Bez kategorii
Like

KSIĄŻKI: Polski Kościół Narodowy

01/06/2012
721 Wyświetlenia
0 Komentarze
82 minut czytania
no-cover

Księgarnia „Polaka-Katolika“, Krak. Przedmieście 71.

WARSZAWA.

0


 KS. ST. MYSTKOWSKI




Nihil obstat Censor I. Kłopotowski die 26 Julii 1925 an.

 

IMPRIMATUR.

Varsaviae die 26 Julii 1925 anno.

Vicarius Generalis

Leopoldus Łyszkowski.

Notarius Al. Grabowski.

 

 

,.Veritatem facientes in charitate.

(Eph. 4. 15).

 

Z pośród licznych wrogów, zagrażających Kościołowi w Polsce Odrodzonej, najbardziej są niebezpiecznymi wysłannicy Kościoła Narodowego z Ameryki Północnej.

Inni „fałszywi prorocy", jak: anabaptyści, kwakrzy, badacze Pisma św., obłudni filantropi z pod sztandaru protestanckiej I. M. C. A., są obcy językiem i duchem naszemu ludowi, chwilowo pociągają pojedyncze jednostki, żądne „nowinek religijnych" i… zapomóg dolarowych.

Bojownicy zaś kościoła Narodowego dla swej przewrotnej akcji wykorzystają: w masach ludowych żywiołowy dziś pęd do fałszywej wolności, samowładzy i wszechwładzy nawet w dziedzinie religijnej, — w pewnych zaś kołach inteligencji narodowej, zwłaszcza młodszej, wyzyskują chorobliwy i przesadny patrjotyzm.

Gorliwymi mecenasami i ukrytymi poplecznikami tego ruchu odszczepieńczego są; socjaliści, protestanci i żydzi, którzy chcą wzniecić w Polsce pożar walk i sporów religijnych… i w mętnej wodzie ryby łowić.

Prasa katolicka nie powinna lekceważyć i pomijać milczeniem tej akcji antykatolickiej; szerzy ona bowiem coraz większe spustoszenie za pomocą odczytów i przewrotnych pism wśród szerokich mas naszego społeczeństwa, tak, niestety, mało uświadomionego pod względem religijnym.

Nie byłoby rzeczą wskazaną odpowiadać na poszczególne tezy i fałszywe założenia, na których opiera się kościół Narodowy, gdyż takowe są odwarzaniem starych elukubracji protestanckich. Niezbędnem jest jednak wystawiać na światło dzienne właściwą genezę tego ruchu, jego poziome pobudki, ukryte cele i przewrotne metody działania, aby społeczeństwu naszemu i rządowi ukazać nagi szkielet ideologji kościoła Narodowego.

Wszyscy fałszywi prorocy przedewszystkiem unikają i boją się, jak ptactwo nocne, słonecznych promieni prawdy.

Przyjrzyjmy się pokrótce genezie kościoła Narodowego, oraz tym niezdrowym stosunkom politycznym i kościelnym w Ameryce Północnej, które przyczyniły się do powstania i rozwoju tego ruchu rełigijno-narodowego, najniesłuszniej przypisującego sobie cechy katolickości i polskości.

 

I. Geneza Polskiego kościoła Narodowego w Ameryce Północnej.

J. E. Ks. Biskup Paweł Rhode, podczas swego pobytu w Polsce w r. 1921, taką wydał opinię o polskim kościele Narodowym do reportera tygodnika ludowego „Piasta" (wrzesień 1921 r.):

Polski kościół Narodowy Ameryki Północnej w swojej genezie, w swoich zaczątkach, nie miał w ogóle specyficznych znamion jakiejś idei większej, a już najmniej narodowej. Pokłócił się ksiądz z biskupem, zaczęła się walka i do tej walki przyczepiono nazwę narodowego ruchu. Możnaby to raczej nazwać dążeniem do niezależności od biskupów, a więc kościołem „niezależnym". To byłoby właściwe… Ruch ten, czysto, powiedziałbym, biznesowy czyli dochodowy dla jednostek, nie mający w sobie podkładu ideowego, jest obecnie w Ameryce w stagnacji".

Krótkie, dosadne i prawdziwe wyjaśnienie genezy kościoła Narodowego w Ameryce, chociaż nie zupełnie wyczerpujące. Najbliższą przyczyną tego ruchu rzeczywiście była zła wola, pycha i poziomy interes jego twórców, ale właściwemi i głębszemi przyczynami, które dały okazję do powstania tego ruchu antykatolickiego były:liberalizm i indyferentyzm religijny Konstytucji Stanów Zjednoczonych, brak ściślejszej organizacji kościelnej, nasze wady narodowe, wreszcie brak biskupów polskich w Ameryce.

 

1. Liberalizm Konstytucji. Brak nadzoru kościelnego.

W Ameryce Północnej, na mocy Konstytucjiz r. 1787, uchwalono rozdział Kościoła od państwa i tolerancje wszystkich wyznań; czyli że rząd żadnego wyznania nie uznaje za państwowe, żadnego nie popiera, ale wszystkim przyznaje jednakowe prawa, podobne, jak stowarzyszeniom i organizacjom świeckim.

Na mocy tej konstytucji, rząd Stanów Zjednoczonych nie uznaje katolików, jako jednolitej całości. Unika mieszania się w wewnętrzne, dogmatyczne i dyscyplinarne sprawy Kościoła. Urzędownie porozumiewa się tylko z oddzielnemi gminami kościelnemi, jako korporacjami, uznanemi przez państwo i nie daje Kościołowi żadnej innej opieki, prócz prawa przynależnego korporacjom; nie udziela również żadnej pomocy materjalnej duchowieństwu i instytucjom kościelnym.

Na takich podstawach, zaczerpniętych z protestantyzmu, rozwinęła się w Stanach Zjednoczonych nieznana gdzieindziej w stosunkach kościelnych organizacja trustów kościelnych (vestrymen i trusteer). Mianowicie zarządy (dozory) kościelne są tytularnymi właścicielami mienia danej parafji, a zarazem jej pełnomocnikami w sprawach zewnętrznych.

Praktyka wkrótce wykazała, jak wielkie krzywdy wyrządził Kościołowi ten wadliwy system praw rządowych Ameryki Północnej.

Już w r. 1789 zarząd kościelny w New-Yorku zagarnął w swe ręce władzę kościelną i przystąpił do mianowania oraz odwoływania na własną rękę duchownych. W r. 1801 na tle tegoż zarządzenia, wybuchła w Filadelfii schyzma; toż samo powtórzyło się w Baltimore 1803 r., w Norfolk 1815, w Buffalo 1847 i 1856 r., w St. Louis, Belleville. Oklahama i w wielu innych parafjach, powodując liczne odszczepieństwa w postaci kościołów niezależnych.

Na szczęście prawodawstwo nowsze pojedyńczych stanów, na skutek energicznych nalegań episkopatu, umożliwiło drogę wyjścia z tych fatalnych dla rozwoju Kościoła warunków.

Niektóre ze stanów ustanowiły obok norm ogólnoprawnych, obowiązujących wszystkie związki wyznaniowe, normy specjalne w stosunku do Kościoła. Zarządzenia te są niekonsekwencją wobec podziału Kościoła od państwa, dla katolików jednak były bardzo pożądane.

Np. w stanie New-Yorku do uprawomocnienia związku wyznaniowego katolickiego wystarcza zawiadomienie o jego powstaniu w gronie, złożonem z biskupa miejscowego, jego wikarjusza generalnego, proboszcza i 2 osób świeckich(Parisch Corporation).

Taki skład związku wyłączył częściowo dla Kościoła niebezpieczeństwo zaboru własności kościelnej przez dozór kościelny.

W innych stanach posiada moc prawną nawet t. zw. „Corporation Sole", t. j. jednostka, w danym razie biskup djecezjalny, może wziąć na siebie prawną za związek odpowiedzialność.

Wobec tego, obecnie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Półn. jest trojaki system zarządów dóbr kościelnych: pierwiastkowe trusty i obdarzone prawem posiadania, korporacyjne władanie według typu nowojorskiego oraz „Corporation Sole".

Kongregacja rzymska Soborowa w r. 1911 wypowiedziała się za formą władania, zastosowaną w stanie New-York, t. j. za „Parisch Corporation"-

W Stanach, w których nie wolno zakładać stowarzyszeń parafjalnych, do chwili modyfikacji ustaw, episkopat winien zakładać „Corporation Sole", powołując przytem do swojego boku Radę djecezjalną, tak, aby zarządzenia w sprawie majątku kościelnego i kasy zapadały za wiedzą i zgodą miejscowych parafjan.

