– Panowie, będziecie świadkami epokowej chwili – powiedział do taty Łukaszka i Kubiaka ich szef.
Tata Łukaszka zdziwili się uprzejmie, bo tak należy okazywać szacunek ludziom, od których zależy czy jest w się w tej pracy czy nie.
– Tak, panowie – szef zaczął wykład. – Dzisiaj przyjadą tu grube i najgrubsze ryby. Decydenci. Wiecie, że mamy zawarty z nimi kontrakt. I oto dzisiaj jest możliwość renegocjacji.
– Zgodzili się? – tata Łukaszka był zaskoczony.
– Co pewien czas robią coś takiego – wyjaśnił szef.
– Jak rozumiem, negocjujemy ostro – zatarł ręce Kubiak.
– No… nie. Nie my – przyznał szef. – Zatrudniliśmy najlepszego negocjatora z firmy Pic Okrutny. Obiecał, że wynegocjuje trzy stówy dla nas!!!
– Khm – chrząknął Kubiak. – Ale z tego co wiadomo nieoficjalnie, oni chcieli nam na "dzień dobry" pięć stów! Więc co to za negocjator, który nie walczy o jeszcze wyższą kwotę!
– Zaraz tu będzie więc może sam nam odpowie – powiedział szef.
Do gabinetu weszło dwóch facetów w garniturach. Jeden wyższy, a drugi niższy. Okazało się, że negocjatorem jest ten wyższy, a ten niższy to jego asystent.
– Tylko ja! Tylko ja mogę, potrafię! Tylko ja! – reklamował się od progu negocjator. – Znam wszystkich, a wszyscy znają mnie!
– Niech pan powie, dlaczego negocjuje pan o niższą stawkę od zakładanej? – poprosił szef.
– A wie pan co to jest kompromis? – najeżył się negocjator. – Na taką podwyżkę wszyscy muszą się zgodzić, prawda? A przecież szanse na to, że tamci się zgodzą na pięć stów jest o wiele mniejsza niż na trzy stówy. Chyba lepiej, żeby ta podwyżka była, niż żeby jej nie było w ogóle, prawda?
– Ale czy jest możliwość wyższej kwoty? – napierał szef.
– Będę usilnie ich namawiał, żeby się zgodzili – negocjator położył rękę na sercu. Szef, tata Łukaszka i Kubiak mieli jeszcze dalsze pytania do negocjatora, ale jego asystent odwrócił się i wyjął papierową torebkę. Nadmuchał ją ukradkiem i strzelił z głośnym hukiem.
– Co to było?! – wystraszyli się wszyscy.
– Boże!!! Wojna!!! – rozdarł się asystent. – Widzicie te samoloty na niebie?!!! Zbombardują nas!!! Wszyscy umrą!!! Kobiety i dzieci też!!!
– Gdzie te samoloty?! – Kubiak rzucił się do okna.
– A… E… Zdawało mi się – przyznał asystent i westchnął z ulgą. – Wojny nie będzie!
– A gdzie negocjator? – tata Łukaszka rozejrzał się, ale wymienionej osoby już nie było w pokoju.
– Poszedł negocjować – wyjaśnił zadowolony asystent.
– A to szkoda, bo jeszcze chciałem go o coś spytać – zmartwił się szef.
– Niech się pan nie martwi, na pewno wynegocjuje wam te dwie stówy!
– Miały być trzy!
– Oj, trzy, będą trzy! – i asystent również wyszedł.
– Jestem pełen obaw – wyznał tata Łukaszka.
– Ciekawe czy ktoś w ogóle go zna – wątpił Kubiak.
– Twierdzi, że jest najlepszy – przypomniał szef. – Najlepiej będzie, jak pójdziecie popatrzeć. Może nawet się czegoś nauczycie!
I poszli. Wbrew ich obawom okazało się, że negocjatora znajdą wszyscy. Wszyscy się ucieszyli na jego widok, zaczęli klepać go po plecach, szturchać pod żebro, klepać karczycho i pstrykać w uszy. Negocjator tylko się z tego cieszył. A potem, kiedy negocjacje zaczęły się na dobre, przykleił się do jednego z decydentów. Biegał mu po drinki, podawał jedzenie, czyścił buty mankietem…
– Coś takiego! – tata Łukaszka był zszokowany.
– Ale może będą te trzy stówy – pocieszał go Kubiak.
Ale wybuchło jakieś zamieszanie, kilku decydentów mocno się pokłóciło. Między innymi ten, wokół którego krążył negocjator. I negocjacje się skończyły.
I co? – spytał poirytowany szef, kiedy wszyscy ponownie spotkali się w jego gabinecie. – Załatwił pan te trzy stówy?
– Przecież negocjacje zostały zerwane, nikt niczego nie załatwił – negocjator rozłożył ręce. – Załatwię na następnych negocjacjach.
– Czyli klapa.
– Ależ skąd?! Czy załatwiłem wam mniej niż trzy stówy?
– Nie, bo w ogóle nic pan nie…
– Ale czy załatwiłem mniej?
– No… Nie.
– A zatem sukces! – negocjator wyrzucił w górę obie ręce triumfalnym gestem.
A kiedy szef, Kubiak i tata Łukaszka zaczęli protestować, za ich plecami rozległ się ogłuszający huk. Odwrócili się natychmiast.
– Boże!!! Wojna!!! – rozdarł się asystent chowając do kieszeni pękniętą papierową torebkę.. – Widzicie te samoloty na niebie?!!! Zbombardują nas!!! Wszyscy umrą!!! Kobiety i dzieci też!!!
Kiedy obejrzeli się z powrotem, negocjatora już nie było.
– Przywidziało mi się – oznajmił ciepło asystent. – Wojny nie będzie. Co, nie cieszycie się? Wolelibyście wojnę?! Faszyści!!
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!