Z materiałów zebranych przeze mnie w „Masonerii polskiej 2012” można wyciągnąć wniosek, że „katastrofa” smoleńska była elementem planu realizowanego wspólnie przez polską masonerię rytu francuskiego i rosyjską masonerię rytu francuskiego.
1.„Zlekceważenia prezydenckiej wizyty”?
Tak więc Wildstein opisuje dość szczegółowo w jakich okolicznościach doszło w marcu 2010 r. do „zlekceważenia prezydenckiej wizyty”, co „pozwoliło odstąpić od procedur przewidzianych w wypadku przybycia głowy państwa, w tym zabezpieczenia lotniska i ewentualnych rezerwowych miejsc lądowania”[1].
Gdyby te procedury zostały wdrożone „katastrofy” by nie było. Czy można założyć, że nie wdrożono ich tylko z niedbalstwa czy niechęci wobec Prezydenta? Czy nie należy przyjąć, że struktury rządu były tak dalece zinfiltrowane (czy jak kto woli obsadzone) przez zamachowców, że mogli w taki sposób przygotować grunt pod swoje dzieło?
2.Jaka była rola Tomasza Turowskiego?
Wildstein podaje też, że 14 lutego 2010 r., po trzyletniej przerwie, Tomasz Turowski został zatrudniony w MSZ, a dzień później wyjechał do Moskwy, gdzie powierzono mu nadzór nad kwietniowymi wizytami Prezydenta i Premiera. Wildstein zadaje pytanie: „Czy naprawdę minister Sikorski nie wiedział o jego przeszłości i dlaczego jemu właśnie w tak nagłym trybie powierzył tak odpowiedzialne zadanie?”[2].
Co wiemy o Turowskim?
„Teczka Turowskiego – czytamy w artykule Cezarego Gmyza – nie jest dostępna w zbiorach jawnych IPN. Można jedynie przypuszczać, że PRL-owski wywiad zainteresował się nim ze względu na jego duże zdolności językowe. Turowski studiował rusycystykę na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz w Wyższej Szkole Pedagogicznej (dziś Uniwersytet Pedagogiczny). Zapisy rejestracyjne zachowane w archiwach IPN świadczą, że do współpracy ze służbami specjalnymi został pozyskany jeszcze jako student. Do pracy w wywiadzie wytypował go Wydział XIV Departamentu I – najbardziej elitarna struktura polskiego wywiadu. Osoby zwerbowane przez ten wydział i kierowane do pracy za granicą zwykle były ukadrawiane, czyli stawały się oficerami SB”[4].
Jako oficer SB Turowski wstąpił w 1975 r. do zakonu jezuitów. W książce „Musieli zginać” czytamy: „O. Tadeusz Koczwara zdecydował, że zaledwie po trzydniowym pobycie Turowskiego w ośrodku dla nowicjuszy w Kaliszu wyśle go na studia do Rzymu. Była to niespotykana praktyka, bo z reguły na taki wyjazd trzeba było czekać kilka lat– mówił nam dr Leszek Pietrzak, historyk”[5].