Normy posiadania in fee simple, t. j. samemu bez rady, należy zupełnie zaniechać. (Zob. „Les Etats-Unis contemporains". C. Jannet. Paris. 1912 a.) Do modyfikacji prawa państwowego w sprawie rozporządzania majątkiem kościelnym, wiele przyczyniły się Synody prowincjonalne Ameryki Półn., odbywane w Baltimore w pierwszej połowie XIX w. Na nich wyraźnie określano, że w myśl prawa kanonicznego najwyższym zarządcą własności kościelnej jest Stolica św. i jej zastępcy w hierarchji kościelnej — biskupi i proboszczowie.

Przedstawiciele zaś parafjan, wchodzący w skład komitetów, czyli dozorów kościelnych, których na przedstawienie proboszcza zatwierdza biskup, mają tylko głos doradczy w sprawach własności kościelnej. Prawnie zaś rola ich ogranicza się do tego, ze przy końcu roku mają przejrzeć i sprawdzić księgi rachunkowe, które proboszcz przedstawia biskupowi.

Wszelki zaś udział komitetów w zarządzie kasą kościelną, a tembardziej w strzeżeniu i przechowywaniu u siebie pieniędzy parafjalnych, był, zgodnie z prawem ogołnem Kościoła, stanowczo wykluczony i zabroniony przez Synody baltimorskie.

Jednocześnie też synody te nakazywały duchowieństwu, żeby rachunki parafjalne w takim były zawsze porządku, iżby członkowie dozoru mogli, w razie potrzeby, lub podejrzenia, dowiedzieć się o każdym groszu, ofiarowanym przez parafjan na kościół.

(Zob. Vacant „Dictionaire de Theol. Cath.", Paris, 1900, zesz. 4).

Powyższe jednak przepisy synodalne nie zapobiegły skutecznie nieporządkom i nadużyciom w sprawach zarządu własnością kościelną.

Brak ściślejszej organizacji kościelnej w Stanach Zjednoczonych, które wówczas znajdowały się jeszcze w stanie misyjnym pod zarządem Propagandy; stąd płynący niedozor władz zwierzchnich i niekarność kleru — spowodowały poważne przeniewierstwa ze strony proboszczów w szafowaniu dochodami kościelnymi w niektórych parafjach. Wierni, czując się tu i owdzie pokrzywdzonymi, poczęli szemrać i narzekać na prawo kościelne i na duchowieństwo.

Znaleźli się wnet przewrotni agitatorzy, którzy, korzystając z tego niezadowolenia ludu, zaczęli domagać się, aby kasa parafjalna należała do komitetu, a księdzu wypłacać tylko pensję. Inni poszli dalej, zwłaszcza księża-apostaci, bo w prasie i na zebraniach parafjalnych żądali całkowitego przyznania ludowi własności majątków kościelnych; wmawiali w wiernych, iż biskupi ich krzywdzą, skoro za ich własne pieniądze nabyte i utrzymywane kościoły na swoje zapisali imię, nie dając im żadnego udziału w zarządzie kasą i w dysponowaniu dochodami parafialnymi. ,

Na tle tych nieporozumień pomiędzy dozorami kościelnemi a episkopatem, znowu oderwało się wiele parafji od biskupów, tworząc kościoły niezależne.

 

 

2. Polskie wady narodowe

W tym ruchu opozycyjnym względem episkopatu amerykańskiego przodowały parafje polskie.

Jedną z poważnych przyczyn tego smutnego zjawiska, była nasza natura polska, bogata co-prawda w piękne cechy, ale posiadająca również znaczne wady narodowe, które trapiły inteligencję polską i lud na emigracji w Ameryce.

Lud nasz przyniósł bezsprzecznie do Ameryki gorącą wiarę swych ojców i on to za swą krwawicę pobudował te setki wspaniałych świątyń polskich, szkół i ochron, które są chlubą imienia polskiego za

oceanem. Ale przyniósł jednocześnie ze sobą wszystkie znamionujące go dziś jeszcze wady i cechy narodowe: bierność, niezaradność, łatwowierność, a przytem skłonność niesłychaną do kłótni, pychy i niekarności.

W Ameryce wady te jeszcze bardziej rozwinęły się z powodu znacznej swobody i tolerancji Praw miejscowych, z braku kontroli opinji publicznej, jaka go krępowała w kraju rodzinnym, wreszcie z racji współżycia z dziesiątkami sekt religijnych. Tam, za oceanem, z jednej ostateczności chłop polski przerzucił się w drugą; ze zbytniej bierności i czołobitności, jaką odznaczał się w Europie, przerzucił się w Ameryce do wygórowanej arogancji i nadmiernej pychy, z trzymającego w ręku czapkę i drżącego przed panem, stał się tam księdzu nawet imponującym dygnitarzem i zwierzchnikiem kasy kościelnej. W chwilach zatargów i nieporozumień parafjalnych, wystarczyło kilku zręcznych agitatorów, aby setki i tysiące naszego ludu przemienić w szalejące i dzikie stworzenia, profanujące kościoły, katujące księży i służbę kościelną. Gdyby nie heroiczna wprost praca duszpasterska i oświatowa polskiego duchowieństwa w Ameryce, lud nasz z taką natiirą, pozostawiony samemu sobie, straciłby wiarę i język ojców i rozpłynąłby się w przeróżnych sektach amerykańskich.

Bezkrytyczną łatwowierność ludu polskiego i jego nieuświadomioną oraz powierzchowną pobożność wykorzystali z całą perfidją niegodni kapłani apostaci. Dość powiedzieć, że pewien kapłan apostata klevelandzki, aby oszukać i otumanić lud, potrzebował tylko wziąć Hostję konsekrowaną do jęki i, zwróciwszy się z płaczem do ludu, zawołać: „Patrzcie na tego Boga ukrytego! Gdybym ja był winny i schyzmatyk, za jakiego mię ogłasza biskup i księża katoliccy, gdyby słuszną była rzucona na mnie przez Ojca św. klątwa, to czyż ten Bóg sprawiedliwy nie skazałby mię wnet na śmierć? Czy pozwoliłby piastować się na ręku, nosić do chorych? Zapewne nie… A tymczasem widzicie mię

oto codziennie przy ołtarzu i Komimji św. Bo chociaż Papież mię potępił, ale Bóg jest ze mną!"

Wystarczył ten płytki i błuźnierczy sofizrnat, by całą parafję oszukać i od Kościoła oderwać.

Do demoralizacji naszego ludu w Ameryce i do obniżenia w nim poszanowania i należnej czci dla Kościoła i duchowieństwa przyczyniły się niemało niektóre tamtejsze koła inteligencji polskiej. Chromała ona również na swe specyficzne narodowe usterki: kłótliwą partyjność, powierzchowność przekonań i zasad religijnych oraz niezdrowy patriotyzm.

Niezgoda, bezcelowe walki, rozbicie na wrogie sobie part je i stronnictwa — oto. smutna karta historji naszej emigracji w Ameryce pomiędzy r. 1^86 i 1895.

Odczuwając potrzebę organizacji i łączności dla obrony ducha narodowego i katolickiego na emigracji, polonja amerykańska założyła w r. 1886 ,.Zjednoczenie" wszystkich księży i wybitniejszych działaczy społecznych. ’

Wkrótce jednak część inteligencji świeckiej i duchowieństwa oderwała się od ..Zjednoczenia" i utworzyła drugą organizację „Związek Narodowy Polski". Pozostali przy „Zjednoczeniu" kapłani zaczęli w zbyt ostry sposób potępiać i oburzać się w swym organie „Kropidle" na ,.związkowców‘i. Ci ostatni wprost błotem obelg obrzucali w swem piśmie „Zgoda" członków obozu przeciwnego, których w prasie nazywali „kropidlarzami“. Posypały się repliki i artykuły, pełne insynuacji i złośliwego dowcipu. Później ze „Związku" usunęli się wszyscy księża i powrócili do „Zjednoczenia", które stanęło na gruncie ściśle katolickim i dążyło przedewszystkiem do zachowania i utrwalenia w emigracji polskiej przywiązania do Kościoła i wiary św. Nosiło to stronnictwo cechy moralno-religijne; przyjmowało do swego grona tylko Polaków-katolików praktykujących. Każdy zjednoczony obowiązany był ustawami organizacji do spełniania praktyk religijnych. „Związek" z powodu barku w swe łonie kapłanów, przekształcił się na partję liberalno-radykalną, o podłożu wybitnie nacjonalistycznem; przyjmował do swego- zespołu masonów, żydów, heretyków i schyzmatyków, byleby uchodzili za narodowców-patrjotów.

