– Czy wiecie po co was wezwałem? – zapytał tatę Łukaszka i Kubiaka ich szef.
– Podwyżka…? – rzucił niedbale Kubiak.
– Nie – uciął sucho szef. – Przyjechał do nas ważny gość, a większość pracowników działu, z którym ma negocjować, jest na urlopie.
– I w związku z tym… – tata Łukaszka zaczął zmieniać kolor twarzy na trupioblady…
– …pomożecie w negocjacjach – dokończył szef. – Dobrze się spiszecie, będzie premia.
– A dla nas? – spytał z głupia frant Kubiak.
– No, dla was coś tam też… Się znajdzie. Ale musicie dać radę.
– Obawiam się… – zaczął tata Łukaszka, ale przerwał mu Kubiak:
– To dla nas nie pierwszyzna! – wstał, poprawił rozporek, krawat i grzywkę, po czym kontynuował:
– A bo to pierwszy raz? Damy radę!
– Podoba mi się pana podejście, Kubiak! – rozpromienił się szef. – Do dzieła!
Udali się na odpowiedni piętro do sali konferencyjnej. Po paru minutach przyszedł główny negocjator. Był nim dyrektor działu ekspansji reklamacji.
– To pan??? – zdumiał się tata Łukaszka. – A cóż to za gościa mamy…
– Idą tu już – przerwał mu dyrektor.
– Idą? – tym razem spytał Kubiak.
– Nasz gość z tłumaczką…
– O, zagraniczniak – Kubiak rozwalił się beztrosko w fotelu i wtedy akurat weszli. Było ich dwoje, mężczyzna i kobieta. Kobieta była panią tłumaczką, a właściwym gościem był pan. Przywitali się i zaczęli zajmować miejsca.
– Przecież to Indianin – szepnął do dyrektora Kubiak.
– Widzę – odszepnął dyrektor. – Pamiętajcie: żadnych gaf!
– Co im będziemy sprzedawać? – włączył się tata Łukaszka.
– Nic. Będziemy od nich kupować.
– Od Indian??? Co???
– Know-how.
– Jakie?
– Panowie, czy muszę wam przypominać, że Indianie słyną z zachowywania kamiennych twarzy? – pouczał ich szeptem dyrektor. – Taka wiedza może być dla nas bezcenna…
Zasiedli do stołu i rozpoczęli rozmowy. Na początku była taka luźna pogawędka…
– Dlaczego pan wybrał akurat nasz kraj? – spytał dyrektor.
– Bo słyszał, że jest tu dużo czerwonych… To jest czerwonoskórych – poprawiła się szybko tłumaczka.
– No tak, w końcu jest Indianinem – westchnął Kubiak.
– Coś pan powiedział? – spytała strasznym głosem pani tłumaczka.
– In… Dianin… – zająknął się Kubiak. – A co, coś nie tak?
– Wszystko nie tak! – panią tłumaczkę aż poderwało z miejsca a jej oczy miotały błyskawice. – Jak pan śmie!
– Ale o co chodzi? – zaniepokoił się dyrektor.
– Jak to?! Czy wasza firma nie prenumeruje "Wiodącego Tytułu Prasowego"? Przecież to obowiązek dla każdego podmiotu gospodarczego mieniącego się europejskim!
– Prenumerujemy, ale…
– No więc! – i pani tłumaczka pokazała wpięty w klapę garsonki znaczek Klubu Honorowego Odbiorcy Treści "Wiodącego Tytułu Prasowego". – Jak można rzucić komuś taką obelgę w twarz! Wyzwać go od Indianina!
Tata Łukaszka, Kubiak i dyrektor pojrzeli na czerwonoskórego gościa. Siedział w fotelu i perfekcyjnie zachowywał kamienne oblicze.
– On nie rozumie po polsku – uspokoiła ich pani tłumaczka.
– Przecież on jest Indianinem, to fakt – powiedział ostrożnie tata Łukaszka.
– Proszę pana, fakty się nie liczą, liczy się to, że nazwanie kogoś Indianinem jest najczystszym antyindianizmem!!!
– A nazwanie Indianina Indianinem?
Tłumaczka zamknęła powoli oczy i powoli je otworzyła.
– Panowie! Możecie zrobić tylko jedno! Natychmiast przeprosić za wasze haniebne zachowanie!
– Nie no, oczywiście, przeprosimy – dyrektor pamiętał, że ciąży na nim obowiązek negocjacji, które muszą zakończyć się sukcesem. – A jak się pan nazywa…?
Pani tłumaczka porozmawiała przez chwilę z panem, a następnie oznajmiła:
– Wódz nosi angielskie imię i nazwisko… oraz indiański przydomek.
– Ha! Jednak Indianin! – ucieszył się Kubiak poprawiając krawat, grzywkę i rozporek.
– Nie zmienia to faktu, że macie przeprosić – upierała się pani tłumaczka.
– To poprosimy ten indiański przydomek – rzekł złośliwie tata Łukaszka. – Będzie sensowniej przepraszać po przydomku indiańskim za nazwanie Indianinem…
– Pewno jakiś Rączy Jeleń, Bystry Orzeł albo Mocarny Bawół… – rozmarzył się Kubiak.
Pani tłumaczka ponownie pokonferowała z panem. Po dłuższym milczeniu poinformowała zduszonym głosem:
– Wódz nosi imię Krótki Ptak.
Dyrektor gwałtownie schylił się pod stół zatykając sobie usta krawatem i dzięki temu zdołał się nie roześmiać.
– To może ja… – zaczął swobodnie Kubiak.
– Pamiętaj: żadnych gaf! – syknął mu tata Łukaszka.
– …chciałbym spytać, bo, wie pani, ja w młodości czytałem westerny, oglądałem… I nie pamiętam, żeby imię wojownikowi wybierały squaw.
Tata Łukaszka jęknął i złapał się za głowę, a pani tłumaczka najpierw spiorunowała Kubiaka wzrokiem, a potem pogadała chwilę z panem.
– Wódz mówi, że wojownikowi nadają imię inni wojownicy!
– O ja je*ię – stęknął dyrektor, tata Łukaszka odruchowo odsunął się z fotelem, a Kubiak westchnął:
– Biedak! – po czym sięgnął po papierosy i zamachawszy do pana międzynarodowym gestem, zapytał:
– To co? Fajkę pokoju?
Pan ochoczo się zgodził. I tak trujący argument uratował niezdrową sytuację.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!