Dnia 02.10.2013.r. zmieniło się nasze życie. Runęło poczucie bezpieczeństwa i resztki zaufania do państwa zwanego „państwem prawa”. Moja rodzina stała się obiektem bezprecedensowej agresji ze strony tzw: „ Ośrodka Pomocy Rodzinie”. Chyba powinien on już skończyć z hipokryzją i zmienić nazwę na ośrodek przemocy na rodzinie… Przemoc znacznie lepiej im wychodzi niż pomoc.
Funkcjonariusze tego ośrodka wtargnęli bezprawnie do naszego mieszkania. Z zamiarem…
No właśnie! Oni twierdzą, że… Z tym też jest problem bo przez 2 lata włóczenia się po sądach zdążyli wytworzyć już trzy wersje, trzy bezczelne legendy. Do tego nie trzymające się kupy i wzajemnie wykluczające. Pierwsza wersja mówiła o rutynowym wywiadzie środowiskowym, którego przeprowadzenie rzekomo uniemożliwiłem swym „irracjonalnym wybuchem”.
Nie zachowały się niestety żadne dowody na potwierdzenie tej wersji. A powinny, bo decyzja o przeprowadzeniu wywiadu środowiskowego winna być utrwalona w aktach sprawy. Niedawno okazało się, że żadne akta sprawy nie istnieją… Zeznała to w sądzie pod przysięgą pani dyrektor tego ośrodka, Janina Wawrzyniak. Druga legenda oparta została na twierdzeniu iż interwencja MOPR nastąpiła w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia dziecka i miała charakter ratunkowy. Rozumicie: szalony ojciec robił krzywdę dzieciom a bohaterski funkcjonariusz dla którego „dobro dziecka jest najważniejszą i najświętszą rzeczą na świecie” przybył z odsieczą. Trzecia wersja powstała kiedy się w sądzie rodzinnym wydało, że zagrożone dziecko przebywało w tym czasie w przedszkolu i nie było kogo ratować. Głosiła ona, że dobrzy samarytanie z MOPR w ramach rutynowej pracy operacyjnej w środowisku, zdecydowali się złożyć mi niezobowiązującą wizytę o charakterze półprywatnym, która miała na celu weryfikację krążących w okolicy pogłosek. Zostali oni podstępnie wpuszczeni do prywatnego mieszkania, a następnie znieważeni słownie i fizycznie.
Jedno jest pewne, funkcjonariusze MOPR podczas tego najścia przedstawili mi fałszywe zarzuty. Nie mając żadnych podstaw, oskarżyli o stosowanie przemocy wobec dzieci. To chyba największa zniewaga i upokorzenie dla rodzica, kiedy byle bandzior przedstawia się światu jako obrońca ratujący przed nim jego najcenniejsze skarby: dzieci.
Kiedyś banda dworcowych rzezimieszków w podobny sposób „uratowała” zawartość mojego plecaka. W biały dzień, na oczach dziesiątków ludzi podeszli; kobiety, mężczyźni i dzieci, zrobili wokół sztuczny tłok, następnie dwóch krzepkich oprychów złapało mnie pod ramiona i oderwało od ziemi, a kobiety fachowo wypakowały zawartość plecaka. Od razu czuło się, że nie robią tego pierwszy raz. Najzabawniejsze było to, że przez cały czas wrzeszczeli: „złodziej, złodziej, policja!” „policja, łapać złodzieja”. Żadnej policji oczywiście nie było, a moi współziomkowie, nie licząc kilku gapiów, przechodzili obok obojętnie. Surrealizm to pikuś w porównaniu z takim doświadczeniem.
Tak, nawet bawiło mnie to wówczas. W plecaku nie było nic cennego, parę przepoconych podkoszulek, brudne majtki, skarpetki, przewodnik turystyczny i śpiwór. Niech sobie biorą… Przynajmniej z praniem będę miał spokój. Żałowałem tylko tego śpiwora. Książkę mi zostawili.
Oprychy z MOPR-u też nie interesowali się książkami. Nawet tymi zawierającymi kodeksy i ustawy będące podstawą ich uprawnień. Pewnie dlatego nie wiedzieli, że nie mają prawa stawiać komukolwiek zarzutów, że nazywanie anonimowego donosu „podstawą prawną” to czyste bęcwalstwo, no i że w praworządnym kraju oskarżony ma prawo odmówić składania zeznań… Interesowały ich tylko moje dzieci i sprowokowanie mnie do emocjonalnego wybuchu.
Analogicznie jak z tymi oprychami z dworca, czuło się że nie robią tej prowokacji po raz pierwszy. Stosowali stare jak świat patenty, wprost z podręcznika młodego prowokatora.
Ile już razy sprawdzili je wcześniej w praktyce?
Większość doniesień prasowych ukazujących się w mediach w ostatnich latach na temat odbierania dzieci rodzinom, ma w strukturze stały, obowiązkowy nieomal punkt o agresywności rodziców. Rodzic jest agresywny, rodzic jest zły, rodzic jest irracjonalny, nienawidzimy rodzica, gardzimy nim, mamy ochotę przyłączyć się do żądań zabrania mu dzieci.
Schemat taki świetnie potem usprawiedliwia zarzuty na przykład o znieważenie funkcjonariusza, naruszenie jego cielesnej nietykalności i co tam jeszcze potrzeba w danym przypadku.
*
Modlę się by Bóg dał mi moc uwolnienia się od złorzeczenia i nienawiści.
Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną
4 komentarz