Hasłem partji liberalnej było: „przez Rapperswyll do Polski"; hasłem obozu katolickiego ,.przez Kościół i Rzym do Polski’1 — czyli Bóg i Ojczyzna. (Zob. „Położenie i potrzeby Kościoła Katolickiego w Stanach Zjednocz. Ameryki Połn.", J. C., Kraków, 1896 r.)

Po ściślejszem skonsolidowaniu się i wyklarowaniu tych dwóch stronnictw, ustała dawna walka o drobne szczegóły7 i zaczęła się nowa, jeszcze groźniejsza — o zasady.

Przywódcy liberałno-narodowego „Związku", niechętni wszechwładnym wpływom duchowieństwa na lud, wystąpili w swojej prasie z wrogą akcją przeciwko katolickiemu „Zjednoczeniu". Używali tej samej broni, co na starym lądzie: kalumnii, oszczerstw, zarzutów zdrady narodowej, wstecznictwa, duchowej niewoli, klerykalizmu, ultramontanizmu. Tout comme chez nous. Ludowi zaś stawiali, jako najwyższy ideał i sprawdzian wartości etycznej czynów — interes narodowy.

Ta przewrotna kampanja antykatolicka, która zasypywała masy ludu polskiego w Ameryce tysiącami broszur i odezw, skierowanych głównie przeciw kapłanom, doprowadziła do smutnych rezultatów. Złowiony na wędkę patrjotycznych frazesów prostaczek, zaczynał wierzyć swym przodownikom, dawać posłuch ich oszczerstwom, posądzać ludzi przeciwnego obozu o niecne czyny i zamiary, tracić zaufanie i przywiązanie do duchowieństwa, do Papieża i Kościoła.

W takim zaś nastroju się znajdując, bezwiednie w wielu wypadkach schodził na drogę herezji i odszczepieństwa. Zbyt wiele posiadał wiary, aby s’e mógł stać bezwyznaniowym, jak przywódcy i dlatego, nie mając zaufania dla prawowitych kapłanów, wierzył wichrzycielom w kapłańskiej sutannie. A wierzył tem chętniej, że ci apostaci znajdowali poklask i uznanie u radykalnych menerow; a przytem występne swe życie, niesuburdynację i zuchwałość wobec władz kościelnych umieli maskować udaną dbałością o dobro ludu i gorącym patrjotyzmem; kary zaś kościelne potrafili zawsze przedstawić, jako tyranję nieznośną obcych i wrogich narodowi polskiemu władz katolicko-rzymskich. (Zob. „Przegląd Powszechny" r. 1897, nr. 161, str. 314).

 

3. Brak biskupów polskich w Ameryce Północnej.

Jednym z głównych powodów rozbicia naszej polonji amerykańskiej na wrogie obozy i powstania kościoła’ Narodowego, był brak naczelnych kierowników duchownych, którzyby cały rucłi narodowy i religijny Polaków na emigracji skupili i nadali mu jednolity katolicki kierunek. Nie było biskupów polskich.

Brak ten żywo odczuwali kapłani polscy w Ameryce w ostatnich dziesiątkach ubiegłego stulecia.

Posłuchajmy ich smutnych i pełnych serdecznego bólu wynurzeń w tej sprawie:

Potrzeba biskupa polskiego — insze profesor seminarjum polskiego w Detioit w r. 1896 — bo pozbawieni tego wodza skutecznej reformy żadną miarą przeprowadzić nie zdołamy. Skoro zaś w A-meryce będzie bodaj jeden biskup polski, wnet wnet wszystko innym zupełnie pójdzie torem: liczne obozy i partje polonji amerykańskiej podadzą sobie wtedy ręce,, znajdzie się natychmiast wzorowe duchowieństwo, podniesie się nasze seminarjum W) Detroit, upadnie i rozleci się schyzma, umilkną niecne pisma, uspokoją się wzburzone um)rsły ludu, ustaną spiski, i knowania warchołów po parafjach. Słowem cała polonja amerykańska zakwitnie i utracone odzyska stanowisko". (Położenie-i potrzeby Kościoła katolickiego w Stanach Zjednoczonych, dz. cyt., str. 174 i nast.)

Jeszcz w bardziej ciemnych barwach przedstawia stan Kościoła polskiego w Ameryce redaktor „Narodu polskiego" z Chicago w swej korespondencji do „Przeglądu Powszechnego" w r. 1902 (Nr. 219, str. 458):

Kto zna bliżej nasze stosunki, ten nie zaprzeczy temu, że my, Polacy, reprezentując tak olbrzymią liczbę (wówczas kolo 2 miljonów), nie mamy żadnego reprezentanta dla spraw kościelnych. Mają ich ajrysze (Irlandczycy). Niemcy, Francuzi, choć te ostatnie dwa naiiy są znacznie mniej liczni w Ameryce, ale nie mają ich Polacy. Nie znając ducha, ani języka, naszych zwyczajów, ani tradycji, nie mogą nas innej narodowości biskupi zrozumieć. A zachodzą nieraz po parafjach takie sprawy, których załatwianie przez biskupa obcego, zamiast pomodz, szkodzi sprawom Kościoła… Miejscami zabraniają ajryscy (irlandcy) lub niemieccy biskupi budować Polakom własnych kościołów, choc ci na takowe gotowi złożyć potrzebne fundusze. Nalegają, by Polacy chodzili do kościołów ajryskicli, a dzieci polskie do szkół rządowych amerykańskich, przez co przyczyniają się do amerykanizowania Polaków. Szczere przywiązanie do wiary ludu naszego, który groszem ofiarnym wzniósł przeszło trzysta kościołów i tyleż szkół i utrzymuje je, powinno zwrocie uwagę władzy kościelnej na nasze potrzeby i znaleźć uwzględnienie słusznych naszych życzeń. Wszelkie jednak dotychczasowi prośby Polaków, wysyłane do władz wyższych, żadnego nie odnoszą skutku. Nie dziw więc, że tu odpadłemu od wiary kapłanowi z łatwością przychodzi stworzyć kościół niezależny, narodowy. Te opłakane stosunki wydały takich Kozłowskich, Hodurow, Kamińskich i t. p. warchołów niezależnych… Jeżeli dotąd blisko 50 tys. Polaków odpadło od Kościoła, a nie więcej, to tylko tej okoliczności należy zawdzięczać, żo tak księża, jak i prasa katolicka stara się lud utrzymać w równowadze".

 

Usilne zabiegi Polaków o uzyskanie swojego biskupa w Ameryce, nie odniosły długo skutku.

Opierali się temu wszyscy niemal biskupi amerykańscy. Uważali formowanie djecezji polskich za naruszenie przynależnego im, jako ordynarjuszom, prawa i jurysdykcji. Na przeszkodzie też temu stały, niezgodne z zasadami prawa kościelnego żądania niektórych delegatów kleru polskiego, którzy udawali się w tej sprawie do Stolicy św.

Zbyt wiele może było utyskiwań i mesłysznych zarzutów, podnoszonych przeciwko episkopatowi amerykańskiemu ze strony Polaków.

 

Te rozgoryczenia i nieprzyjazne nastroje ludu polskiego względem wyższej hierarchji kościelnej w Ameryce, wyzyskali księża-apostaci dla swej akcji odszczepieńczej. Pozorowali ją wziiiosłemi hasłami obrony narodu polskiego od amerykanizacji, obrony mienia polskiego kościelnego przed zaborem obcych i wrogich polskości biskupów t. zw. ajryskich (irlandzkich). Rzucali na Stolicę św. niecne podejrzenia i oszczerstwa, że trzyma z silnymi i współdziała z akcją wynaradawiania Polaków. Wtórowali im — koła liberalno-narodowe.

 

Takich zaś polskich księży nieuczciwych dość dużo było! w Ameryce w ostatnich dziesiątkach ubiegłego wieku. ] to bodaj było największą klęską Kościoła polskiego, który nie posiadał seminaijów polskich, wzorowo prowadzonych, pod kierunkiem swoich biskupów.

