Byłem ostatnio w czterech jakże różnych krajach: USA, Panamie, Kostaryce i europejskiej Mołdawii. (…) Tym, co ich łączy jest to, że państwo jako takie działa, jest aktywne w gospodarce, nie boi się odpowiedzialności za ekonomię kraju.
Byłem ostatnio w czterech jakże różnych krajach: USA, Panamie, Kostaryce i europejskiej Mołdawii. Państwa te różnią się tysiącem rzeczy, od zamożności przeciętnego obywatela po strukturę gospodarki, lecz mają jeden wspólny mianownik. Tym, co ich łączy jest to, że państwo jako takie działa, jest aktywne w gospodarce, nie boi się odpowiedzialności za ekonomię kraju. W tych trzech amerykańskich i jednym europejskim kraju państwo bynajmniej nie jest „nocnym stróżem” w gospodarce, jak by chcieli tego klasycy liberalizmu. Amerykański FED jest nie tylko strażnikiem inflacji, ale przede wszystkim potrafi stymulować gospodarkę. W Panamie i na Kostaryce prezydenci (mają tam amerykański system polityczny, choć Głowa Państwa jest wybierana tam, uwaga, na jedną kadencję, choć tylko na cztery lata) inicjują wielkie państwowe inwestycje infrastrukturalne i w ten sposób napędzają gospodarcza koniunkturę. Z kolei najbiedniejsze państwa Europy, czyli Mołdowa (kiedyś mówiło się: Mołdawia), pozbawiona większości przemysłu (która znajduje się w kontrolowanym przez Rosjan Naddniestrzu), też nie uchyla się od lepiej czy gorzej sprawowanej roli animatora gospodarki, a ściślej: inwestycji.