Czasami jest tak, że dzieje się dużo, a ja nie jestem w stanie napisać niczego. Złośliwości nie wystarcza, mój cynizm zostaje sprowadzony do parteru przez większych specjalistów, a za analizy biorą się lepsi. Wyobrażam sobie taki rysunek: trzy stopnie zakończone nagłą dziurą w schodach, taką, że tylko spaść i złamać kark, zwłaszcza jeśli na oczach ma się zawiązaną opaskę z napisem "TVN". Na kolejnych stopniach też trzyliterowe skróty – PKP, OFE, MAK… Tylko kto byłby ludzikiem na schodach? Premier Tusk? Symboliczny leming, młody wykształcony z wielkiego miasta? Czy może każdy z nas, bo jedziemy na jednym wózku, czy raczej jednym autobusem, który prowadzony przez naćpanego kierowcę radośnie jedzie zmierza w kierunku nieuchronnego końca, zaś większość pasażerów dopinguje go do szybszej […]
Wyobrażam sobie taki rysunek: trzy stopnie zakończone nagłą dziurą w schodach, taką, że tylko spaść i złamać kark, zwłaszcza jeśli na oczach ma się zawiązaną opaskę z napisem "TVN". Na kolejnych stopniach też trzyliterowe skróty – PKP, OFE, MAK… Tylko kto byłby ludzikiem na schodach? Premier Tusk? Symboliczny leming, młody wykształcony z wielkiego miasta? Czy może każdy z nas, bo jedziemy na jednym wózku, czy raczej jednym autobusem, który prowadzony przez naćpanego kierowcę radośnie jedzie zmierza w kierunku nieuchronnego końca, zaś większość pasażerów dopinguje go do szybszej jazdy?
Skok na kasę, nieudolność we wszystkim poza łupieniem społeczeństwa, pogarda dla słabszych i uległość (bezmyślna, nie – przemyślana) wobec silniejszych, głównie zresztą silniejszych naszym strachem i własną bezczelnością przez ten strach potęgowaną, nie zaś własną siłą) – i co? I gdzie to powstanie, przebudzenie, tąpnięcie w sondażach choćby? Nie ma. Jest tylko coraz większe – przepraszam, nie chcę szukać specjalnie wyrafinowanych określeń, gdy trzeba pisać wprost – wkurwienie. Wkurwienie niewielkiej grupy ludzi. Czasem myślę wręcz, że o to właśnie chodzi. Ot, garstka oszołomów, fanatyków, których prędzej czy później da się spacyfikować, mniej lub bardziej brutalnie. Dziś przyjdzie tysiąc pod kancelarię, przyniosą flagi i transparenty. Za miesiąc przyjdzie… choćby i trzy tysiące niech przyjdą. Przyniosą atrapy szubienic czy choćby kamienie. A miliony zostaną w domach, przed telewizorami, później zaś podziękują za uratowanie ich kolejnej, parszywej, "małej stabilizacji". Miliony, które nie wierzą w to, co widzą sami, jeśli nie potwierdzą im tego w tv. Widzą wariata Niesiołowskiego – dostają psychoanalizę Kaczyńskiego. I piszą po forach o wariacie, chcącym wojny z Rosją. I czekają na kolejnego Ryszarda C., bo już wiedzą, kogo wolno nienawidzić w kraju, który wypisał sobie miłość na sztandarach. I piszą o tym w sieci, nie licząc nawet na "człowieka roku +Wprost+", bezinteresownie.