Biskupi bowiem amerykańscy z powodu braku księży, dla obsługi setek parafji polskich, rosnących, jak grzyby po deszczu, przyjmowali do swych djecezji niekarnych, lub zasuspendowanyeh kapłanów, którzy emigrowali z Polski, by szukać wolności i złota w Ameryce.

Również alumni, wydalani za brak powołania z seminarjów w Polsce, wyświęcani tam byli nieopatrznie na kapłanów.

Tacy zaś kapłani bez powołania, lub niekarni, wykorzystali dla swych poziomych i samolubnych celów te liczne i tak niekorzystne warunki, w jakich znajdował się Kościół polski w Ameryce Północnej w końcu XIX wieku.

 

Rozdział 2.

Twórcy polskich Kościolow niezależnych. Hodur i jego nauka.

 

Pierwszą „niezależną" od biskupów amerykańskich parafję utworzył, w r. 1875 w najstarszej osadzie „Polonja" w sianie Wisconsin, ks. Frydrychowicz, który wraz z dozorem kościelnym ogłosił się właścicielem majątku kościelnego. Miała jednak ta scliyzma charakter miejscowy, zaściankowy. Więcej złego narobił w r. 1886 ks. D. Kolasiński w Detroit, w stanie Michigan. Nawrócił się on wprawdzie, ale już w r. 1894 zjawił się w Cleveland nowy apostoł „niezależności", ks. Franciszek Kołaszew-ski. W następnym rok,u zbuntował się w Buffalo ks. Klawiter, a w założonym przez niego zborze niezależnym rej wodził ex-organista, niby biskup, Kamiński. W tymże 1895 r. zapoczątkował ruch niezależny w Chicago ks. Antoni Kozłowski, a w r. 1895 uczynił to samo ks. Franciszek Hodur w Scranton w Pensylwanji.

 

Wytworzyły się w ten sposób trzy grupy. Pierwsza to stronnicy ks. Kozłowskiego. Nazwali się oni: „kościołem polsko-katolickim"; po za tem, że nie chcieli uznac nad sobą władzy amerykańskich biskupów, pragnęli nie odbiegać od zasad rzymskiego kościoła. Na Tirn swoim synodzie w r. 1904 uchwalili, że „że księża muszą byc hezżenni". W końcu tegoż roku, do nazwy swego kościoła ,.polsko-katolicki", przyjęli dodatek „narodowy", na wspólnem zgromadzeniu, na którem przemawiał za jednolitą nazwą: „kościół polski narodowy katolicki" ks. Hodur. Dodatek tej jednak „narodowy" utrzymał się później tylko przy sekcie Hodura.

Druga grupa, to stronnicy Stefana Kamińskiego z Buffalo nie byli oni liczni. 

Trzecia grupa, najruchliwsza i najliczniejsza, która w ostatnich czasach usiłuje zmonopolizować cały polski ruch schyzmatycki za oceanem i w Polsce, to są uwiedzeni przez Hodura, twórcę „polskiego kościoła Narodowego" („Boczniki katolickie". Kok 1922. Ks. W. Cieszyński, str. 325 i nast.)

 

Przybył on z Europy, gdzie był klerykiem w seminarjum krakowskiem; wydalono go stamtąd za nieposłuszeństwo i skłonność do wolnomyślnych nowinek. Marzył podobno zawsze o polskim niezależnym kościele, a znalazł do tego- sposobność w Ameryce. Przybywszy tu, zdołał uzyskać święcenie kapłańskie w r. 1893 z rąk biskupa irlandzkiego0‘Hara. Wkrótce był mianowany proboszczem w Nanticoke w Pensylwaiiji. W r. 1897 powstał spór między polską parafją w Scranton, a biskupem. Na wezwanie parafjan, przybył do Scranton ks. Hodur, który w tym czasie zasuspendowany był przez ordynarjusza swego za niekarnośc i wichrzycielstwo. Objął samowolnie parafję, ogłosił ją za niezależną od biskupa i tak założył pierwszą gminę „polskiego kościoła Narodowego". Jako rzekomy powód wystąpienia z Kościoła katolickiego i utworzenia narodowego, podawał obronę ludu polskiego przed amerykanizacją, oraz obronę mienia kościelnego parafji polskich przed zaborem episkopatu amerykańskiego. Zaraz po zerwaniu z Kościołem, o-głosił swoje Credo: 1) własność kościelna powinna pozostać w ręku tych, którzy kościoły budują i utrzymują, 2) wierni powinni mieć kontrolę nad majątkiem parafji, 3) Sakramenty powinny być udzielane darmo, 4) po powrocie z Rzymu w r. 1899, dodał nowy punkt, że wszystkie obrzędy i modlitwy mają się odprawiać w języku polskim. W r. 1900. d. 25 grudnia odprawił pierwszą Mszę św. po polsku. W r. 1904 zwołał pierwszy synod do Scranton, na którym wybrano go biskupem. Sakrę biskupią otrzymał od starokatolickiego biskupa Villata. Nazwał Hodur swe odszczepieństwo j.polskiin narodowym kościołem katolickim". Ale sędzia amerykański nie chciał mu wydać „charter", t. j. dokumentu, uznającego jego wyznanie za religję przez państwo dozwoloną, póki nie zmieni nazwy odszczepieństwa.

Kościół katolicki — mówił sędzia — nie jest narodowym, tylko powszechnym, więc gminy swojej nie możesz pan nazywać „polskim narodowym kościołem katolickim".

Nie ustąpił urzędnik, póki Hodur nie zgłosił nowej nazwy: „.Reformed national Połisch church", t. j. „reformowany polski kościół narodowy" („Gazeta kościelna". Lwów, 1 wrzesień 1922 r., str. 384).

 

Po zdobyciu sakry biskupiej i zalegalizowaniu sekty, zaczął wprowadzać różne zmiany w swojej nauce na modłę protestanckiej herezji. Na 25-letni jubileusz założenia swego kościoła, wydał katechizm, który wszystkie te jego innowacje w wierze zestawia. Z niego dowiadujemy się, że polski kościół narodowy nie uznaje Papieża za głowę Kościoła, jedynem źródłem wiary dla niego jest Pismo św., przekręca naukę o Mszy św., spowiedzi i Komunji św., na wzór protestantów. Sakramentów przyjmuje siedem, ale chrzest i bierzmowanie uznaje jako jeden Sakrament, wprowadza nowy, ósmy Sakrament — słuchanie słowa Bożego; odrzuca wiarę w kary wieczne i szatana, gdyż, powiada, byłoby to zaprzeczeniem mądrości potęgi i sprawiedliwości Bożej. (Polski kościół Narodowy. Ks. Kwiatkowski. Poznań, 1923, str. 32).

 

Władzę prawodawczą w jego kościele stanowi synod, składający się z przedstawicieli duchowieństwa i świeckich wszystkich parafji narodowych. Synod tłomaczy autorytatywnie zasady wiary i moralności i wybiera biskupa. („Straż", 29.ITI r. b.) Wreszcie na IV synodzie dn. 10 sierpnia 1921 r., Hodiir, wraz ze swymi księżmi i delegatami parafjan, znosi prawo celibatu i. wprowadza spowiedź publiczną (powszechną) zamiast usznej. „Prawo to (celibatu) — głosi ten synod — narzucone zachodniemu Kościołowi obrządku łacińskiego, nie może obowiązywać członków kościoła Narodowego, który zerwał z Rzymem i stanowi swoje własne prawo i dyscyplinę kościelną. Celibat znosi się, jako prawo. W praktyce jednak zniesienie bezzeństwa księży ma być przeprowadzone na podstawie decyzji poszczególnych parafji, z których nie wszystkie jeszcze są do tej reformy przygotowane… Uchwała ta przyczyni się niewątpliwie do wzmocnienia Narodowego kościoła i do przyjęcia się jego idei w Polsce". („Straż“, 20.VIII, 1921 r.)

 

3. Rozłam w sekcie Hodura

Program Hodura żywo przypomina naukę Sekt protestanckich. Postanowienie zaś IV synodu o małżeństwie księży, ujawnia główną pobudkę, dla której oderwali się od Kościoła katolickiego ci „niezależni księża", oraz wyraźnie wskazuje, jak poziomych przynęt używają hodurowcy dla werbowania w swe szeregi nowych zwolenników z pośród kleru w Polsce, To też, jak zobaczymy później, same męty moralne do nich odchodzą z łona Kościoła katolickiego.

