Jakę często z czystego serwilizmu (a może z wyrachowania) – ludzie dysponujący niekwestionowanym naukowym warsztatem przeistaczają sie w pospolitych agitatorów…
Prof. Głowiński – przedstawiony w TV jako znawca nowo mowy PRL i literatury polskiej – jako przykład mowy nienawiści nie przytoczył słynnych wypowiedzi czołowych polityków: "Wyrżniemy te watahy", "Wyginiecie jak dinozaury", "Kaczyńskiego trzeba zabić i wypatroszyć", "Z J. Kaczyńskim nie jest możliwe życie w jednym kraju", nie wspomniał o pieniaczu też z tytułem profesorskim, który do dziennikarki pod gmachem sejmu wykrzykiwał "Won!". Przytoczył natomiast przemowę prezesa PIS podczas rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce i stwierdził, że w państwie totalitarnym, kota J. Kaczyńskiego po tym przemówieniu głaskałby już ktoś inny.
Przykłady i konkluzja ostateczna (w której nie mogę się dopatrzeć logiki), są godne kiepskiego agitatora, a nie człowieka z naukowym tytułem.