Kelus śpiewał, że "ktoś splugawił słowa czyn, walka i towarzysz". Teraz splugawiono już nawet "miłość". Orwell mógłby być dumny, nie ma zresztą co wątpić – na pewno był jedną z ulubionych lektur dawnych opozycjonistów, którzy dorwawszy się do koryta postanowili resztę – dla własnego spokoju – zapędzić z powrotem do klatek, tyle, że na tyle luksusowych, by już nikomu nie przyszło do głowy się buntować. A dla nas znów nadzieja jest tylko to, że wreszcie pożrą się między sobą o ten coraz mniejszy kawałek sukna. I żrą się, to już widać. A dookoła wszyscy śpią i spać będą jeszcze długo. Choćby dlatego, że zmiana poglądów czy choćby – oceny sytuacji – wymagałaby przyznania się do błędu, do tego, że zostało się oszukanym. Angażując zaś niesamowite pokłady emocji – pogardy, wstydu, agresji – wszystkiego, co zaproponowała PO na swoich plakatach z roku 2007 – władza przywiązała do siebie ludzi bardzo mocno. Skoro to odpowiednie głosowanie uczyniło kimś lepszym gnojka, który od dwóch lat mieszka w dużym mieście od innego gnojka, który jest tam od zawsze, ale wybiera nieodpowiedzialnie, skoro to kupno odpowiedniego produktu uczyniło go mieszkańcem miasta i Europejczykiem, to jakby miał z tego zrezygnować, przyznać rację temu pogardzanemu gorszemu, ulegającemu "złym emocjom". Na dno pójdzie, a się nie przyzna.
Oczywiście, tak byś nie musi. Oczywiście, może nastąpić jakaś korekta, jakaś mniej lub bardziej kontrolowana zmiana na górze. W przypadku tak beznadziejnej ekipy, jaką mamy teraz, ta zmiana może być – choć w niewielkim stopniu – zmianą na lepsze. Może też zdarzyć się cud – cuda przecież się tutaj zdarzają. Tylko czy będziemy umieli z tego skorzystać? Kolejne przełomowe daty naszej historii nie dają tu podstaw do optymizmu. Z resztą – jak cokolwiek przewidywać w kraju, w którym wydarzył się 10 kwietnia 2010? W jakim kraju będziemy obchodzić jego pierwszą rocznicę?
Czy jest coś, co można zrobić w tej beznadziejnej sytuacji? Wydaje się, że sporo osób, zwłaszcza tych, które mają doświadczenie z lat 80-tych i tych, które później otarły się o działaność społeczną (niekoniecznie polityczną) intuicyjnie działają w pożądanym kierunku. Potrzebne jest nam bowiem po pierwsze – budowanie niezależnych od systemu i partii politycznych (nawet wobec PiS, by uniknąć bolączek, jakie wynikają z naturalnego działania każdego aparatu partyjnego, który, choćby nie wiem co, zawsze będzie aparatem partyjnym) więzi wirtualnych i osobistych, po drugie – odzyskiwanie wpływu na świadomość społeczną. Pierwsze już zaczyna mieć miejsce (Solidarni 2010, akcje blogerów), drugie – jeszcze przed nami. I to wydaje mi się trudniejsze, choć i tu coś zaczyna się dziać. Pamiętać jednak trzeba o tym, że wiele przed nami pracy, że wiąże się ona z ryzykiem i, co najważniejsze, pamiętać o doświadczeniu partii prawicowych z początku lat 90-tych. Dzisiejszy internet jest bowiem w pewnym sensie podobny – tu nie ma jeszcze "późnego Kaczyńskiego", kogoś zdolnego do zjednoczenia wystarczających sił, by potrząsnąć systemem. To może być siłą, trzeba jednak pamiętać, że mamy jeden cel i możemy iść do niego szeroką drogą, bez podstawiania sobie nóg. Piszę o tym nie bez powodu jako redaktor "Niepoprawnych" i czytelnik/współpracownik kilku innych inicjatyw.
Ciąg dalszy, mam nadzieję, nastąpi.
PS. Nie jest to tekst premierowy, kilka dni temu został umieszczony na niepoprawnych.pl i Rebelii, niemniej wydaje mi się, że jako artykuł mający na celu wywołanie dyskusji nad strategią działania, to odpowiedni materiał na inaugurację nowego bloga, w nowym miejscu. Pozdrawiam _ B78