Zawiódł się srodze Hodur, sądząc, że te jego innowacje w wierze i zniesienie celibatu, „przyczynią się do wzmocnienia Narodowego kościoła w Ameryce". Nietylko bowiem to nowe jego Credo protestanckie nie zjednało mu no wy (ii zwolenników, ale owszem, wywołało ostry sprzeciw ze strony jego wiernych i spowodowało rozłam w łonie tej sekty, a raczej herezji. Lud polski, uwiedziony przez księży ,,niezależnvch", pomimo zerwania łączności że Stolicą św., zachował nadał gorącą miłośc i przywiązanie do zasad i obrzędów Kościoła katoł. i cenił zawsze bezżennośc kapłanów. To też kapłani-apostaci, a pomiędzy nimi i Hodur, tworząc „kościoły niezależne", zachowali na żądanie ludu wszystkie zasady wiary i liturgję Kościoła, za wyjątkiem języka łacińskiego. Gdy jednak po wojnie wszechświatowej Hodur wprowadził innowacje w nauce swej sekty i zniósł celibat, wtedy wiele parafji oderwało się od niego, tworząc nowe „niezależne" kościoły.

Oto ich motywy zerwania z Hodurem: "Po założeniu kościoła Narodowego, zdawało się nam że nastało odrodzenie religijne wśród nas, Polaków w Ameryce. Trwało to jednak bardzo krotko, bo jak wiadomo, w komitetach kościelnych Hodura są ludzie byzneiści, a więc nie o kościół im chodzi, ale o swoje przedsiębiorstwo… Kościół narodowy idzie teraz za przykładem protestanckich kościołów. Gdy parafjanie o tem się dowiedzieli, wszyscy, zwłaszcza kobiety, zaczęły przeklinać kościół Narodowy i ks. biskupa Hodura, a zwłaszcza ks. Kłosa, że oszukali ludzi. Nauczali przedtem, iż kościół Narodowy ma takie same zasady, jak i Kościół Rzymski. Więc z tego wszystkiego powstał u nas nowy kościół polsko-katolicki pod wezwaniem Najsłodszego Serca Pana Jezusa. Kupiono budynek za 4 tysiące dolarów, który poświęcił 4 lipca 1921 r. ks. biskup Roman Slofinski z Manchester X. II. W innych parafjach również są nieporozumienia między nimi; nie chcą reformy Hodura; na kościoły i utrzymanie księży nie dają… Zamiast dlzisiaj dopomagać odrodzonej Ojczyźnie, Polsce, to my wprowadzamy nienawiść brata przeciw bratu. Ks. Hodur pisze w „Straży", że czwarty synod zwołany jest z woli Boga Żeby ten Bóg zjawił się, a przyjrzał się, jakie kłamstwa i obłudę sieją pomiędzy ludem Chrystusowym ci samozwańczy opiekunowie w Ameryce, to z pewnością wziąłby bat w swe ręce Najświętsze i wypędziłby ich ze swej świątyni… Nie w. kościele migawkowe obrazy pokazywać, nie w kościele pończochy sprzedawać i akcje różnego rodzaju, na to są inne miejsca, a kościół pozostawcie dla modlitwy… Te reformy przyniosą tyle korzyści, co sowiety w bolszewickiej Rosji". (Korespondencja z Ameryki W. Suchockiego, 1k wyznawcy poi. kościoła Naród, z Westfield, Mass.: ,.KuVjer Polski" z dn. 20.YTI, 1921 r., Warszawa).

 

Powyższą dosadną krytykę reform i całej akcji Hodura, uzupełnia niejaki Jozef Flotyński, który wystąpienie swe z kościoła Narodowego w następujacv sposób usprawiedliwia w swej odezwie z dnia 15.IX 1921 r.:

Biskup Kozłowski przed 25 laty założył kościół katolicki polski „niezależny" od Rzymu. Następcy jego rzekomi, reformując go dziś, przepisy i prawa kościoła katolickiego svstematvcznie wyrzucają, a swe pomysły wprowadzają. Odwołując się do patrjotyzmu. wyrzucili łacinę i przetłomaczyłi Mszał na polski język; ale powinni bvli przetłomaczyc go słowo w słowo, by zachować łączność z Kościołem katolickim. Dziś pokazano ludowi niby mszał polski, katolicki; a jakiż on jest?-Wyrzucono z niego Msze św. o śś. Pańskich, do Apostołów, święto N. M. P. rożnych tytułów, do serca P. Jezusa, do Przemienienia Pańskiego i wiele innych. Zaledwie na niedziele zostawiono i to jeszcze z przeróbkami. i taki ogryziony szkielet położono na ołtarzu przed ludem i głosi się temu ludowi, że to wszystko jedno, co w Kościele katolickim, tylko przetlomaczone na polski… W Ameryce wolno każdemu zakładać kościoły i modlić się, jak się komu podoba. Lecz lud okłamywać, że to ten sam Kościół katolicki, z którego się wszystkq powyrzucało bez wiedzy ludu, to zbrodnia, dokonana na* naszym chłopie w Ameryce, wołająca o pomstę do Boga, używac Ewangelji do swych niecnych zamiarów pychy i zarozumiałości".

 

Oprócz zmagań ze swymi własnymi „odszczepieńcami", Hodur prowadzi walkę z innymi polskimi kościołami „niezależnymi" w Ameryce, które u siłuje per fas et ne fas zjednoczyć pod swój sztandar. Opierają się jednak temu bardzo zawzięcie, zwłaszcza wyznawcy „polsko-katolickiego" kościoła, którym kierują obecnie ks. Zielonka i ks. Pawłowski. Posiadam w- ręku bardzo ciekawe wia-don^ości o stosunku Hodura do tego kościoła, zaczerpnięte z listów ks. Pawłowskiego, pisanych do jednego z księży ex-marjawitów w Polsce, który o-becnie powrócił już na łono Kościoła katolickiego. Oto niektóre ustępy z tych listów, charakteryzujące akcję Hodura względem innych sekt polskich:

"Ks. Hodur pozuje w Ameryce na jedynego polskiego reformatora i chce wmówić we wszystkich, że on, Hodur, jest polskim Mojżeszem, Apostołem Pawlem, Wilklefem, Husem i Lutrem w jednej osobie. Wychodząc z powyższego założenia, ks. Hodur uważa i traktuje każdego polskiego księdza, niezależnego od Rzymu. któryby nie uznał jego „polskim Papieżem", jako wroga i zdrajcę. Natomiast przyjmuje on byłych księży protestanckich, a nawet księży, którzy siedzieli w1 tutejszych więzieniach za różne sprawki, zmienia ich nazwiska i posyła na swoje parafje. Zarzut ten gotów jestem udowodnić dokumentami i jeżeli ten bandyta religijny będzie w dalszym ciągu zwalczał nasz polski Kościół katolicki, to postaram się opublikować ..działalność" jego w Ameryce i rozesłać do wszystkich pism polskich w starym kraju. Donoszę również, że jest tam obecnie w Polsce niejaki X. Bończak, którego ks. Zielonko zdemaskował i z tego powodu musiał uciekać do Polski". (Poliscli Catholic church in America, Rev. J. Pawłowski, New-York, 30 East Street, dn. 26.111, 1923 r.)

 

 

3. Stagnacja polsk. kościoła naród, w Ameryce.

Akcja odszczepieńcza Hodura i innych księży apostatów wyrządziła bardzo wiele krzywd Kościołowi polskiemu w Ameryce północnej. Zniesławiła imię Polski za oceanem i zaprzepaściła w bagnie indeferentyzmu i warcholstwa religijnego około 30 tysięcy polskiego ludu.

Kościół Hodura w r. 1905 liczył 29 parafji z 29 księżmi i 15,470 parafianami. W r. 1916 było już 34 parafje, 45 księży i 28,245 parafjan. W 1921 r. wprawdzie liczba dusz zmniejszyła się do 20,145, ale powiększyła się liczba księży do 50. („Roczniki Kaldickie". dz. cyt., str. 321).

Obecnie najwięcej złego wyrządzają hodurowcy Kościołowi przez swe przewrotne czasopisma, np.: „Ptraż", w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy rozrzucane pomiędzy ludem, a w których błotem oszczerstw i paszkwili obrzucają Stolicę św. i duchowieństwo katolickie.

