplomacja pingpongowa w wersji 2.0

Stosunki polsko – izraelskie, a także polsko – amerykańskie, przypominają ostatnimi czasy wymianę piłeczki pingpongowej z jednej strony siatki, do drugiej.

0


'This is a table for two.'

Wprawdzie w 1971 roku tenis stołowy posłużył również Chinom do otwarcia nowych, swoistego rodzaju stosunków dyplomatycznych z USA, ale widocznie nasi amerykańscy i żydowscy bracia spragnieni są kolejnych gier i pojedynków. Z tą różnicą, że Polsce ciężko mierzyć się z tym deblem, grając jednocześnie samotnie. O ile w pojedynkach na własnym terenie dzielnie odbieramy ataki przy użyciu „niewidzialnej ręki”, wciąż jeszcze częściowo polskiej – „czwartej władzy”, to zdaje się, że poza granicami, gdziekolwiek ma to być, stoimy na z góry straconej pozycji. Dlatego, dostrzegając ten niekorzystny trend, miłościwie nam panujące władze, z pewnością mają może nawet ochotę zapłacić na odczepnego te 350 mld dolarów, ale w naszym skarbcu się nie przelewa i na taki zbytek „nie damy rady” sobie pozwolić, bo z mozołem budowany budżet tego nie wytrzyma. W grę nie wchodzi także kredyt, proponowany nam zapewne na „preferencyjnych” warunkach, przez naszych dzielnych sojuszników. Takie rozwiązanie to kolejny rujnujący pomysł dla polskiej gospodarki. „Starsi bracia” proponują więc w takim wypadku, że odbiorą swoją „należność” w naturze, a właściwie w nieruchomościach. Jednak, jak zauważają znawcy tematu, krok w tym kierunku spowoduje z miejsca potężne zmiany w układzie stratyfikacji społeczno – ekonomicznej. Przy tym na pozycji czołowej znajdzie się żywioł nam „przyjacielski”, ale mimo wszystko obcy. Czy taka jest stawka sojuszu polsko – amerykańskiego? W takim przypadku, cena jest niezwykle wygórowana.

pingpong_usa'...And that's why, in table tennis. We don't jump the net.'

Spójrzmy jeszcze w karty. Amerykanie wracają na nowo do rozgrywki na kontynencie europejskim, próbując zablokować głębsze porozumienie niemiecko – francusko – chińskie i… rosyjskie. Tymczasem wybory prezydenckie i parlamentarne w Polsce wygrywają konserwatywni kandydaci i ugrupowanie o proamerykańskiej konotacji, wraz z zapowiedzią wielkich państwowych inwestycji. Podobnie sytuacja kształtuje się w Czechach, gdzie do urzędu premiera dochodzi – Andrej Babisz z centroprawicowego ruchu ANO. Miliarder, który spośród bycia „półkolonią niemiecką, rosyjską lub amerykańską”, wybiera tą trzecią. Jego pozycję wzmocnił powtórny wybór Milosa Zemana na prezydenta Republiki, który nie boi się wspierać Babisza. Sprawujący władzę na Węgrzech – Viktor Orban, który stał się symbolem i motorem przemian w całej Europie Środkowo – Wschodniej, lawirował wprawdzie niedawno z samym Putinem w kwestiach finansowo – gospodarczych, ale ostatnie kontrakty na dostawy gazu z Rumunii i ogromna poprawa niezależności energetycznej Madziarów sprawiają, że projekt Trójmorza, nabiera poważniejszych kształtów. Podobnie, jak przypadku wzrostu dywersyfikacji źródeł energii, ideę tą wzmacnia trasa Via Carpatia, czy szybka kolej (KDP) na trasie Warszawa – Budapeszt. Natomiast zwycięstwo w Austrii konserwatywnej Austriackiej Partii Ludowej z jej 31-letnim liderem – Sebastianem Kurzem, może mieć na celu ukazanie długoterminowości, nowego rozdania w Europie. Zwłaszcza, jeśli zbliżenie do założeń Inicjatywy Środkowoeuropejskiej czy Grupy Wyszehradzkiej okaże się wkrótce praktyką polityczną dawnego habsburskiego cesarstwa. Jakby na potwierdzenie tych zmian, na scenie politycznej Włoch, na bazie antyimigranckich nastrojów i eurosceptycyzmu (wprowadzenie euro jedną z poważnych przyczyn głębokiego regresu włoskiej gospodarki), zwycięstwo odniósł blok centroprawicowy, ale przewagę w nim (nad Forza Italia – Silvio Berlusconiego), uzyskała Liga Północna, głosząca od lat skrajne i kontrowersyjne hasła, jak odłączenie północnych Włoch od reszty kraju, ale przede wszystkim walkę z biurokracją i naprawę finansów publicznych. Ciekawostką jest „Ruch Pięciu Gwiazd”, który ma szanse stać się koalicjantem nowego rządu lub największą partią opozycyjną. To swoistego rodzaju nowinka na rynku politycznym, gdyż ugrupowanie zostało założone przez popularnego komika, a obecnie jej liderem jest Lugi Di Maio, którego ojciec działał we Włoskim Ruchu Społecznym, związanym z powojennym ruchem narodowym. Ich postulaty to również stosunkowo silny eurosceptycyzm i demokracja elektroniczna, która ma de facto przyczynić się do zniwelowania biurokracji. Jeśli spojrzymy jeszcze na Hiszpanię i rządy Partii Ludowej, która sprawnie rozprawiła się z separatystycznymi żądaniami Katalonii, to jest to już całkiem pokaźny kapitał. Za to trudno ocenić najbliższą przyszłość społeczno – polityczną na Słowacji i w Rumunii. W tej pierwszej rządy socjaldemokratycznej partii SMER i premiera Fico trzęsą się w posadach po odkryciu powiązania władz z zabójstwem dziennikarza, czy też wątków korupcyjnych i mafijnych. W drugim państwie, zdziwiony świat stosunkowo niedawno zachwycał się najwyższym w Europie wzrostem gospodarczym, ale który jak się wkrótce okazało kompletnie nie przekłada się na dłużej na wpływy do budżetu. To tylko chwilowy efekt obniżenia podatków i podniesienia płac w sektorze publicznym, co przyczyniło się do zwiększenia konsumpcji wewnętrznej. Rząd Rumunii nie uszczelnił systemu podatkowego, nie włączył się aktywnie do walki z ogromną korupcją, a także przy planowanym ciągłym wzroście wynagrodzeń w sektorze publicznym, automatycznie traci środki na cele inwestycyjne, które nie przyczynią się do większego rozwoju zacofanego przecież państwa. W każdym razie, wróćmy teraz do polsko – amerykańskiego sporu o kwestię żydowską. Widzimy wyraźne podstawy do nowego otwarcia w naszej części Europy, czy w szerszym kontekście – tego regionu świata, a może i nieco dalej, zgodnie lub podobnie jak z dawną habsburską strefą wpływów. Problemem pozostaje sposób partycypowania w zyskach z tego projektu inwestorów z USA i Izraela. Tym bardziej, że jest nam „dyktowany” wariant sprzedaży pakietu większościowego we własnych dobrach rodowych. Jaki mamy w tym interes? Czy cena bycia „półkolonią amerykańską”, jak określa to premier – Babisz, musi być koniecznie tak wysoka, że spycha polską ludność tubylczą do podrzędnej roli względem klasy panującej? Dopóki zainteresowane strony będą wykazywały aż tak wielką rozbieżność w swoich stanowiskach, pozostaje nam dyplomacja pingpongowa w wersji 2.0.

refugiess_Europe

0

pablo3

85 publikacje
586 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758