W lutym 2012 roku rzecznik praw dziecka Marek Michalak wysłał list do ministerstwa sprawiedliwości, aby wyrazić swoje zaniepokojenie dużą skalą nielegalnych adopcji. Z analizy oficjalnych statystyk wynika, że z ogólnej liczby 2466 adopcji w Polsce w 2005 roku, tylko 678 było prowadzone za pośrednictwem ośrodków adopcyjnych. Michalak podkreślił brak informacji o tym, co się stało z pozostałymi 1788 adopcjami. W odpowiedzi ministerstwo stwierdziło, że liczba niewyjaśnionych adopcji jest „niewiarygodna” i „nie uwzględnia, na przykład, adopcji zachodzących w rodzinach”. (Newsweek)
1.
Pani Renata K. jest dyrektorem Rodzinnego Domu Dziecka w P. Nic wielkiego – ot, miejsce, w którym przebywa maksymalnie ósemka dzieci, pozbawiona swoich naturalnych rodzin.
Jest to jedna z wielu placówek organizacyjnych gliwickiego starostwa powiatowego.
Jednocześnie w tym samym miejscu działa Fundacja Rodzinnej Opieki Zastępczej „Nasz Dom Zastępczy”, której prezesem jest mąż pani dyrektor, w cywilu prowadzący dwa malutkie sklepiki na terenie sąsiedniego miasteczka, do niedawna będącego sypialnią nieodległej (a dziś mocno podupadłej) huty.
Fundacja również zajmuje się pomocą dzieciom i wspieraniem rodzin zastępczych.
2.
Z faktu bycia dyrektorem domu dziecka wynika, że pani Renata K. musi publikować swoje oświadczenia majątkowe. Przejrzałem je.
Okazuje się, że kryzys, który dobija społeczeństwo, akurat dziwnie rozpostarł parasol ochronny nad Renatą.
Nie tylko rozpostarł.
Jak wynika z zamieszczonych na stronach www gliwickiego Starostwa Powiatowego deklaracji, od 2004 roku majątek pani dyrektor rodzinnego domu dziecka oraz jej męża wzrósł blisko 4 razy.
O 700%.
W 2007 roku dodatkowo jeszcze zostało zakupione mieszkanie własnościowe w Pyskowicach.
Prawdopodobnie darowane następnie komuś z rodziny.
3.
Oficjalnie więc Ireneusz K. jest biznesmenem obrotnym i zaradnym, który jako jeden z niewielu przedsiębiorców radzi sobie doskonale w kryzysie. Ba, swoją majętność osiągnął dzięki branym kredytom, którego zabezpieczeniem jest hipoteka domu zakupionego jeszcze w 1994 r. na dodatek bez reszty oddający się dzieciom.
Popatrzmy zatem, jak się rzeczy mają.
Pierwszy kredyt w kwocie 90.000,- zł małżonkowie K. zaciągnęli pod koniec roku 2004. Został w całości spłacony.
Drugi kredyt, w wysokości 204.000,- zł został wzięty w 2007 roku. Również spłacony.
Trzeci, w wysokości 215.000,- zł, spłacany jest już trzeci rok.
Jeśli jednak porównamy wydatki poniesione przez małżeństwo K. tylko w roku 2007 okazuje się, że kwota poczynionych inwestycji wielokrotnie przewyższa wysokość pobranych kredytów. Na dodatek dwa z nich są już spłacone kilkanaście lat przed terminem.
Ireneusz K. swoją działalność rozpoczął pod koniec maja 1998 roku i prowadzi ją do tej pory. Jest co prawda jednym ze wspólników spółki jawnej położonej pod samiuśkimi Tatrami, ale spółka ta rozpoczęła swoją działalność w połowie 2010 roku, już po tym, jak K. dokonali największych inwestycji, a więc zysków można się było spodziewać dopiero w roku następnym.
Żeby zostać wspólnikiem spółki jawnej Ireneusz K. musiał jednak zainwestować. Biorąc pod uwagę profil działalności firmy nie wydaje się, aby była to kwota niższa niż 70.000-100.000,- zł.
4.
Powracam do pytania: czy gwałtowny wzrost zamożności małżeństwa K. wynika tylko z tego, że Ireneusz jest tak obrotnym biznesmenem?
Trudno jednak sobie wyobrazić, aby picium-geszeft pomnożony nawet dwa razy mógł generować zyski pozwalające na dokonywanie kilkusettysięcznych inwestycji w skali jednego roku.
Istnieje natomiast wyraźna korelacja pomiędzy nagłym wzrostem zamożności K. a … nawiązaniem kontaktów z brytyjską fundacją OUR NEW FAMILY, której szeregi „zasiliła” kuzynka Ireneusza – Urszula P.
Ponadto istnieją faktury (w posiadaniu piszącego te słowa), które pomimo tego, że są wystawione na Fundację, w rzeczywistości dotyczą materiałów i sprzętów najwyraźniej użytych na prywatnej posiadłości małżonków.
Nie tylko zdaniem piszącego.
5.
Z rocznych raportów, jakie każda organizacja charytatywna jest zobowiązana złożyć do Charity Commision, dowiedziałem się, że ta mała organizacja z siedzibą w Newcastle od 2008 do 2011 zebrała ponad 157 tys. funtów. Większość tej kwoty stanowiła pożyczka bankowa. Partnerem w Polsce fundacji brytyjskiej jest Fundacja Rodzinnej Opieki Zastępczej. Fundacja ta ma swoją siedzibę w P. – również w powiecie gliwickim.(…)
We wspomnianym już raporcie rocznym Our New Family opisuje na co wydała zebrane datki i tak: wymieniono okna, wykonano ogród, plac zabaw dla dzieci, wykończono sypialnie, zamontowano suszarkę i naprawiono centralne ogrzewanie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden fakt.