Z dalszej części artykułu Gmyza dowiadujemy się, że w 1975 r. Turowski pojawił się w Rzymie. „Perfekcyjna znajomość rosyjskiego sprawiła, że mimo młodego wieku szybko zaczął być dopuszczany do największych tajemnic dotyczących polityki wschodniej Watykanu. O. Mruk, który w tym czasie był szefem Asystencji Słowiańskiej generała Jezuitów, powierzał Turowskiemu tłumaczenia najbardziej poufnych dokumentów. Ile z tajemnic Watykanu przekazało na Wschód źródło 9596, nie wiadomo. Jego raporty z tego czasu nie są dostępne w zasobie jawnym IPN. Jeszcze w okresie kleryckim, nie zrywając kontaktu z Rzymem, Turowski zaczął pogłębiać wiedzę o Związku Radzieckim w wyspecjalizowanych ośrodkach jezuickich we Francji. Najpierw w Paryżu, potem w Meudon. W tym czasie nawiązał kontakty ze środowiskiem paryskich „Spotkań”. W 1986 r., tuż przed zakończeniem dziesięcioletniego okresu poprzedzającego przyjęcie święceń, Turowski zrezygnował z kariery zakonnej. Zrzucił sutannę i się ożenił. Ponieważ nie przyjął święceń, rezygnacja w kręgach kościelnych traktowana była z wyrozumiałością. W tym czasie Wydział III wywiadu PRL, zajmujący się Watykanem z pozycji rezydentury, pozyskał już nowego agenta u jezuitów. Otrzymał pseudonim Russo. Turowski nadal utrzymywał świetne kontakty z ludźmi Kościoła. Właśnie z tego czasu pochodzą jego jedyne znane meldunki: donosy dotyczące środowiska „Spotkań”. Ich kopie ocalały, bo znalazły się w tzw. materiałach informacyjnych Departamentu I, gdzie gromadzono najważniejsze doniesienia od agentury z całego świata”[6].
Z książki „Musieli zginać” dowiadujemy się: „Prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej wystąpił do zakładu Ubezpieczeń Społecznych o dokumenty dotyczące Turowskiego. W piśmie z ZUS-u jako miejsca pracy Turowskiego wyszczególniono Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a po 1989r. Urząd Ochrony Państwa i Agencję Wywiadu – mówi nasz informator. Z dokumentu miało wynikać, że Turowski mimo swej przeszłości dosłużył się w wolnej Polsce stopnia pułkownika”[7].
Uświadommy sobie jeszcze co to jest Agencja Wywiadu. To powstały w 2002 r. wywiad cywilny, który „prowadzi wywiad z pozycji legalnych (pod przykryciem dyplomacji) i nielegalnych (bez immunitetu dyplomatycznego)”[8].
Gmyz pisze też: „Po objęciu funkcji szefa MSZ przez Radosława Sikorskiego Turowski szybko staje się jedną z jego najbardziej zaufanych osób. Według naszych informacji ma zasadniczy wpływ na proces zbliżenia polsko-rosyjskiego”[9].
Warto tu jeszcze przytoczyć kilka fragmentów z artykułu L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego pt. „Kto się spowiadał u Turowskiego?”, który ukazał się w „Gazecie Polskiej”:„Turowski przebywał w maju 1981 r. w Rzymie. Potwierdziło to w rozmowie ze mną wiele osób z kręgów kościelnych w Watykanie– mówi „GP” Piotr Jegliński, były opozycjonista Solidarności, założyciel wydawnictwa Editions Spotkania. Wiem, że Turowski ma być przesłuchany w polskim śledztwie dotyczącym zamachu na papieża Jana Pawła II– dodaje inny znajomy Turowskiego. Według naszych rozmówców Turowski był na ty m.in. z kardynałem Stanisławem Dziwiszem. (…) Nasz rozmówca mówi jednak, że w jego obecności Tomasz Turowski telefonował do ks. Dziwisza, zwracając się do niego po imieniu. Wspomina też rozmowę ks. Dziwisza i Turowskiego w Sali Klementyńskiej, podczas której w ten właśnie sposób zwracali się do siebie. (…) Perfidia komunistycznego szpiega nie znała granic. Choć nie otrzymał święceń (…), chodził w koloratce, wytwarzając wokół siebie taką atmosferę, że niektóre osoby we Francji zwracały się do niego, by je wyspowiadał. Turowski nie odmawiał. Był spowiednikiem żony jednego z obecnych polskich ambasadorów, pana Cz. Wysłuchał jej grzechów w Paryżu. Przychodziły do niego również, by powierzyć mu swoje najskrytsze winy i dostać rozgrzeszenie, także inne osoby z kręgów ówczesnej emigracji – twierdzi nasz rozmówca. U jezuitów w Rzymie spowiadali się dyplomaci i wojskowi z krajów należących do NATO. Niewykluczone, że Turowski spowiadał więc także obcokrajowców– komentuje dr Leszek Pietrzak. Jak mówi historyk, bardzo często oficerowie wywiadu PRL zlecali współpracującym duchownym spowiadanie w celu uzyskania informacji. Tak było w wielu polskich środowiskach we Francji i we Włoszech”[10].