 

Pomimo krzywd, odszczepieństwa te oddały Kościołowi polskiemu w Ameryce pewne usługi. Przedewszystkiem uwolniło kler i społeczeństwo katolickie od szumowin i fusow, które zanieczyszczały organizm Kościoła polskiego. Zmusiły poniekąd ogół katolików i duchowieństwo polskie do zaprzestania sporów i waśni, a natomiast pobudziły do skonsolidowania całej akcji katolicko-nnvodfowe3 na emigracji w karny i jednolity zespół. Wreszcie otworzyły oczy wyższym władzin kościelnym na smutny stan i na potrzeb3r Kościoła polskiego w Ameryce.

W r. 1895, Polacy na kongresie w Buffalo domagali się sekretarza polskiego przy nuncjaturze apostolskiej w Waszyngtonie, a na II kongresie 1901 r., także w Buffalo biskupa. Prośbę ponowili i na III kongresie w Pittsburgu 1904 r. i rzeczywiście, za poparciem arcybiskupa Jamesa Quigley‘a, 22 maja 1908 r. mianowano ks. Pawła Rhodego biskupem w Green Bay, AATis., zaś za wstawieniem się arcyb. Messmer‘a, mianowano ks. Edwarda Kozłowskiego sufraganem, który jednak po kilku latach umarł. (Dzien. Zjedn., Chicago, nr. 128 i liast.)

 

Rozumie się, że w stosunku do olbrzymiej rzeszy katolików Polaków, jeden biskup polski nie wystarcza. Na ogólną liczbę 93 biskupów, 15 arcybiskupów i 2 kardynałów, sami Niemcy mają 14 biskupów i 3 arcybiskupów, choć parafji maja, pra-wiei o połowę mniej, niż Polacy (762 polskich, 420 niemieckich).

(Zob. Roczniki Katolickie V.^Cieszyński, dz. cyt., str. 317 i następ.)

 

Pomimo to, dzięki silnie zorganizowanej akcji duchowieństwa polskiego, na czele z energicznym i pełnym apostolskiego ducha biskupem Rhodem, niebezpieczeństwo dalszego szerzenia się schyzmy polskiej w Ameryce zostało narazie zażegnane.

Polskie kościoły niezależne powstały i rozwinęły się, jako chorobliwe narośle, z powodu niezdrowych warunków kościelno-politycznych i narodowych, w jakich znajdował się kościół polski w Ameryce. Po częściowem uzdrowieniu i uregulowaniu tych stosunków, chorobliwe objawy i narośle usunięte, a przynajmniej umiejscowione zostały.

Ale niestety, polski kościół Narodowy, straciwszy wpływ i swą siłę destrukcyjną na uzdrowionym organizmie polskim av Ameryce, przerzucił swe chorobotwórcze bakcyle na wyniszczony po wojnie i schorzały moralnie organizm Polski Odrodzonej.

 

 

Rozdział III.

Akcja kościoła Narodowego w Polsce


1. Metody działania. Sojusznicy hodurowców.

Z pośród prowodyrów akcji odszczepieńczej w Ameryce północnej, jak widzieliśmy, najwięk-szem powodzeniem cieszył się Hodur. Posiada on niewątpliwie duży talent organizacyjny i znaczną wytrwałość w pracy, godną lepszej «prawy. Po doznanym zawodzie w Ameryce, skierował swoje aspiracje reformatorskie w stronę „starego kraju". Postanowił nawrócić Polskę rzymsko-katolicką na swoją schizmę „polsko-narodową". Już w czasie wojny wszechświatowej zbierał gorliwie Składki w swych parafjach na „fundusz misyjny" w Polsce. (_idy już zgromadził znaczny zapas dolarów, wtedy wysłał dwóch swych „misjonarzy": ks. Ławnickiego i ks. Krupskiego do Polski z poleceniem, aby ją wyzwolili „z pod jarzma zabobonów i przesądów papiesko-jezuickich" Ks. Krupski, osiadłszy już w r. 1920 w Krakowie, kierował agitacją na całą Polskę.

 

Później zastąpił go w tem kierownictwie ks. Bończak. Dnia 18 sierpnia 1921 r. wręczyli podanie Ministerstwu Wyznań Relig. i Oświeć. Publicz. w Warszawie o prawne uznanie swego kościoła przez rząd polski, jako legalnego stowarzyszenia religijnego. Podanie to podpisali: ks. dr. A. Ptaszek z Zabierzowa pod Krakowem i pewna grupa osób, życzących sobie kościoła narodowego w Krakowie, Jaćmierzu (w Małopolsce pod Sanokiem) i Mstyczowie (Kieleckie).). („Straż", 22.YIII 1921 i\, Xr. 38).

Delegaci hodurowscy po złożeniu podania u rząclu, „udali się do posłów z prośbą o poparcie w Sejmie ich sprawy. Wszystkie sfery lewicowe i postępowe zgromadziły się zwartym szeregi ciii przy delegatach, gotowe do walki na śmierć i życie. Wśród posłów był Stapiński, Putek, był Czapiński i przedstawiciele Wyzwolenia". („Straż“, Xr. 27, 1921 r.)

 

Gdy w rządzie zwlekano z załatwieniem tej sprawy, posłowie: Putek, Stapiński i komunista Dąbal wnieśli 4 października 1921 r. interpelację,, dlaczego Ministerstwo W. R. i O. P. zwleka z udzieleniem legalizacji kościoła narodowego. Zaś dnia 15 listopada tegoż roku oświadczył Stapiński w Sejmie: „Dopóki Rzym rządzi sumieniem polskiem, dopóty Polska jest tylko pozornie niezawisła… I dlatego ja, jako Polak, nielylko się nie wstydzę, ale mówię z durną, że pragnę, aby naród polski miał swój kościół, niezależny od Rzymu (zob. „Robotnik" z 31 marca 1922 r.)

 

Ministerstwo W. R. i O. P. reskryptem z dn. 30 stycznia 1923 r. Nr. 486 dało następującą odpowiedź na podanie hodurowców w sprawie legalizacji ich sekty w Krakowie: „Stosownie do postanowienia art. 116 w związku z art. 115 Konstytucji, do uznania nowego związku religijnego niezbędnem jest upoważnienie rządu przez władzę ustawodawczą w drodze ustalenia ustawy ramowej, określającej warunki, pod ktoremi rząd będzie władny rozstrzygnąć o uznaniu nowego związku religijnego. Projekt takiej ustawy ramowej będzie wniesiony w najbliższym czasie do Sejmu. Zanim władza ustawodawcza tej sprawy nie zadecyduje, Ministerstwo W. R. i O. P. nie jest upoważnionem do udzielania pozwolenia na założenie i ukonstytuowanie się gminy „polskiego narodowego kościoła" w Krakowie". Przytem zauważyło Ministerstwo, że aż do uzyskania państwowego uznania, przysługuje wyznawcom kościoła narodowego na terenie Małopolski jedynie prawo odprawiania nabożeństw domowych po myśli obowiązującego na tym terenie art. 16 ustawy austrjackiej z dn. 21.XII 1867 r. Nr. 192. („Straż", Nr. 6).t

W celu pozyskania sobie rządu i kół narodowych, hodurowcy w swych odezwach i odczytach uderzają w bębenek patrjotyzmu i lojalności dla rządu. Niezmiernie charakterystyczny jest ich apel do rządu z dn. 10.X 1921 r. Cytują w nim następujące wyjątki ze swego „kościelno-narodowego" Mszału i modlitewnika (prefacja): „Prawdziwie godną i sprawiedliwą, słuszną i zbawienną jest rzeczą, abyśmy Tobie zawsze i wszędzie dzięki czynili. Panie, Święty Ojcze Wszechmocny, wieczny Boże, który w mądrości swej nieskończonej w pochodzie czasu wywiodłeś z prabytu naród nasz Polski i świetny mu cel wyznaczyłeś, aby był ostoją wiary, przykładem chrześcijańskiego męstwa i przystanią dla wszystkich prześladowanych ludów świata, bądzze nam dzisiaj wychwalony itp. (Mszał P. N. K. w Ameryce, r. 1921). Strofka suplikacji: „Abyśmy wytrwali w walce z wrogami ludu polskiego… Wysłuchaj nas. Panie! (Modlitewnik P. N. K.)

