– Donald jeszcze z krzyża. Dawaj na radzie ministrów i w sejmie.
– Vincent, ale musi być jakieś życie na osiedlu.
– No jest Donald. Jeżdzą sobie chamy jedne tymi swoimi samochodami. Normalnie aż mi się krew burzy. Do domu się spóźniam. Do pracy się spóźniam. Chamstwo się szerzy i drobnomieszczaństwo.
– Mnie też to wkurza. Wiesz, że nawet w kolumnie na sygnałach ledwo zdążam na lotnisko w czwartki do Gdańska a potem z lotniska we wtorki z Gdańska. Normalnie nie mam kiedy pracować. A po meczu ja zawsze zmęczony. Wiesz jak męczy wbijanie gola kiedy wszyscy ci ustępują na boisku a bramkarz sam zaprasza do strzelenia gola?
– Donaldzie. Wiem ja też umęczony jestem. Te miliardy to już mi oczy męczą. Jednak muszę dopiąć budżet.
– No to Vincent zaciągaj sieć. Sławku Nowaku ci pomoże.
– By? Vincencie?
– By żyło się lepiej wszystkim Donaldzie!
– I to jest koncepcja zasadniczo słuszna Donaldzie.
– Od koncepcji to ja jestem ja Vincent!