W październiku 2011 r. sąd uznał, że Tomasz Turowski „zataił w oświadczeniu lustracyjnym związki z tajnymi służbami PRL”. Sąd „zakazał mu pełnienia funkcji publicznych na 3 lata”. Proces Turowskiego był tajny ze względu na „interes państwa”. Tajne było również szczegółowe uzasadnienie wyroku”. Wyrok nie był prawomocny[11].
W lutym 2012 r. „Ambasador tytularny Tomasz Turowski został prawomocnie oczyszczony z zarzutu kłamstwa lustracyjnegoprzez Sąd Apelacyjny w Warszawie. SA uznał, że sprawa b. szefa wydziału politycznego ambasady w Moskwie w ogóle nie powinna trafić do sądu – nie ujawniono dlaczego”. Proces jak i uzasadnienie wyroku zostały utajnione „ze względu na interes państwa”[12].
O co tutaj chodzi? Można chyba wyciągnąć jeden wniosek: Turowski jest nadal czynnym agentem polskich służb specjalnych.
3.Tomasz Turowski i Bronisław Komorowski
A oto jeszcze jeden cytat z artykułu Misiaka i Wierzchołowskiego: „Osobą, dzięki której agent PRL-owskiego wywiadu został przydzielony w lutym 2010 r. do organizacji obchodów w Katyniu, był, według europosła Ryszarda Czarneckiego (PiS), ówczesny marszałek sejmu Bronisław Komorowski. „Tomasz Turowski wielokrotnie publicznie chwalił się, że wysokie stanowisko w naszej placówce w stolicy Rosji w lutym 2010 r. załatwiał dla niego ówczesny marszałek Sejmu RP, obecny prezydent Bronisław Komorowski. Obaj panowie są zaprzyjaźnieni, są ze sobą po imieniu i utrzymywali również kontakty nie tylko służbowe, ale i towarzyskie poza gmachem na Wiejskiej w Warszawie– napisał Ryszard Czarnecki 7 stycznia 2011 r.”[13].
4.Dokąd prowadzą te ślady?
To pytanie można by zadać w odniesieniu do faktów opisanych w dwóch poprzednich punktach. Można je też odnieść do wielu innych faktów podanych przez Bronisława Wildsteina, Leszka Misiaka, Grzegorza Wierzchołowskiego czy autora elektronicznej książki dotyczącej „katastrofy” smoleńskiej pt. „Czerwona strona księżyca” ukrywającego się pod pseudonimem FYN (Free Your Mind).
Przytoczmy tylko kilka wybranych faktów.
Na lotnisku nie było funkcjonariuszy BOR-u mających stanowić ochronę Prezydenta. Gdyby samolot wylądował Prezydent byłby bez ochrony[14].
Nie było pirotechnika i w związku z tym nie odbyło się rutynowe sprawdzenie miejsc, przez które miał przechodzić Prezydent. Gdyby samolot wylądował nie zapewniono by Prezydentowi podstawowych wymogów bezpieczeństwa[15].
Na lotnisku nie czekała kolumna aut. Gdyby samolot wylądował Prezydent i pozostałe osoby nie miałyby transportu[16].
Te wszystkie fakty podają L. Misiak i G. Wierzchołowski jako dowody, że był zamach, że wiedziano już, że samolot nie wyląduje tylko się rozbije. L. Misiak i G. Wierzchołowski nie sugerują kto jest sprawcą zamachu, ale czytelnik ich książki samo może się tego domyśleć. Wildstein sugeruje wprost, że za zamachem stoi „ekipa Putina” oraz „grupa z Polski związana z Rosja już wcześniej”. Wildstein sugeruje, że ta grupa z Polski to rosyjscy agenci.
