Bez kategorii
Like

Cichy bohater

07/02/2012
387 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Z wielkim zadowoleniem przyjąłem wiadomość, że Prezydent Komorowski na coś nam się przydał. Odznaczy on jednego z największych przyjaciół Polski z czasów drugiej wojny światowej.

0


 

 Z wielkim zadowoleniem przyjąłem wiadomość, że Prezydent Komorowski na coś się nam przydał. Odznaczy on Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej, jednego z największych przyjaciół Polski z czasów II wojny światowej. W Warszawie ma powstać również skwer noszący jego imię.

Mowa o Maharadży, o trudnym do wymówienia, ale wartym zapamiętania nazwisku – Jam Shri Sir Digvijaysinhji Ranjitsinhji Sahib Bahadur. Był on znaną i wpływową postacią w Indiach. Piastował urząd Kanclerza Izby Książąt Indyjskich. W czasie wojny był również członkiem gabinetu Imperium Brytyjskiego do spraw wojny, jako przedstawiciel Indii. Po wojnie był przedstawicielem Indii w ONZ.  Związki Maharadży z Polską sięgają lat 20tych, kiedy to jako młody arystokrata podróżował po Europie. Poznał wtedy Ignacego Paderewskiego. Postać tego znanego Polaka wywarła na nim wielkie wrażenie. Do śmierci wielkiego artysty i polityka interesował się jego losem.

Cała historia zaczęła się w grudniu 1941 roku, kiedy to Stalin wydał zgodę na wydalenie z ZSRR znajdujących się tam polskich dzieci. Początkowo umieszczono je przy granicy z Iranem. Mimo wydatnej pomocy polskich dyplomatów bytowały one w strasznych warunkach. Szczęśliwym trafem dowiedział się o tym Maharadża, który wpadł na pomysł sprowadzenia ich do Indii, by mogły przetrwać wojenną zawieruchę w jakimś miejscu odpowiednim do ich stanu i położenia. W Balachadi k. rezydencji Maharadży założono za jego pieniądze Polski Obóz Dziecięcy. Stopniowo ośrodek powiększał się, gdyż dojeżdżały nowe dzieci. Wielką zasługą Maharadży było również nakłonienie Izby Książąt Indyjskich, by ta oficjalnie wzięła na swoje barki utrzymanie do końca wojny małych, polskich uchodźców. Bardzo podoba mi się zdanie, którym Maharadża powitał dzieci: "Nie uważajcie się za sieroty. Jesteście teraz Nawanagaryjczykami, ja jestem Bapu, ojciec wszystkich mieszkańców Nawanagaru, w tym również i wasz".

W swoich wspomnieniach młodzi beneficjenci pomocy indyjskiego arystokraty wspominają jego dobroć i bezinteresowność. Bardzo utkwiło im w pamięci nieskrywane zainteresowanie, jakie Maharadża żywił do do polskiej kultury. Chętnie uczestniczył w przedstawieniach organizowanych przez sieroty. Podobały mu się Jasełka, Kopciuszek i jego ulubiony Kordian, którego losem niezmiernie się przejmował. Z Londynu przywiózł również przetłumaczonych Chłopów, do których z zainteresowaniem zaglądał.

Nie można nie przytoczyć fragmentu przemówienia, wygłoszonego przez tego jakże ludzkiego w nieludzkim czasie człowieka, które zostało wygłoszone podczas poświęcenia polskiego sztandaru hufca harcerskiego: "

 

Jest to dla mnie i mojej żony wielki zaszczyt, ze zostaliśmy rodzicami chrzestnymi tego polskiego sztandaru. Niechaj te srebrne gwoździe, które wbijamy w drzewce tej flagi będą gwoździami wbitymi w trumnę wrogów wolności i waszych domów […].

Zawsze pozostanę wierny i lojalny wobec Polski, zawsze będę sympatyzował z przyszłością Waszego kraju. Jestem pewny, że Polska będzie wolna, że powrócicie do waszych szczęśliwych domów, do kraju wolnego od ucisku. Duch Polski, który jest znany w całym świecie, jak długo pozostanie takim, jakim jest teraz, wywalczy wolność kraju. Ochraniajcie ten sztandar nawet życiem własnym, ponieważ natchnieni takim duchem zawsze pokonacie wszelkie przeciwności

W historii Jamnagaru dzisiejsze wydarzenie pozostanie zawsze jako jedno z najpiękniejszych, które kiedykolwiek miało miejsce. Niech was Bóg błogosławi i pozwoli wrócić do prawdziwie wolnej i szczęśliwej Polski."

 

Jako bardzo smutne wspomina Wiesław Stypuła, powojenne pożegnanie ze swoim indyjskim dobrodziejem: "Bardzo smutne było ostatnie pożegnanie z maharadżą, po likwidacji osiedla w 1946 r. Na dworzec kolejowy przyjechał osobiście. Żegnał się ze wszystkimi dorosłymi. Podchodził też kolejno do poszczególnych grup dzieci. Ze starszymi rozmawiał, młodsze głaskał lub przytulał do swego potężnego torsu. Widać było, że rozstanie sprawiało mu wielką przykrość. Wielce wzruszony, co chwila wycierał zwilgotniałe oczy. Może przeczuwał, ze rozstajemy się na zawsze. Taki to był ten nasz polsko-indyjski maharadża".

 

Generał Sikorski pytając jak Polska może spłacić zaciągnięty u Maharadży dług, usłyszał od niego, iż prosi o nazwanie jego imieniem jednej z ulic w niepodległej Polsce. Wygląda więc na to, że po 20 latach zwłoki spełniamy prośbę tego wielkiego człowieka. Jak zwykle zbyt późno i zbyt cicho…ale jednak.

 

 
0

Prawyprosty

35 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758