Czas utraty wiary to czas smutku i utrata nadziei, i utrata nadprzyrodzonego Światła i miłości Boga. Stałem się marnotrawnym synem i kiedy powróciłem do wiary, odzyskałem radość serca i miłość Boga i miłość do człowieka bliźniego swego.
Refleksje w listopadzie, rozpoczynają się od Wszystkich Świętych, tak jest w Katolickiej Polsce i modlitwy za zmarłych naszych ojców i praojców z krwi i kości, których jesteśmy spadkobiercami genetycznymi i z ducha naszej religii katolickiej, naszej tradycji i kultury. Jest to nasze dziedzictwo i żelazny kapitał na życie zgodne z przykazaniami Dekalogu i z przykazaniem miłości Boga i bliźniego swego, i zgodne z Honorem oraz ideałem miłości do Ojczyzny. Dla której warto znosić mężnie cierpienia i ofiarę krwi swojej złożyć na ołtarzu Ojczyzny. I niezależnie od wyznania i poglądów politycznych nasze refleksje służą szczytnemu celowi-pamięci ludzi, którzy kiedyś żyli wśród nas a tu na cmentarzu spoczywają ich prochy świadczące o kruchości i marności ludzkiego życia. Jakże łatwo jest stracić życie i ten żelazny kapitał. Tej przestrodze na drodze życiowej służy moja refleksja.
Jak kruche i marne są ludzkie przekonania religijne i podstawy nasze wiary, i nieadekwatny nasz światopogląd na życie, bez zakorzenienia się w Ewangelii przez wychowanie w domu, w rodzinie katolickiej i wśród ludzi o takich samych ideałach i tradycji. Przekonałem się sam na sobie. Jak przez ciekawość zabrałem się za studiowanie marksistowskich książek, znalezionych przez młodego człowieka o nieukończonej formacji duchowej. Tym młodym człowiekiem byłem-Ja sam. Wróciłem z wojska w 1977 roku w grudniu i zatrudniłem się do pracy przy remoncie Pałacu w Czarnolesie i tam na strychu tego Pałacu, znalazłem książki, które zasiały we ziarna zwątpienia i tak utraciłem wiarę w Boga. A sprawcą tego był filozof żydowskiego pochodzenia Adam Schaff, marksista, leninista i stalinowiec, który zniszczył świadomość tysięcy młodych Polaków i wyprowadził ich na manowce poznania i ja także byłem obiektem indoktrynacji, o której wówczas nie miałem zielonego pojęcia. Byłem powojennym rocznikiem jednym z setek tysięcy Polaków młodego pokolenia, którzy stali się ofiarami wszechobecnej i bezwzględnej manipulacji ideologicznej, najdzikszego i barbarzyńskiego systemu komunistycznego, w dziejach historii cywilizacji ludzkości.
Rychło jednak przyszło moje opamiętanie i wróciła mi wrodzona trzeźwość mojego intelektu w 1988 roku, w którym państwa komunistyczne i Polska również, dokonały bezprawnej inwazji na Czechosłowację. Ten rok dla mnie, dla mojego ojca i naszej rodziny był bardzo trudny pod względem materialnym. Ojciec nie mógł znaleźć pracy wśród chłopów i obaj musieliśmy iść do firmy państwowej, akurat w budowie była elektrownia Kozienice i tam obaj zostaliśmy zatrudnieni. Trzy miesiące pracy socjalistycznej wystarczyło, na szczęście mojemu ojcu trafiła się praca u gospodarza na sąsiedniej wsi. I nie groziła nam bieda i wszyscy w domu z nadzieją patrzyliśmy, co nam przyniesie przyszłość. Ja tegoż roku odkryłem miłość. Poznałem dziewczynę, jej czar i urok miłości był mi wielką osłodą mojego serca i powrócił spokój w mojej duszy. Odzyskałem wiarę w Boga, od nowa rozpoczął się dialog mojej duszy z Bogiem i oby trwał on wiecznie, na wieki wieków. Przemyślcie to sobie. Pozdrawiam Was.
Faber z Czarnolasu.