Jeśli byśmy założyli, że zamachu dokonała „ekipa Putina” i dołożyli do tego jeszcze założenie, że odbyło się to przy współpracy z „ekipą Tuska”, że dokonywały tego, siłą rzeczy, służby specjalne obu krajów to musielibyśmy uznać, że wszyscy „zainteresowani” – ci, którzy planowali zamach, ci, którzy brali w nim udział i ci, którzy o nim wiedzieli byli kompletnymi, nieodpowiedzialnymi, bezmyślnymi kretynami. Dokonując czegoś o czym nikt nie miał się z założenia dowiedzieć jednocześnie podejmowaliby działania informujące wszem i wobec, że to był zamach.
Gdyby za zamachem stała „ekipa Putina” i „ekipa Tuska”, to wszystko byłoby zapięte na ostatni guzik – samochody byłyby podstawione, BOR-owcy czekali by na lotnisku, teren byłby pirotechnicznie sprawdzony i wszyscy dziwiliby się ostentacyjnie, że samolot się rozbił.
Ta układanka „trzyma się kupy” jeśli przyjmiemy, że ci, którzy dokonali zamachu chcieli pozostawić tropy prowadzące do „ekipy Putina” i „ekipy Tuska”, chcieli ich „wrobić”, zastawić na nich pułapkę.
FYN jest głęboko przekonany, że zamach na życie 96 osób, które zginęły w „katastrofie smoleńskiej” nie został dokonany w Smoleńsku, ale gdzieś indziej – albo w Warszawie albo gdzieś na terytorium Polski lub Rosji i że wcale nie musiał, być dokonany w taki sposób, że samolot upadł na ziemię (mogli zostać wymordowani na ziemi). FYN uważa, że zamachu dokonała „ekipa Putina”. Z jego jednak różnych hipotez (np. dokonania zabójstwa już w Warszawie) wynikałoby, że zakłada też możliwość udziału w zbrodni „ekipy Tuska”.
Jakie prezentuje dowody?
Podajmy tylko niektóre z nich: „Brak kokpitu Tupolewa. Brak odnalezienia w pobliżu rozbitego tupolewa rozrzuconych ponad dziewięćdziesięciu zwłok i w tym właśnie miejscu zidentyfikowanych przez świadków (kordon służb rosyjskich). Brak zdjęć (rzutu ogólnego i wybranych ujęć) zwłok koło rozbitego Tupolewa. Brak zdjęć bagażu rozrzuconego wokół rozbitego samolotu. Brak dowodu na wyciągnięcie z wraku lub znalezienie obok – bagażu z poświadczoną własnością któregoś z pasażerów. Brak szczątków stu dwudziestu metalowych foteli, ewentualnie z przymocowanym do fotela indywidualnym pasażerem. Ten brak zwłok i bagażu jest sprzeczny z całkowitym rozbiciem samolotu na drobne szczątki, nic przecież nie mogło pozostać wewnątrz. (…) Późne (odległe o wiele godzin) dawkowanie wiadomości o odnalezionych zwłokach (np. Prezydenta Kaczyńskiego). Czyżby nie znajdowały się na miejscu– i upływał czas dowiezienia? (…) Na fotografowanych szczątkach samolotu czasem kontrast mocno przytłumionego koloru czerwonego i fragmentów świeżej, ostrej czerwieni. Mocno odleżały wygląd niektórych części wraku”[17].
A oto inny zespół argumentów FYN-a: „Zarejestrowane materiały audio i wideo pokazują brak akcji ratowniczej i nieobecność członków jakichkolwiek służb ratowniczych na miejscu. Ubrani w strażackie uniformy ludzie poruszający się na pobojowisku tuż po katastrofie pojawiają się na jej rzekomym miejscu przed pojawieniem się jednostek straży pożarnej, i polewają wodą zimne elementy wraku. Jeden ze strażaków pali w miejscu, gdzie zgodnie z oficjalną wersją ma znajdować się kilkanaście ton paliwa lotniczego. Wniosek: na miejscu rzekomego zdarzenia nie ma paliwa lotniczego”[18].