Hodurowcy bardzo wiele liczyli na b. gabinet p. Sikorskiego, że ich sektę zalegalizuje. To też apostata, ks. Huszno w „Polsce Odrodzonej" Nr. 4, w swych„Refleksjach nad expose p. Sikorskiego w sprawie tolerancji religijnej", zachwyca się szerokością poglądów b. premjera i szlachetnością jego zamierzeń względem mniejszości wyznaniowych i językowych: „Duch wolnej Sarmacji, duch Ostrorogów, Rejów, Modrzewskich, Stasziców, przemówił przez usta prezesa ministrów… Drżyjcie gady, węże, padalce, sępy i nietoperze… Z opinją p. prezesa ministrów zgadza sie cały naród polski i kler polski, nie rzymski, ale polski… Tylko kościół demokratyczny może wychować szczerych republikanów i praworządnych obywateli… Kościół Narodowy, demokratyczny, to interes państwa".

 

W stosunku zaś do szerokich mas ludowych, zwłaszcza nastrojonych lewicowo, agitatorzy Hodura z całą perfidją rozdmuchują uprzedzenia i nienawiść względem warstw inteligentnych i Kościoła. Zohydzają w swych odczytach i pismach dzieje Polski przedrozbiorowej, „szlachecko-kleryalnej", apoteozują okres walk roznowierczych i dyssydenckich w Polsce, papiestwo i kler katolicki przedstawiają, jako sprawców upadku Polski i największych wrogów ludu polskiego.

 

Organ hodurowców „Polaka Odrodzona", przepełniony jest po brzegi taką masą oszczerstw, insynuacji i plugawych obelg na Stolicę św., na Kościół i kler katolicki, iż nawet nasza bardzo liberalna cenzura państwowa zmuszona jest wiele lego brudu literackiego z tego pisma usuwać (zobacz artykuł „Szkoła zabobonu" Xr. 12, ^Fałszywy klejnot” Nr. 14). Wartykule p. t. „Truciciele tlucha“ (Polska Odrodź. Nr. 4), ks. Huszno składa winę na duchowieństwo i na etykę katolicką za zabójstwo ś. p. prezydenta Narutowicza.

 

Wreszcie organ ten zaciekle zwalcza prymat i nieomylność Papieży, uważa ich za głównych sprawców wojen i wszelkich nieszczęść, jakie całą ludzkość trapiły po Narodzeniu Chrystusa Pana.

A nawet ostatnią wojnę europejską przypisuje polityce i złej woli Piusa X („Polska Odrodzona" Nr. 4, Nr. 12).

W swych adresach do władzy państwowej i w odezwach do ludu, grożą hodurowcy, że w razie nieuznania ich sekty, „źle będzie", że „zemsta będzie straszna, że „lud wystawi szubienice, aby powywieszać łajdaków rzymskich".

Sami zaś siebie przedstawiają, jako wysłanników Bożych, instytucję zaś swoją schyzmatycką jako szczególne dzieło Opatrzności Bożej, która Polsce „ludowej" zsyła kościół „demokratyczny“. „Kościół polski narodowy jesi to instytucja religijna, powołana do bytu pivcz Opatrzność Bożą, aby lud nasz polski przyprowadzić do źrodla prawdziwej nauki Chrystusowej… Kościół ten w obecnem położeniu jest Polsce niezbędnie potrzebny, nietylko ze względów religijnych, ale także społecznych i politycznych. P .’^ka ludowa ma iśc w przyszłości po linji demokratycznej, to znaczy w Polsce republikańskiej źródłem i jedynym twórcą, praw ma być polski lud. W tym kierunku powinien i musi iść jego kościół, który będzie ściśle demokratyczny" („Polska Odrodzona 14 z dnia 1 lipca r. b. Nr. 21).

 

Wreszcie w odezwach swych na „Zjazd wyznawców i sympatyków kościoła Narodowego" do Krakowa na marzec r. b. jeszcze wyraźniej hodurowcy kokietują lewicowe stronnictwa ludowe, nawet bezwyznaniowe.

Jak wykazały ostatnie wybory do Sejmu i Senatu, zwyciężyło w Polsce dążenie ludu do samodzielności, do kompletnej niezależności od tych, którzy przez tysiąc łat przeszło ciążyli nad chłopem, robotnikiem i każdym chudopachołkiem, wysysając krew życia z przygniecionego organizmu. Ozy między tymi miljonami, zrywającymi pęta duchowej, politycznej i społecznej niewoli, wszyscy są bezwyznaniowcy, bezrełigijni, bez księży? Bynajmniej! Są między nimi tysiące szlachetnych ludzi… Czy nie byłoby dobrze dla Polski, gdyby te niezadowolone religijne i społeczne masy… tworzyły stopniowo wspaniałą nowożytną kulturę narodową, jak to uczyniły narody, posiadające wyznania o rodzimym podkładzie: angielski, amerykański, niemiecki i t. d. To może uczynić polski kościół narodowy z Ameryki północnej".

Miejmy nadzieję, że „misjonarze4* hodurowcy z Ameryki nawrócą wkrótce naszą Polską par-tję socjalistyczną wraz z Wyzwoleniem i stworzą nowy kościół „ludowo-demokratyczny".

To też wyznawcy Marksa wszelkich sił używają, by poprzeć i ułatwić swym przyszłym ojcom duchownym „misje" w Polsce. Wynajmują im gościnnie swe lokaie na odczyty i wiece, na których zwykle sami prezydują, zagajają posiedzenia i konkludują, wszelkich zaś oponentów z właściwą sobie energją pozbawiają głosu lub z sali usuwają.

Gorliwych też mecenasów posiada polski kościół narodowy w „Polakach" mojżeszowego wyznania. Bardzo licznie uczęszczają oni na prelekcje ,.nowych proroków z Ameryki i w braku lokali pepesowskich, oddają im chętnie do dyspozycji swoje karczmy, jak np. żyd Wischnitzer w Krakowie, który „potrzebuje" tym ruchem narodowym bardzo się interesować. (Zob. Kronika djec. Kujawsko-Kaliskiej r. b. Nr. 6, str; 225).

Wreszcie w ostatnich miesiącach r. b. zdobyli hodurowcy znacznego sojusznika w postaci Marjawityzmu polskiego. Ta pokrewna im duchem sekta, nadszarpnąwszy swą opinję przez skandaliczne „małżeństwa mistyczne", szuka obecnie moralnego i materjalnego oparcia u bogatych w zapał i w dolary „proroków" z za oceanu. Ci 0statni zaś pożądliwem okiem zerkają na opustoszałe świątynie marjawickie, zwłaszcza w Warszawie, które chcieliby chętnie nabyć dla swych przyszłych nabożeństw „narodowych". O ugodzie, jaką zawarli pomiędzy sobą marjawici i hodurowcy, dowiadujemy się z dziełka p. t. „Starokatolicki kościół Marjawicki" (Płock, 1923 r., drukarnia arcybiskupa Marjawitów). Czytamy w nim na pierwszej stronicy, co następuje: „Starokatolicki kościół Marjawitów w Polsce jest zjednoczony ze starokatolickimi kościołami Holandji, Niemiec, Austrji, Szwajcarji i z Polskim Narodowym kościołem Ameryki Północnej, na zasadach Unji Utrechckiej z r. 1889, według której każdy z należących do Unji Kościołów rządzi się autonomicznie". Jednakże ta unja nie jest zbyt ścisłą, ani przyjaźń szczera, gdyż marjawici widocznie zbyt się targują; a ponadto nie chcą ustąpić ze swych ortodoksyjnych poglądów religijnych i z zasad życia „ściśle klasztornego".

Postępowi zaś hodurowcy te poglądy i zasady marjawickie uważają za zbyt krępujące i przestarzałe:

Do wszystkich szczerych wysiłków i prób podniesienia duchowego człowieka odnosi się kościół narodowy z braterską życzliwością, a więc i do Marjawitów. Forma jednak tego kościoła, klasztorna, nie odpowiada potrzebom obecnej chwili, ujęcie kwestji religijnej zbyt jednostronne, — to wszystko nie pozwala rozwinąć się temu kościołowi do szerszych rozmiarów" („Polska Odrodzona", 1 lipiec 1923 r., Nr. 21)

 

2. Duchowni prowodyrzy kościoła Narodowego w Polsce.

Akcję „misyjną" kościoła narodowego w Polsce prowadzą księża zbuntowani i moralnie uparł li, których władza duchowna zmuszona była obłożyć karami kościelnemi. Są to: Huszno, Ptaszek, Grzyś, Tomaszkiewicz i kilku innych. Oto krótkie curiculum vitae niektórych z tych duchownych adeptów Hodura.

