Endeckie podejście sprawia, że na pytanie – „bić się czy się nie bić?” – odpowiadamy – bić się należy będąc dobrze przygotowanym; sygnał do walki musi pójść w odpowiednim, a nie całkowicie przypadkowym i spontanicznym, momencie.
W Najwyższym Czasie z 14 stycznia ukazał się mój felieton, w którym za pretekst do rozważań posłużył mi fragment wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego, w którym krytykował on kolektywne kultury Niemiec i Japonii, a wychwalał m.in. kulturę latynoską. W tekście zawarłem dwie tezy:
– myśl narodowa stawia obowiązki względem wspólnoty wyżej niż życie indywidualne i walczy o to, by kształtować w tym duchu charakter narodowy Polaków; w tym kontekście użyłem m.in. sformułowania, że do osiągnięcia sukcesu Polacy powinni „obudzić w sobie Japończyka”
– polskie „prawice” mają rozmaite podejścia do różnych aspektów życia społeczno-politycznego, pomimo tego uznaję konieczność współpracy pomiędzy nimi, która miałaby się zawierać w haśle „umieć się różnić”.
Wojciech Cejrowski poczuł się w obowiązku odpowiedzieć na mój felieton na portalu społecznościowym facebook. Zarzucił mi, że go „kompletnie nie zrozumiałem”, po czym… napisał komentarz, świadczący o tym, że zrozumiałem go lepiej niżbym wcześniej sam mógł przypuszczać.
Pozwolę sobie przytoczyć najbardziej charakterystyczny fragment:
„Taki mam temperament, w tym się dobrze czuję i to zawsze uczciwie obiecuję wrogom mojej Ojczyzny – długo nic nie robimy, długo nie reagujemy, dość długo pozwalamy by obcy pluł nam w twarz i dzieci nam tumanił, krzyże oszczywał, Polskę poniżał i lekceważył, ale w końcu zawsze każdego naszego wroga spotka z naszej strony rozpierducha.”
Dokładnie o to mi chodziło – narody, które w ten sposób się zachowują, przegrywają starcie cywilizacyjne. Jest to tzw. mentalność powstańcza, która powoduje, że zamiast na co dzień pracować i walczyć na rzecz państwa i narodu, zrywamy się co pokolenie do walki o ostatnie przyczółki, zazwyczaj w sytuacji beznadziejnej.
Jak to się kończy – zazwyczaj właśnie beznadziejnie. Walka nieprzygotowana, walka zrywem na ostatnią chwilę to walka, w której marnuje się ogromny potencjał ludzki – siły i zasoby, a jeśli jest to walka zbrojna – marnuje się ludzkie życie. Mamy w naszej tradycji przykłady powstań bezsensownych i beznadziejnych – jak Listopadowe z 1830 czy Krakowskie z 1846. Mamy również przykłady zrywów przemyślanych, przygotowanych, rozpoczętych w dobrym momencie i przez to – skutecznych, jak choćby Powstanie Wielkopolskie z 1918 r.
Endeckie podejście sprawia, że na pytanie – „bić się czy się nie bić?” – odpowiadamy – bić się należy będąc dobrze przygotowanym; sygnał do walki musi pójść w odpowiednim, a nie całkowicie przypadkowym i spontanicznym, momencie.
„Bo jest typowo polskie to, że nie dajemy się ustawiać w dwuszeregu, że nie lubimy władzy – każdy chce być wojewodą na swojej zagrodzie” – mogę się z tą obserwacją zgodzić, ale fakt, że jest to „typowo polskie”, nie oznacza, że rzecz jest pozytywna. Brak dyscypliny, karności, wybujały indywidualizm, który nie pozwala na tworzenie żadnych trwałych projektów w sferze publicznej, a wreszcie niechęć do własnego państwa, która sprawia, że zamiast myśleć o tym jak je zmieniać, nieustanni z nim walczymy. Powtórzę – w starciu cywilizacyjnym wygrywają ci, którzy są w stanie stworzyć trwałe, stabilne więzi i relacje wspólnotowe, a także instytucje, organizacje, zrzeszenia. Panie Wojciechu, tragedią polskiej prawicy jest od lata właśnie fakt, że „każdy chce być wojewodą” – dlatego lewactwo, pozornie zanarchizowana banda, wygrywa. Bo oni potrafią ustawić się w dwuszeregu, kiedy trzeba.
Zdaję sobie sprawę, że polska „słowiańska dusza” jest podatna na takie hasła – „hej kto Polak na bagnety, dziś twój tryumf albo skon”. Tylko że tego rodzaju mentalność – gnuśne nic-nierobienie w zakresie życia wspólnoty narodowej, „maniana” w czasie której wycofujemy się całkowicie do naszego życia prywatnego, by zerwać się w ostatnim momencie, nie raz spowodowało katastrofę naszego państwa i narodu. Tak wyglądała w Polsce większość wieku XVIII, który zakończył się wymazaniem naszego kraju z mapy Europy.
Podsumowując – nie tylko potwierdził Pan moje zastrzeżenia, ale wyraził je w możliwie najpełniejszy sposób. Dmowski uczył, że my, Polacy nie powinniśmy się zachwycać sobą, bo wiele jest w naszym życiu publicznym bierności, lenistwa, a z drugiej strony właśnie nieodpowiedzialnego romantyzmu.
Pisze Pan: „Jest typowo polskie poświęcenie się dla Ojczyzny do krwi ostatniej kropli z żył czyli poświęcenie się ROMANTYCZNE”(w przeciwieństwie do pozytywistycznego, organicznego)” – problem polega na tym, że jeśli stosunek romantyzmu do pozytywizmu jest w społeczeństwie zbyt duży, to po jakimś czasie nie ma już krwi, którą można by szafować. Zwoływane ad hoc pospolite ruszenie to formacja zbrojna, która przestała być skuteczna już kilkaset lat temu. Może się przydać, ale tylko jako wsparcie regularnej, działającej na co dzień armii.
Robert Winnicki
P.S. Napisał Pan, że nie pozwoli „by obcy pluł nam w twarz i dzieci nam tumanił, krzyże oszczywał, Polskę poniżał i lekceważył” – tylko, że „krzyż oszczywał” nie żaden obcy, a jak najbardziej Polak, z dużym prawdopodobieństwem – z rodziny o katolickich korzeniach. Jeśli nie zdamy sobie sprawy, że musimy wygrać bój o oblicze narodu, to przegramy każdą walkę z jakimkolwiek „obcym”. A walki o to jak wygląda nasze społeczeństwo nie wygra się zrywem, bo jak – urządzi Pan powstanie przeciwko sąsiadowi?