To po co Bóg stworzył człowieka?
Dla ziemi
Dla ziemi, gdyż słowa wracają do ziemi
Przez bramy ponownej szansy
Na pokochanie
Odchodzącego człowieka (…).
Bóg, Bóg, Bóg, Bóg, Bóg, Bóg, Bóg….
Na trąbach zagrano to słowo
Nie siedem i nie siedemdziesiąt siedem razy
Za każdym razem inna zasłona
Obraz
Obraz jak obraza
Bóg chce być
Po to stworzył człowieka.
Obraz obraża
Nie po to Bóg stworzył człowieka, by źródło zasłaniał obrazem
Malował bohomazy na religijnych sztalugach pomroku
Ma być człowiek sobą
Osobą.
Bóg ma co chce
Chce co chce
Przejawia się i znika
A ty pragnij
Woda i tak jest żywa
Nie zatrujesz jej złym spojrzeniem
Na życie i śmierć
Na zmartwychwstanie.
Mieć Bóg ma człowieka bardziej niż na własność car ma popa
Lecz chce w nim pracować wędrować i napełniać świat
Być w nim Sobą.
Być w nim tak trudno
Wcielić Siebie w osobliwość świątyń
Pobudowanych z najjaśniej ociemniałych murów wrogości
Co w tym wszechświecie
Kosmosie cieni tworzonych przez pysznych
Znaczy wygnanie.
To po co, to po co Bóg stworzył człowieka?
Dla nieba i dla piekła
Z pękniętej skorupy nie wyleci skowronek
Wyobraźni wygnanej
Poza pole śpiewu
Kukułcze jajo wykluło pomyślenie o rozdwojeniu
Z prawdy – niebo, z kłamstwa – piekło
Z miłości – niebo, z lęku – piekło
Z myśli szybszych niż światło – niebo, z myśli grzęznących w siłach grzechu – piekło.
Gdzie jest wasza wiara, którzy nosicie szaty wiary?
To po co Bóg stworzył człowieka?
Dla ziemi
Dla ziemi, gdyż słowa wracają do ziemi
Przez bramy ponownej szansy
Na pokochanie
Odchodzącego człowieka
I w końcu Boga
Pana stwarzania i niszczenia
W swym Miłosierdziu
Mającego Majestat i uciekającego w Nic.
Wielka radość widzenia
Osłania Nic i tworzy wszystko
O nie, o nie niedołęgo
Ja nie jestem Tym
Ja jestem Tym, z czego nie chcesz być
Z czego nie chcesz lepić
Gdyż w niewidzialność wkraczają duchy widzące
Świętość obecności
Zmartwychwstania.
Ja jestem poza obrazem
Poza wiarą
I nawet poza miłością
Spływam jako łaska w wodospadach świadomości
Ze źródła nieskończoności wszelakich
Owakich
Czyli już widzialnych i jeszcze niewidzialnych
Przepływam od serca do serca
W strumieniach – a jednak – obecności.
Obecni pachną znakiem natury smakują przemijanie
Cudowne rozbłyski w końcu obracają w proch kult ikon
Okadzają dymem ołtarze i wiodą do przeznaczenia historię
Znaczą nieobecnych i wiodą ku wolności przez śmierć.
Ja przerabiam idiotów na strażników
Walki z szatanem w imieniu
Dusz strąconych z drzewa aniołów.
A anioł jeden dla jednej duszy
Ma nie siedem i nie siedemdziesiąt siedem
Imion pokuty i wybaczenia
W miliardach i miliardach miliardów istot o statusie stworzenia
Zapełnił kosmos śladami milczenia
I miliard miliardów razy umiera
Nim jedyna zrozumie
Mowę, która wybrała wierność
Oddaniu.
I miliard miliardów zrozumiało jak dotąd
Co o miliard miliardów i miliard miliardów
Za mało dla zapełnienia mieszkań w niebiańskich pałacach.
Dlatego człowiek ma przyszłość
Na drodze
Gdy przeniknie przez ciernie obecne teraz.
Wobec Boga nie ma ani sekundy opóźnienia
By przemienić ciała kochanków w nowe ciało
I porzucić cień gdzie światło nie opuszcza miłości
Ani mniej, ani więcej.
z tej perspektywy skąd wiecznie wszystko się oddala…
z tej perspektywy skąd wiecznie wszystko się oddala
kiedy głowę odwrócę i popatrzę w tył….
to co było tak wielkie że nas przerastało
teraz staje się małe i ginie jak pył…
ból zarasta bliznami…klęczą z płaczem krzyże
łzy kruszeją w pomnikach…w największych cmentarzach
gwiazdy gasną jak świece zdmuchnięte oddechem
kiedy groźne memento czas nam rzeźbi w twarzach
z tego miejsca skąd wiecznie wszystko się oddala
gdzie umierają z wysiłku zmęczone zegary
gdzie przestrzeń nas przerasta ponad ludzką miarę
On tylko się przybliża poprzez płomień wiary
On tylko w moim życiu ciągle ogromnieje
a czas – taki potężny – leży Mu u nóg
im bardziej jestem bliski lotnej garści piachu
tym większy w moim życiu Wszechmogący Bóg!
NIEZALEZNY ZAKLAD POETYCKI. Kubalonka. Naród,który sie oburza,ma prawo do nadziei, ale biada temu,który gnije w milczeniu. Cyprian Kamil Norwid