 

Ks. Andrzej Huszno, jako młody wikarjusz, za niemoralne prowadzenie się upomniany był kilkakrotnie przez władzę djecezjalną kielecką. Gdy upomnienia ojcowskie nie skutkowały, biskup zagroził niepoprawnemu wikaremu surowszą karą kościelna. Wtedy Huszno, rozżalony na „nielitościwą władzę", samowolnie udaje się do Krakowa i tam wchodzi w porozumienie z lewicowemi „towarzyszami", którzy zwykłe z otwartemi rękoma przyjmują apostatów duchownych. Uczęszcza jakiś czas na uniwersytet w Krakowie i publikuje broszurę p. t.: „Syn człowieczy" w duchu modernistycznym. Biskup kielecki nakazał mu usunąć tę książkę z obiegu i błędy odwołać. Uparł się dumny wikarjusz, za co został suspendowany. W tym czasie w Mstyczowie, w tejże djecezji Kieleckiej, parafjanie obrazili ciężko swego proboszcza i nie chcieli go przeprosić, pomimo nakazu biskupa. Wtedy biskup obłożył parafję interdyktem. Było to za rządów Moraczewskiego. Mstyczowianie, podburzani przez miejscowych ludowców, dłuższy czas trwali w oporze. Skorzystał z tego -zasuspendowany ks. Huszno. Zjawił się w Mstyczowie, ogłosił się proboszczem, odprawiał nabożeństwa, chrzcił, słuchał spowiedzi, błogosławił śluby i t. d. Wydał wtedy broszurkę ,,0 kościele demokratycznym", jako proboszcz republikanin, z woli ludu wybrany. W tym dziełku następujące stanowi zasady dla przyszłego polskiego kościoła demokratycznego:

 

Wobec nowego ukształtowania się stosunków politycznych w Europie, opartych na zasadach szeroko pojętego demokratyzmu, uważamy zmianę ustroju Kościoła katolickiego, dotychczas rnonarchistycznego, na demokratyczny, za rzecz konieczną. Ponieważ tylko wola narodu jest wolą Boga i Kościołem jest naród, przeto nie uznajemy tych biskupów i proboszczów za księży, którzy zajmują swe stanowiska z nominacji z góry… U-znajemy tylko nowy, przyszły Kościół na czele z Papieżem, biskupami i kapłanami z woli ludu wybranymi i powołanymi z terminem ograniczonym: Papież na 3 lata, biskupi na 4, proboszczowie na 5 lat", (str.. 12).

Dzięki ojcowskim zabiegom ks. Nuncjusza Ratti, obecnego Ojca św. i ks. prof. Trzeciaka, po dwakroc powracał ks. Huszno do posłuszeństwa. Nieszczere jednak były te nawrócenia, gdyż nie chciał odwołać swych błędów i przyjąć iniuj parafji, jak tylko Ais tycz ów. W r. 1921, 12 października zerwał ostatecznie z Kościołem i, usunięty przez władze państwowe z nieprawnie zajmowanego kościoła w Mstyczowie, został początkowo redaktorem ,Wyzwolema", a później poszedł na lepiej płatne stanowisko — do hodurowców na prelegenta. Obecnie grasuje w Dąbrowie Górniczej, podburzając przeciwko Kościołowi i duchowieństwu robotników kopalnianych (Straż nr. ‘21).

 

Podobną, nieciekawa przeszłość posiada drugi wybitniejszy apostoł niezależności, ks. dr. Ptaszek; ex-kleryk z zakonu XX. Jezuitów, przyjął obrządek ormiański, studjował trochę w Rzymie, wałęsał się później po b. Kongresówce, wreszcie, osiadłszy w Zabierzowie pod Krakowem, nawrócony został na „niezależnego" przez nauczyciela ludowego, brata ks. Hodura. Niedobre rzeczy opowiadają naoczni świadkowie o jego kapłańskiem życiu. (Ks. Kwiatkowski: Polski kościół Narodowy" dz. c. str. 29). f

W Jaćmierzu w Małopolsće wsławił się ks. Michał Grzyś. J. E. ks. biskup Pelczar zasuspen-dował go w r. 1921, gdyż wbrew woli władzy djecezjalnej ogłosił się za proboszcza „z woli ludu"

w Jaćmierzu, gdzie był wikarjuszem. Po 10-rnie-sięcznych rządach, był usunięty drogą administracyjną przez wojewodę lwowskiego. Lewica z tej racji wniosła interpelację do Sejmu. Później nawrócił się. Obecnie jednak znowu wichrzy pod batutą Hodura.

Wreszcie wśród młodzieży uniwersyteckiej w Krakowie usilnie agituje na korzyść kościoła narodowego ks. Tomaszkiewicz, b. wikarjusz z Białej, usunięty stamtąd za niemoralnoźc.

Obecnie redaguje organ hodurowski w .Polsce, „Polskę odrodzoną". Nie cieszy się obecnie to pismo zbyt wielkiem powodzeniem, bo z tygodnika przekształciło się w dwutygodnik.

Na czele tych „opatrznościowych misjonarzy" ludu polskiego stoi biskup-elekt Bończak z Milwaukee z Ameryki; prawa ręka Hodura.

Dysponuje on w Polsce „funduszem misyjnym", nadsyłanym od naiwnych rodaków ,,niezależnych“ z Ameryki, inało świadomych „starokraj-skich“ stosunków.

 

 

Wnioski praktyczne.

 

Z powyższego krótkiego szkicu widzimy, że przywódcy kościoła Narodowego sami przez si-.; nie są tak bardzo straszni dla Kościoła w Polsce. Niezbyt groźną jest również ich broń, jaką walczą Przeciwko duchowieństwu i Stolicy św., ani też środki materjalne, któremi rozporządzają.

Największe niebezpieczeństwo dla religji katolickiej w Polsce przedstawiają niezdrowe i nienormalne stosunki kościelno-polityczne i społeczne, na których podłożu kiełkują i rozwijają się chorobotwórcze zarazki ideologji kościoła Narodowego. W czasach bowiem dzisiejszych znajdujemy się mniej więcej w podobnych warunkach, jakie spowodowały powstanie i rozwój polskich kościołów niezależnych w Ameryce Północnej: zbytni liberalizm naszej konstytucji, nie zabezpieczającej Kościołowi należytej obrony i pomocy, przesadny i wszechwładny demokratyzm mas ludowych i robotniczych, brak dostatecznego uświadomienia religijnego w społeczeństwie, niezdrowy patrjotyzm pewnych koł inteligencji polskiej, rozbicie na wrogie obozy i stronnictwa ogółu katolików, wreszcie wrogą Kościołowi agitację partji wywrotow7^ch, żydów i sekt protestanckich. — Oto długi szereg wrogów Kościoła w Polsce Odrodzonej. Musimy przedewszystkiem z nimi walczyć, by skutecznie zapobiedz szerzeniu się u nas wszelkiego rodzaju sekciarstwa.

Zbyt wiele w tej sprawie nie należy liczyć na ingerencję rządową, ale raczej na akcję społeczno-katolicką i inicjatywę samego społeczeństwa, której, jako wyrazu zbiorowej woli i dążeń narodu, rząd musi byc wiernym wykonawcą.

Wiele można wyliczyć środków ochronnych przeciwko agitacji hodurowcow. Wystarczy tu wskazać tylko ważniejsze.

 

Zorganizowana akcja katolicko-narodowa powinna :

1) ujawniać w prasie ukryte zamiary i poziomą ideowość przywódców kościoła Narodowego;

2) wygłaszać odczyty o istocie i ustroju hierarchicznym Kościoła i o jego zasługach dla narodu polskiego; wskazywać przytem na zgubną dla Polski działalność sekt różnowierczych;

3) w kościołach starać się o należyte zorganizowanie śpiewów kościelnych, dążąc do tego, aby wszystek lud na nabożeństwach brał udział w śpiewie liturgicznym; zwłaszcza uwzględniać należy pieśni kościelne polskie;

4) wreszcie, domagać się od Sejmu i Rządu, by nie legalizował tych sekt, które podżegają do walk klasowych oraz wprowadzają zgubne dla państwa i narodu polskiego rozdwojenia i waśni religijne.

0

ezaw

What God prescribed. That's the law!

167 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758