Tytuł nie jest pytaniem. Kolejne odłożenie wprowadzenia ustawy regulującej rynek OZE, jest sposobem na jego storpedowanie.
Polski rząd nie chce rozwoju źródeł zielonej energii, lub mu na nim przynajmniej nie zależy z prostego powodu.
Kasy.
Rozwój OZE wiąże się z koniecznością dopłat do jej wytwarzania. Póki co jak byśmy nie zaklinali rzeczywistości, aktualnie OZE nie jest w stanie konkurować z energetyką zawodową. Niezbędne są środki zarówno na rozwój jak i wspomożenie bieżącego funkcjonowania.
Pieniądze na to miały pochodzić między innymi z opłat za emisję CO2. Niestety czarna dziura polskiego budżetu pochłania każdą złotówkę jaka do niego wpadnie. Dlatego każde źródło finansowania „tu i teraz” są jak mamma z nieba.
To ,że jakiegoś pięknego dnia UE dołoży nam kary za brak stosownego udziału OZE w produkcji energii nie zaprząta pustych głów polityków. Jeżeli ktoś liczy ,że Niemcy będą spokojnie patrzeć jak olewamy swoje zobowiązania, gdy oni pompują miliardy w OZE to może się srodze przeliczyć.
Pytanie na ile likwidacja współspalania biomasy z węglem, jest wynikiem racjonalizacji rynku, a na ile wyrwaniem kilku miliardów dla budżetu.
Na chwilę obecną blokujemy rozwój OZE, zgarniamy opłaty za CO2, a rachunki za tą politykę zapłacą konsumenci. Nowy idealnie „czysty” podatek nie obciążający sumienia rządu.
Oczywiście niektóre rozwiązania w ustawie są co najmniej kuriozalne, wsparcie PV. Trzeba jednak ją zracjonalizować, do tego trzeba mieć pomysł na to jak OZE ma wyglądać za 10-15 lat.
To chyba tłumaczy czemu nikt tym problemem nie zaprząta sobie głowy.
A za 15 lat jak UE, odpowiednim paragrafem, „urynkowi” nam opłatę za CO2 z obecnych 8€ do 50€. Okaże się wtedy, że atom to sama taniocha 🙂