Bal u Wolanda

Przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i radziecki… zawodziła polska ulica za realsocu, dodając sobie otuchy, bo gołym okiem było widać, że bolszewia wciskała się do naszych chałup drzwiami i oknami, chwytała za gardło i o normalnym oddychaniu nie było nawet mowy. Zdarzały się jeszcze złudzenia i fatamorgana, jak za Jana Pawła II i festiwalu solidarności, ale szybko Dżinn wolności, sponiewierany i przywołany do porządku, ukrył się w swoim dzbanie i do dzisiaj nie słychać, żeby chciał z tego dzbana łeb wyściubić. Mówią, że czeka na lepsze czasy, ale mówią też, że się tych chwil nie doczeka. Ale ulica ciągle jeszcze wyje, przepraszam żyje nadzieją na cudowną moc lampy Alladyna i bredzi jak w malignie, że na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści. A komuniści nie dość, że nie będą wisieć, to jeszcze kilku niepoprawnych „kolędników” sami powieszą i spokojnie podzielą się władzą i kasą wielkiej orkiestry narodowych funduszy inwestycyjnych albo emerytalnych, albo nowego funduszu obsługi zadłużenia, nie tylko zagranicznego. I wtedy w lasach państwowych zbudujemy monumentalne pomniki martyrologii Tęczy i gawiedź modły będzie wznosić do nowego bożka. Historia wreszcie zatoczy koło i wrócimy do czasów pogańskich.

Oto moja prognoza na najbliższe lata.

Donald Tusk zamieni się w Światowida i stanie w centralnym miejscu Polski, gdzieś pod Łodzią, czterogębny i będzie łypał na cztery strony tej nieszczęsnej krainy. Nikt się przed jego wzrokiem nie ukryje, nawet Radek z Chobielina. Oligarchowie zza Buga zmonopolizują polski przemysł spirytusowy i zlikwidują wszystkie urządzenia do wykrywania alkoholu, żeby wreszcie Polacy mogli spokojnie i radośnie spojrzeć w przyszłość. Angela Merkel co roku weźmie udział w konnych rajdach długodystansowych i na białym rumaku, obowiązkowo w szyszaku, przemierzać będzie trasę Poznań – Gdańsk i z powrotem od świtu do zmroku. A wieczorem zapali pochodnię przed bunkrem w Berlinie, bo coś ważnego jej się przypomni. Bronisław Komorowski rzuci żonę dla Kidawy, która przestanie być Błońską w Budzie Ruskiej i w świetle księżyca a Jagna (Marczułajtis) zostanie żoną Janosika, za co dostanie wreszcie złoty olimpijski medal igrzysk olimpijskich w Krakowie.

Niemożliwe. Zapytajcie Leszka Balcerowicza. On zna tę przyszłość, a jak nie profesor Leszek, to na pewno można zwrócić się w tej sprawie do Jeffreya Sachsa albo Bartłomieja Sienkiewicza. Zresztą znalazłoby się jeszcze kilku wszechwiedzących wiedźminów, nie tylko nad Wisłą, bo jak wieść gminna niesie polskimi sprawami zarządzają od dawna już tylko na balu u Wolanda, a ten baluje tam gdzie chce. Kto się zorientował zawczasu, jak Olek i Bolek, ten dostał w nagrodę znaczone karty, tzn. kody dostępu i może obstawiać.

TVN pozostanie w matrixie a kompania honorowa wojska ruskiego albo Bundeswehra, bo ustawa będzie działała bez pudła, oraz bateria haubic, dla niepoznaki ozdobionych biało-czerwonymi szachownicami, oddadzą honory zmarłemu w alei zdrajców. Niestety życie wieczne dla wybranych nie zostanie ostatecznie zadekretowane. Woland w tej sprawie skorzysta z prawa veta.

Wybory? Wybory oczywiście wygrają komuniści i Monika będzie mogła swobodnie z Józefem Bąkiem latać sobie do ciepłych krajów. Jeszcze przez jakiś czas Leszek, stojąc na Ikara, będzie ją żegnał i witał z honorami, a potem się kogoś znajdzie trochę młodszego. Kiedyś i on umrze otoczony powszechnym szacunkiem!

A w Smoleńsku, jak to w Smoleńsku życie potoczy się leniwie a Mikołaj Krasnokutskij, ksywka Korowiow, już tu nie przyjedzie. Nie znajdzie ku temu żadnych powodów…