Kilka dni temu w wywiadzie udzielonym "Naszemu Dziennikowi" doktor inżynier powiedział, iż jest pewny, że tupolew po zderzeniu z brzozą i utracie części skrzydła zaczął się obracać i do czasu upadku wykonał tzw. półbeczkę. Polska komisja nie zbudowała modelu symulacyjnego w celu potwierdzenia tej tezy, ponieważ wiedziała, co się stało – twierdzi Maciej Lasek.
"Przyczyny tego wypadku skończyły się na wysokości 100 metrów – ocenia rozmówca. – (…) Wiem, że odwzorowaliśmy przebieg katastrofy z bardzo dużą dokładnością". Redaktor Piotr Falkowski wyraża swe wątpliwości co do tez przedstawionych przez swego rozmówcę i przypomina o poważnych obliczeniach dokonanych przez prof. Wiesława Biniendę, które przeczą wynikom moskiewskiego MAK i komisji Millera. Dr inż Lasek podtrzymuje swe zdanie: "Nie wierzę, że jakiekolwiek symulacje są w stanie superdokładnie odwzorować rzeczywistość. Jest tak wiele różnych zmiennych, czynników, które mogą wpływać na ruch tego ciała (tj. oderwanego skrzydła)".
We wczorajszym "Naszym Dzienniku" Marcin Austyn pisze: "Fakt, że nikt z komisji Millera, mając do dyspozycji kompletny zapis parametrów samolotu, nie podjął się potwierdzenia obliczeniowo przebiegu lotu samolotu Tu-154M, wydaje się niewiarygodny".
"Odpadł kawałek skrzydła i nikt nie przebadał tego, jak takie uszkodzenie wpłynęło na dalszy lot. Kierowano się przekonaniem – mówi gen. Jan Baraniecki. – Tymczasem teraz są duże możliwości, by przeprowadzić tego rodzaju badanie. Do dyspozycji były zapisy rejestratorów. To około trzystu parametrów".
Dr inż. Ryszard Drozdowicz nie wyklucza wersji półbeczki, jednakże nie uważa tego za rzecz najważniejszą. "Sprawą zasadniczą i niewyjaśnioną – mówi R. Drozdowicz – jest przyczyna zejścia tupolewa przy bardzo dużym opadaniu do wysokości decyzyjnej stu metrów, a następnie zupełnie już niezrozumiałe zachowanie samolotu po wydaniu komendy 'odchodzimy’. (…) Stąd też z punktu widzenia przejrzystości wniosków końcowych komisji także ten fragment lotu należałoby dokładniej wyjaśnić".