Za wszystkie te prace zapłacili Magdziakowie z kredytu, który zaciągnęli na remont domu. Gdzie zatem podziały się angielskie funty?
http://www.polishexpress.co.uk/art,brytyjska_fundacja_wykorzystala_polska_rodzine,6835.html
6.
Brytyjska fundacja zebrała (czy można mówić o zbiórce w przypadku kredytu, to już inna sprawa) blisko 800.000,- zł.
Wiemy również, że wokół budynku, będącego jedynym majątkiem polskiej fundacji, nie ma ogrodu, a „plac zabaw” to tylko huśtawka, zjeżdżalnia i kawałek plastikowej rury, które w hipermarkecie można kupić za 350-450 zł.
Razem.
Okna natomiast pochodzą z darowizn, a więc podawanie ich rzekomych kosztów stanowi co najmniej nadużycie, jeśli nie świadome łgarstwo.
Natomiast ogród i faktycznie nowe okna (nie z darowizn!) znajdują się w budynku należącym do małżeństwa K. Ten budynek został również ocieplony, co wedle Brytyjczyków z OUR NEW FAMILY miało nastąpić w budynku należącym do polskiej fundacji.
7.
Czy poniższy tekst w połączeniu z przedstawionymi wyżej informacjami może budzić niepokój?
Przeczytajcie zresztą sami:
„Z raportu ONZ na temat handlu ludźmi wynika, że proceder ten odnotowano w 118 krajach, a ofiary – głównie kobiety, ale też coraz częściej dzieci – pochodzą z co najmniej 136 państw i zazwyczaj są zmuszane do prostytucji lub niewolniczej pracy. Jedną z niepokojących tendencji jest ciągły wzrost handlu dziećmi. W latach 2003-2006 liczba ofiar handlu żywym towarem wśród dzieci wzrosła o 20 proc., a w 2007-2010 – o 27 proc.
– W Europie problem narasta przede wszystkim w byłych krajach socjalistycznych. Narażone są zwłaszcza dzieci z rozbitych rodzin – stwierdziła na konferencji prasowej w Berlinie Anne Lütkes z niemieckiej sekcji UNICEF. W Rumunii wiele dzieci w ogóle nie jest po urodzeniu zarejestrowanych. – Są to dzieci, które mogą zniknąć i nikt nawet nie wie, że w ogóle istniały – mówi Anne Lütkes. (…)
26 tysięcy złotych – za taką sumę można kupić dziecko, które urodzi nieznana kobieta, będąca już w ciąży w chwili zawarcia transakcji. Reporter Superwizjera TVN przez Internet skontaktował się z pośrednikiem i po trzech dniach od pierwszego telefonu usłyszał ofertę kupna dziecka.
Reporter wystąpił w roli zamożnego przedsiębiorcy, którego żona nie może urodzić dziecka. W Internecie znalazł adres instytucji, podającej się za centrum adopcyjne. Dowiedział się tam, że może bez problemu rozwiązać rodzinny problem. Na różne sposoby – może kupić nasienie, komórki jajowe, a w końcu może wynająć surogatkę – kobietę, która da się zapłodnić męskim nasieniem, zajdzie w ciążę i urodzone dziecko przekaże innym rodzicom. Legalnie, po przejściu procedury adopcyjnej. Dziecko od surogatki kosztuje od 50 tysięcy złotych.”
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/za-ile-mozna-kupic-dziecko-szokujacy-proceder/dm2b2
8.
Myślę, że w sprawie tej jest zbyt wiele niejasności.
Małżeństwo K., utrzymujące się pensji urzędniczej i dwóch picium – geszeftów w krótkim czasie dochodzi do majątku, na który w innych krajach pracują pokolenia.
Nie twierdzę jednak, że za majątkiem K. kryją się dochody pochodzące z nielegalnych źródeł.
Być może Ireneusz K. jest wyjątkiem pośród polskich przedsiębiorców.
Trzeba jednak pamiętać, że oboje pracują wśród dzieci i z dziećmi, a na dodatek Renata K. jest osobą publiczną.
Żądam transparentności i pokazania wszystkim nie tylko wielkości posiadanego majątku, ale przede wszystkim podania jego źródeł.
Żądam również podania do publicznej wiadomości ilości adopcji zagranicznych, jakie na przestrzeni roku dochodzą do skutku jedynie na obszarze gliwickiego starostwa. Adopcje nie mogą odbywać się tak, jak do tej pory – poza jakąkolwiek kontrolą społeczeństwa.
Nie ma również zgody na publikowanie oświadczeń majątkowych połączone z jednoczesnym przemilczaniem jego źródeł!
Bo pamiętajmy, że największa afera w śląskim wymiarze sprawiedliwości (b. prokurator apelacyjny Jerzy Hop) miała swój początek w ujawnieniu majątku, który rzekomo wziął się z… nocnej szafki, wypełnionej dolarami.
I w braku, nawet iluzorycznej, kontroli barona śląskiej sprawiedliwości…
__________________________________
* bonanza – bogata żyła złota bądź też źródło wielkich korzyści (słownik PWN)
17.11 2013
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: List interwencyjny w sprawie Rodziny Magdziaków. | NOWY EKRAN
Pingback: Wspaniała posiadłość | 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Pingback: Gdzie jest 100.000 funtów? | 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Pingback: Gdzie wyparowało 100.000 funtów? | PressMix