O tym, że nie było widać zwłok i bagaży mówi również naoczny świadek, Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, który był na miejscu „katastrofy” po kilku minutach. Stwierdził też ze zdziwieniem, że absolutnie nie było czuć, śmierdzącego z natury, paliwa lotniczego, chociaż w bakach samolotu powinno być go przynajmniej 10 ton (ponad 10 tys. litrów)[19].
I znowu należy stwierdzić, że jeżeli przyjmiemy, że FYN ma rację, to należy też uznać, że ci, którzy dokonali zamachu i w Smoleńsku byli kompletnymi, nieodpowiedzialnymi, bezmyślnymi kretynami, że dokonując czegoś o czym nikt nie miał się z założenia dowiedzieć jednocześnie podejmowaliby działania informujące wszem i wobec, że to był zamach.
Gdyby scenariusz FYN-a realizowała sama „ekipa Putina” lub w porozumieniu z „ekipą Tuska” wszystko byłoby „jak trzeba” – pełno rozlanej benzyny, bagaże, fotele, ciała (ciała były tak zmasakrowane, że nikt, by nie rozpoznał, że są to inne ciała). Byłaby wzorowa „akcja ratownicza” itp., itd.
Jeżeli przyjmiemy wersję FYN-a to i tak należy założyć, że zbrodni dokonał ktoś kto specjalnie pozostawił różne tropy, by wrobić „ekipę Putina” i „ekipę Tuska”, wciągnąć je w pułapkę, zdobyć na nie haki.
Jest to fragment rozdziału XIV ksiazki "Masoneria polska 2012"
[1] Tamże, s. 16.
[2] Tamże.
[3] http://wpolityce.pl/wydarzenia/5136-msz-potwierdza-prl-owski-szpieg-tomasz-turowski-przygotowywal-wizyty-w-katyniu-7-kwietnia-i-10-kwietnia-2010-r
[5] L. Misiak, G. Wierzchołowski, Musieli zginać…, s. 121.
[6] C. Gmyz,Szpieg w Watykanie…, za: http://www.rp.pl/artykul/2,580731_Szpieg–jezuita-i-klamca.html?p=2
[7] L. Misiak, G. Wierzchołowski, Musieli zginać…, s. 122
[8] http://pl.wikipedia.org/wiki/Agencja_Wywiadu
[9] C. Gmyz,Szpieg w Watykanie…, za: http://www.rp.pl/artykul/2,580731_Szpieg–jezuita-i-klamca.html?p=2
[10] L. Misiak, G. Wierzchołowski, Kto się spowiadał u Turowskiego?, Gazeta Polska z listopada 2011, za: http://niezalezna.pl/18383-kto-sie-u-spowiadal-u-turowskiego
[11] Por. choćby: http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/457066,Ambasador-Tomasz-Turowski-klamca-lustracyjnym
[12]http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/597646,ambasador_turowski_oczyszczony_z_zarzutu_klamstwa_lustracyjnego.html
[13] L. Misiak, G. Wierzchołowski, Kto się spowiadał u Turowskiego?…, tamże; por.http://ryszardczarnecki.salon24.pl/265785,agent-tomasz-ciag-dalszy’ por. również: http://lubczasopismo.salon24.pl/aelita/post/260852,agent-sb-w-watykanie-po-imieniu-z-komorowskim
[14] L. Misiak, G. Wierzchołowski, Musieli zginać…,, s. 125.
[15] Tamże, s. 77.
[16]Tamże, s. 47-51.
[18] http://hekatonchejres.salon24.pl/395324,walking-on-the-moon
[19] L. Misiak, G. Wierzchołowski, Musieli zginać…, s. 88 i 90.
Doktor filozofii. Autor ponad 40 książek. Publicysta (ponad 1000 artykułów).